poniedziałek, 19 czerwca 2017

56# Lew Na Księżycu

Była piękna gwieździsta noc. Wszyscy spali z wyjątkiem małej Daraji. Lwiczkę męczyły koszmary. Nie lubiła nikogo budzić, więc sama próbowała zasnąć, ale nic to nie dawało. W końcu wykończona tą bezradnością wstała i powłócząc nogami podeszła do Ujasiri'ego i poszturchała go łapką. Lew jęknął i wymruczał coś pod nosem jednocześnie przekręcając się na drugi bok. Daraja przekręciłam oczyma i wpełzła pod łapę ojca budząc go przy tym. Spojrzał na nią i zapytał opiekuńczym głosem:
- Co jest słonko?
- Nie mogę spać- wymamrotała w odpowiedzi.
- W takim razie chodź- lew przeciągnął się i wstał.
Daraja wskoczyła Ujasiri'emu na grzbiet i rozłożyła się używając grzywy ojca jako poduszki.Gdy zeszli z Lwiej Skały lwiczka zeskoczyła i szła przy łapie rodzica. Gorączkowo zastanawiała się gdzie brązowy może ją prowadzić. Kiedy zadała to pytanie lew odpowiedział tajemniczo:
- Nie ważne.
Gdy przez kilka minut nie zapowiadało się na postój Daraja zaczęła wygwizdywać niedawno usłyszaną piosenkę. Spojrzała w niebo. Gwiazdy świeciły wyjątkowo mocno, a księżyc był w pełni. Jego blask cudownie oświetlał wzgórze na polance, która była dość ważnym miejscem na Lwiej Ziemi. To tutaj książęta uczyły się o Dawnych Władcach i gwiazdach, niekiedy szamani porozumiewali się z duchami. młode lwiątka poznawały ciekawe historie. Długo by wymieniać. Daraja przyglądała się jasnym punkcikom na niebie, kiedy jej wędrówkę powstrzymała łapa ojca. Lwiczka spojrzała na niego pytająco, a ten gestem nakazał jej położyć się na wyżej wspomnianym wzgórzu. Ciemna zrobiła to wtulając się w bujną grzywę ojca.Nastawiła ucha przewidując jakąś, a jakże, nużącą opowieść, ale to nie nastąpiło. Zamiast tego Ujasiri zapytał przypatrując się księżycowi:
- Opowiadałem Ci o Lwie Na Księżycu?
Lwiczka zastanowiła się. Była opowieść o powstaniu księżyca, o tym, jak żyrafa zjadła księżyc, z czego stworzony jest książyc i jak  pomalować księżyc, ale nic o Lwie Na Księżycu. Brązowa pokiwała przecząco głową. Ujasiri uśmiechnął się lekko.
- Ta legenda miała miejsce wiele lat temu. Nie było jeszcze Lwiej Ziemi. Pewien lew o imieniu Shetan, który był bardzo ważną postacią na Lazurowej Ziemi, która z czasem przeistoczyła się w naszą Lwią Ziemię, spacerował po tej samej polanie, na której właśnie leżymy. Tego dnia zmarła jego córka Hasara. Shetan był w stanie oddać wszystko, co posiadał, by ona powróciła do świata żywych. Przeklinał los tak głośno, że usłyszał go sam diabeł. Ukazał się Shetan'owi i obiecał spełnić jedno życzenia, za duszę. Shetan nie zastanawiał się długo. Był pewien, że diabeł i ta propozycja są darem od Dawnych Władców, więc czemu by nie skorzystać? Zgodził się na co diabeł potarł chciwie łapy i wypowiedział kilka zdań z języka zulu. Shetan nie czuł nic. Nagle po tych kilku zdaniach. Puf! Stracił duszę. Zniknęła, a diabeł, wcześniej ledwo przypominający lwa, teraz miał bujną czarną grzywę, miękką bordową sierść, białe tęczówki. Był przerażający. W momencie zyskania ciał przez diabła Shetan poczuła straszy i niespodziewany ból. Padł na ziemię po czym zaczął się turlać krzycząc z bólu. Diabeł zaśmiał się głęboko. Jednak musiał dotrzymać danej obietnicy. Niechętnie zapytał czego Shetan sobie życzy. Lew zapomniał o córce." Oddaj mi duszę" rzekł. Diabeł krzyknął "Nie!!!" tak głośno, że ziemia i pobliskie gwiazdy zatrzęsły się, a niebo wraz z gwiazdami zafalowało jak tafla wody, na którą rzucono liść. Shetan zrozumiał swoją głupotę i mimo bólu wstał. Odbiegł w stronę baobabu zamieszkanego przez jego przyjaciółkę Waukazi, która była jednocześnie szamanką. Na szybko opowiedział jej całą historię, a ta z bolącym sercem przetransportowała Shetana na księżyc. Na tym ciele niebieskim od tego momentu widać głowę Shetana, który czeka na zwierzę, które uwierzy w jego historię i będzie w stanie opanować ciężką sztukę szamaństwa i ściągnie do znowu na dół. Diabeł został pokonany i sprowadzony do piekła.
Tak oto zakończył opowieść. Daraja zamyśliła się marszcząc nosek. Spojrzała na poważną twarz ojca i zapytała:
- To prawda?
- Nie wiem. Zależy, kto w co wierzy. Ja uważam to za zwykłą bajkę dla lwiątek. A ty Darajo?
Lwiczka spojrzała w stronę księżyca mieniącego się srebrnym blaskiem. Na jego tarczy rzeczywiście widniała głowa lwa utworzona z większych i mniejszych szarych plam.
- Wierzę- powiedziała dobitnie i szczerze Daraja.- I kiedyś ściągnę Shetan'a z powrotem na ziemię. Jak myślisz? Jak zareaguje widząc nie Lazurową, a Lwią Ziemię?
- Pewnie będzie zdziwiony, a teraz chodź na Lwią Skałę.
Przyszła księżniczka potulnie szła obok ojca rozmyślając o Shetanie. Tym razem zasnęła naprawdę szybko.
***
Daraje o poranku obudziła Violet. Jasna lwiczka szturchała swoją siostrę tak natarczywie, że niemożliwe było spanie dalej.
- Czego?-wycedziła przez zaciśnięte zęby Daraja.
- Niczego. Wstawaj, siostra! Mama i lwice były na polowaniu. Mamy na śniadanie gnu!
- Yay-mruknęła i wstała.
Siostry poszły w kierunku jedzenia. Każda w innym tempie. Violet w podskokach dorwała się do mięsa, a Daraja smętnie włócząc łapami złapała kilka kęsów w pyszczek i wyszła z jaskini.

***
No witam! Post krótki, ale mam nadzieję, że się podoba :). Nie wchodziłam i nie pisałam ponieważ otrzeba poprawiać oceny. Poza tym dręczy mnie brak weny. Niestety. No cóż! Jak już mówiłam ma nadzieję, że post się podoba!

środa, 12 kwietnia 2017

55# Zła Ziemia

Poranne promienie słońca wdarły się do mrocznej termitiery Złoziemów. Lorna i Kifo, którzy spali na najwyższej skałce w śnie przewrócili się na drugi bok, za to reszta stada obudziła się już całkowicie. Wiedzieli bowiem, że nawet jak zasną z powrotem, gdy tylko obudzi się książę zostaną brutalnie wyrzuceni z przytulnego domu zmuszeni do polowania na Lwiej Ziemi narażając życie. Woleli więc dobrowolnie wyruszyć na wrogą sobie ziemię póki władcy dalej słodko odpoczywają. Wyznaczone lwice wyszły z termitiery na, o tak wczesnej porze palące słońce. Szły w milczeniu w stronę granicy po spękanej ziemi bez jakiejkolwiek roślinności. Piasek przesypywał im się między palcami. Jedna z lwic zaczęła narzekać na królową i księcia. Była to nowa w stadzie lwica jeszcze nie wiedząca co może zdziałać rozgniewany Kifo. Była wyjątkowo biała, ale nie było to zauważalne przez rany po walkach i kurzu zasłaniającym jej śliczną sierść. Gdy skończyła swoje wykłady na temat bezsensowności ich polowań inna tym razem szara niczym głaz zaczęła tłumaczyć, że to ważne dla stada. Miodowa lwica, która szła na czele grupki zaspanych lwic nie wytrzymała i odwróciwszy się w ich stronę krzyknęła:
- Cicho!
Wszystkie spojrzały na nią jakby zobaczyły ducha. Ta spojrzała na nie ze zdziwieniem po czym zrozumiała, że lwie patrzą nie na nią, a za nią. Miodowa ze strachem spojrzała w tą samą stronę co reszta i po kilku sekundach schowała się na samym końcu. Na Złej Ziemi stała dumnie wyprostowany jasnobrązowy lew z ciemnobrązową grzywą i czerwonymi oczami. Najstarsza z lwic powiedziała głośno by każdy słyszał:
- Och nie wierzę! Książę i następca tronu Lwiej Ziemi Ujasiri we własnej lwiej osobie! Ciekawe co on tu robi?- Prychnęła, a reszta lwic zaśmiało się na co Ujasiri podszedł na grupki.
- Interesuje mnie co wy robicie- warknął w pysk beżowej lwicy, która stała najbliżej niego.
- Nic- odparła z miną niewiniątka.- Słyszałam, że masz dwie córeczki wasza wysokość- ukłoniła się lwu z irytującym uśmieszkiem.
- Zwierzęta skarżą się, że na nie polujecie i na mojej głowie zapobiec temu.
- To wielki i wspaniały król Audi już się tym nie interesuje? Może jest już za stary na takie ciężkie zadania jak rozmowa?
- Dość! Macie już nie chodzić na moją ziemię inaczej skończy się o wiele gorzej. Dla was.
Lew odwrócił się, a gdy znikł z oczu Złoziemek te wybuchnęły śmiechem. Żadna z nich nie bała się księcia Lwiej Ziemi. Tylko miodowa lwica odetchnęły głęboko kilka razy i powiedziała drżącym głosem:
- Było blisko. Idźcie beze mnie. Ja pójdę powiedzieć o tym Lornie i Kifo.
Lwice wzruszyły ramionami i ruszyły dalej. Miodowa położyła się i zamknęła oczy. Przestraszyła się księcia. On od czasów dzieciństwa nigdy nie zapuścił się na Złą Ziemię, a Złoziemnki nie mogą zaprzestać w polowaniach. Ujasiri będzie przychodził coraz częściej. Lwicy popłynęła po policzku samotna łza. Czuła się źle i miała wyrzuty sumienia. Westchnęła ciężko i wstała wycierając sobie policzek. Ruszyła przed siebie w stronę termitiery i rozmyślała co może powiedzieć władcom. Będą zdenerwowani i to na poważnie, ale jej wyjątkowo nic nie zrobią. Uśmiechnęła się chytrze na tą myśl i z radością wskoczyła do termitiery. Bez  żadnego spojrzenia na Lornę i Kifo właśnie obmyślających plan podbicia i starcia na pył Lwiej Ziemi położyła się na najwygodniejszej skałce. Kifo chrząknął by zwrócić na siebie uwagę, a gdy to nie zadziałało warknął coś, ale miodowa go nie słuchała. Z zamkniętymi oczami zaczęła powoli odchodzić w świat snów tak, że docierały do niej tylko strzępki oburzonych krzyków Lorny  Kifo.Stała na czubku Lwiej Skały, a obok niej stał jakiś dziwny lew. Był cały rozmazany, ale można było dostrzec, że jest w kolorze toffi. Uśmiechał się chytrze i spoglądał w dal. Lwica spojrzała w tą samą stronę. W stronę Lwiej Skały szła dwójka lwów o bordowej barwie z białymi grzywami. Wyglądali na muskularnych, a między nimi była jakaś biała lwica. Miała na ciele dużo szram. Niektóre były już zabliźnione, a z innych dalej sączyła się krew.  Gdy trójka doszła do podnóża Lwiej Skały miodowa mogła rozpoznać białą. Była to Uru, królowa Lwiej Ziemi. Pytanie tylko dlaczego to ona i ten dziwny lew stoi na tronie?
- Nasi największy władcy!-zaczął pierwszy lew z zielonymi oczami- Oto była królowa Lwiej Ziemi Uru...
- Była?-zapytała ze zdziwieniem miodowa.
- Naturalnie wasza wysokość. Przyłapaliśmy ją na szpiegowaniu.
- Przyprowadźcie ją do nas. Dziękujemy Wam Waple i Sentry. Możecie odejść.
Dwa lwy przytaknęły i brutalnie wepchnęły Uru na Lwią Skałę po czym odeszli. Rozmazany lew podszedł do białej i uderzył ją w pysk, ale ta stała niewzruszona i wpatrywała się w lwa twardo. Prychnęła po czym powiedziała:
- Nie boje się ani Twojego uderzenia, ani Ciebie Kifo. A co do Ciebie- warknęła w stronę miodowej- myślałam, że lepiej wybierzesz partnera.
- Partnera?! Kifo?!- zapytała z oburzeniem i lękiem. Spojrzała na jeszcze przed chwilą rozmazanego lwa, który teraz był prawdziwym Kifo.
Lwica zaczęła biec przed siebie i wpadła na dość duży głaz.  Usłyszała kilka krzyków i otworzyła oczy. Leżała na Lwiej Ziemi, pod baobabem Uaminifu. Była czarna i gwieździsta noc. Wstała szybko i rozejrzała się. Nikt nie mógł jej na Lwiej Ziemi zobaczyć. To było za bardzo niebezpieczne. Pędem ruszyła  na Złą Ziemię.
***
Był dopiero wschód słońca, a na czubku Lwiej Skały leżała dwójka lwiątek. Były to królewskie siostry Daraja i Violet. Obie kochały obserwować sawannę skąpaną w czerwono-pomarańczowym blasku słońca. O tak wczesnej porze większość zwierząt spała, tylko malutkie stado strusi podjadało liście z niskiego drzewa, a największy z ptaków wyglądający na przywódcę krążył naokoło stadka. Gdzie indziej pasło się stado nosorożców, obok stało kilka słoni. W wodzie odpoczywały krokodyle, w wodopoju pływały hipopotamy, gepardy prowadziły wyścigi... nic specjalnego na Lwiej Ziemi. Sawanna pełna zwierząt, każdy dba o Krąg Życia, jest przyjazny w stosunku do siebie nawzajem. To było czymś co kochała Violet, a nie przepadała za tym Daraja. Ciemna lwiczka kochała swój dom wolała jednak być samotna i podróżować po Afryce. Zwiedzać nowe ziemie, poznawać nowe lwy i inne zwierzęta. To było marzeniem najstarszej z sióstr. Jednak czekało na nią nudne i przewidywalne życie królowej. Lwiczka westchnęła ciężko. Spojrzała na swoją siostrę. Uśmiechniętą od ucha do ucha jak to miała w zwyczaju przyglądała się dość licznemu stadu okapi. Młode biegały  naokoło siebie, a starsze obserwowały maluchy bądź spały. Daraja wciągnęła ze świstem świeże powietrze, które sprawiło, że dostała nagłego napadu dobrego humoru. Wstała, a potem znowu się położyła. Violet spojrzała zdziwiona na siostrę i otworzyła pyszczek, by coś powiedzieć, ale Daraja uprzedziła ją:
- Posłuchaj mnie... powiem Ci coś w tajemnicy. Największej tajemnicy. Obiecujesz, że nic nikomu nie powiesz?
- Przysięgam- powiedziała z powagą.
- Ja... nie wiem co myśleć o tym, że mam być królową. No wiesz... niby wszystko okej, ale ja... tak nie chcę. Marzę, by pewnego dnia wyruszyć w niekończącą się podróż po Afryce, a nie siedzieć tu na jak ta głupia, która porzuciła marzenia żeby zadowolić ojca i matkę.
- Powiedz rodzicom. A poza tym jak tylko coś będzie nie tak masz mnie. Rozumiesz? Jestem tu dla Ciebie- Violet objęła siostrę łapą i przytuliła do siebie.
- Dzięki. Mogłybyśmy pójść na spacer co ty na to? No wiesz przejdziemy się tu i tam i wrócimy.
- Chętnie.
Lwiczki wstały i w podskokach zbiegły z Lwiej Skały. Rozejrzały się i zobaczyły Zizi wylatującą z korony baobabu Uaminifu i Macho wychodzącego z małej jaskini obok Lwiej Skały, która była jego domem. Przywitali się i gepard pobiegł na patrol. Ganiały za sobą i walczyły dla zabawy bardzo długo, aż Daraja wpadła do wody. Wyskoczyła jak oparzona, a widząc śmiejącą się siostrę uśmiechnęła się chytrze po czym wrzuciło ją do wodopoju. Violet zareagowała taj samo jak jej starsza siostra. Biegały długo, aż zupełnie wyschły. Słońce dalej powoli i bez zbędnego pośpiechu wznosiło się ponad widnokrąg. Złocista kula skąpała swym blaskiem całą sawannę. Daraja usiadła by podziwiać piękno jej domu, a Violet ganiała za dorosłą piaskówką. Nagle przed oczami ciemnej pojawił się śmieszny widok. Małe, złote lwiątko z pomarańczowymi oczkami i drobną, niechlujną grzywką wyglądające na samczyka ganiało za podobnym zwierzakiem. Obok niego stał bardzo podobny do niego lew z bujną, rudą grzywą. Było to nieprawdopodobne, gdyż to ona wraz ze swoją młodszą siostrą stały w tym miejscu. Co dziwne wyglądało to bardzo realnie. Daraja gdzieś już widziało podobne lwiątko i lwa. Rozmyślała nad tym, gdy Violet wbiegła jej w plecy, aż ta się przewróciła. Spojrzała z wyrzutem na siostrą i wstała. Postanowiła nie mówić nic niebieskookiej o nieznanym lwiątku i lwu. To było bez sensu, bo kogo interesowałoby coś takiego? Siostry wróciły na Lwią Skalę. Daraja obiecała sobie, że pójdzie ze swoją wizją do Uaminifu. Kto mógłby wiedzieć o tym więcej nisz szaman?

***
No hej! Przepraszam, że tak długo nie było rozdziału, ale:
a) nie chciało mi się
b) nie miałam czasu wejść na bloggera
c) nie miałam weny
d) inne pasje zajęły moją głowę
e) naprawdę mi się nie chciało

To już wszystko. Więc przepraszam i wiem, że post taki krótki, ale postaram się szybko coś wrzucić. I jeszcze zdjęcie piaskóweczki:

I jak ja mogłam nie wstawić do tego rozdziału tego słodziaka XD

To pa pa! Mam nadzieję, że rozdział się podobał.

niedziela, 26 marca 2017

Przepraszam!!!!

Przepraszam!!!!! Z powodu mojej głupiej pomyłki liczba rozdziałów wyglądała na to, że jest opublikowanych 61, a tak  naprawdę jest ich 54! Przepraszam za tą głupią pomyłkę i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
 Dziękuję  Kravariss (nie wiem jak napisać to a z dwoma kropkami) o podsunięcie pomysły na zakładkę Spis Treści dzięki której zobaczyłam ten błąd.

środa, 15 marca 2017

poniedziałek, 13 marca 2017

54# Na Niebiańskiej Ziemi

Lwica wraz ze swoim partnerem przechodziła przez ogromne królestwo zwane Jasną Ziemią. Mieszkańcy ziemi, na której wcześniej była powiedzieli, że czarno grzywy lew poszedł w tą stronę.Tego właśnie lwa szukała lwica.Na Jasnej Ziemi było bardzo dużo zwierzyny i  rzek. Trawa była bujna i miała piękny zielony kolor. Gdziekolwiek nie spojrzeć pięły się ku niebu dumne baobaby. A na samym środku tej ziemi była obszerna jaskinia nazywana Grotą Wybranych. Nazywała się tak gdyż jej mieszkańcy, czyli lwy, wierzyli, że ich gatunek jest najlepszym ze wszystkich.Obok niej stał wielki głaz, z którego władcy pokazywali dzieciom królestwo.
Partner lwicy szedł niepewnie z tyłu. Pogrążony w swoich myślach nie zauważył nawet, że doszli do celu. Stali przed Grotą Wybranych.Na głazie obok leżał jasno kremowy lew z czarną grzywą jakby oczekując ich przyjścia. Uśmiechnął się do nich miło po czym zeskoczył do przybyszy. Uścisnęli sobie łapy i przedstawił się.
- Witam. Jestem Taji. Mój szaman powiedział mi, że dzisiaj przyjdą dwa lwy oczekując pomocy.
- Cóż... tak jest- powiedziała lwica.- W pewnym sensie. Ale gdzie moje maniery! Jestem Kifalme, a to mój partner Tabasamu- lew uśmiechnął się lekko.- Szukam mego ojca. Groźne Stado powiedziało, że przyszedł tutaj. Nazywa się Risu, ma czarną grzywę, złotą sierść i pomarańczowe oczy.
- Tak był tu...- Taji zamyślił się pocierając sobie łapą nos- i powiedział, że idzie na Niebiańską Ziemię.
- To ziemia mojego wujka.
- Wspaniale! Wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale na pewno jesteście głodni. Lwice przed chwilą wróciły z polowania. Zapraszam Was do środka.
- Dziękuję, ale nie. Chcę go szybko odnaleźć. W moim domu mam młodsze rodzeństwo. Podróżuję praktycznie od ich urodzenia, a chciałabym ich poznać jak mają już swoje charakterki. Rozumie pan.
- Oczywiście. No cóż. Więc do widzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Kifalme i Tabasamu pożegnali się po czym odeszli. Kifalme doskonale wiedziała gdzie jest Niebiańska Ziemia. Co prawda nigdy na niej nie była, ale wiele razy opowiadano jej o niej. Zwłaszcza Mrithi, który tylko raz gościł na Lwiej Ziemi. Ach... Lwia Ziemia. Na samą myśl lwicę ścisnęło serce. Tęskniła za swoim domem gdzie była jej rodzina. Prawdziwa rodzina- przeszło jej przez myśl, ale szybko wyrzuciła to z głowy. Kochała Metgesel i Lief'a, ale wiedziała, że tęsknota nie sprawi by wróciła. Nie podda się.Mijali wodopój, przy którym parę złapało ogromne pragnienie. Podeszli do wody, a zwierzęta pijąca wodę uciekły w popłochu. Kifalme pochyliła się i zaczęła pić. Gdy ugasiła pragnienie wskoczyła do wodopoju. Tabasamu spojrzał na nią zdezorientowany. Lwica zanurkowała i długo nie wyjmowała głowy znad tafli wody. Zaniepokojony lew pochylił się nad wodą. Powoli wyciągnął łapę, a brązowa złapała ją po czym wrzuciła partnera do wody. Ten szybko z niej wybiegł po czym spojrzał ponuro na partnerkę. Kifalme wyskoczyła z wody i dusiła się ze śmiechu. Widząc ponurą minę Tabasamu spoważniała chociaż co chwila wybuchała cichym śmiechem.
- Wiesz co? Wredna jesteś-warknął odwrócony plecami do lwicy.- Chyba rzuciłaś na mnie jakiś czar, że dalej Cię kocham.
- Och daj spokój! To tylko zabawa!- mruknęła po czym położyła się by wyschnąć. Słońce rzuciło na nią złotawe promyki. Lew musiał przyznać, że wyglądała olśniewająco. Była cała mokra, ale olśniewająca.
- Idziemy czy nie? No wiesz na Niebiańską Ziemię.
- No dobrze.
Wstała i żwawym krokiem ruszyła za partnerem. Ten dalej w złym humorze zerknął na nią szybko i znowu odwrócił wzrok. Rzucił się na nieprzygotowaną na to lwicę. Poturlali się kilka metrów aż Tabasamu przygniótł do ziemi partnerkę. Ta dopiero zrozumiała o co chodzi i uderzyła lwa w klatkę piersiową. Nic. Za drugim razem także nic. Aż za trzecim razem brązowa nie wytrzymała i uderzyła go z całej siły. Lew zeskoczył z niej jak oparzony, ale znowu wskoczył na nią. Ona, tym razem przygotowana na to odparła atak. Po chwili Tabasamu leżał w błocie. Wstał, burknął coś pod nosem i ruszył w dalszą drogę. Kifalme teatralnie przekręciła oczami i podbiegła do Tabasamu. Mijali małe i większe stada zwierząt. Przy rzece graniczącej z inną ziemią Tabasamu wymył się z błota. Ruszyli w dalszą drogę. Wędrowali właśnie przez dość obszerną ziemię zwaną Terenem Morderców. Nikogo nie było widać. Reagowali na każdy dźwięk ponieważ Teren Morderców nie cieszył się dobrą sławą. Każdy samotny lew, który zapuszczał się w to miejsce nigdy nie wracał. Para jednak przeszła przez Teren bez szwanku. Stanęli na Niebiańskiej Ziemi. Było tam pięknie. Trochę jak w dżungli. Wysokie  i grube drzewa, małe wodopoje, wodospady, jaskinie obrośnięte bluszczem. Tabasamu i Kifalme rozglądali się dookoła z niemałym zachwytem. Wtem lwica wpadła na obcego lwa. Wstała i szybko spojrzała na nieznajomego. Ten też z wysuniętymi pazurami i nastroszoną sierścią patrzył na nią. Lew miał bujną czerwoną grzywę, zielone oczy i pomarańczową sierść. Kifalme uśmiechnęła się szeroko i przytuliła zdezorientowanego lwa.

- Co ty robisz?-warknął i odsunął od siebie lwicę.- I kim jesteście? Co robicie na ziemi mego ojca?
- To ja!-krzyknęła Kifalme- Wiesz... nie znamy się za dobrze, ale raz się widzieliśmy. Jestem Kifalme. Twoja kuzynka- dopiero po tych słowach Mrithi poznał Kifalme.- To mój partner Tabasamu i przyszliśmy do Twojego ojca.
- Po co on wam?
- Mamy do niego ważne ważne pytanie.
- Pytajcie mnie.
- To raczej sprawa do króla.
- Trudno. Jestem następcą tronu.
- Słuchaj lewku- warknął Tabasamu zniecierpliwiony.- Moja dziewczyna szuka kogoś, na Lwiej Ziemi ma przybrane rodzeństwo, które nawet jej nie zna i do tego należymy do Lwiej Straży czyli obrońców Lwiej Ziemi. Nie mamy czasu na takie gierki więc masz nas zaprowadzić do króla.
- Grr...
Niezadowolony Mrithi odwrócił się mrucząc coś pod nosem. Zadowolona Kifalme podbiegła do kuzyna i zaczęła mu opowiadać o tym co się dzieje na Lwiej Ziemi. Pomarańczowy nie był tym zaciekawiony,  ale brązową niewiele to obchodziło. Po pewnym czasie stanęli przed bardzo wysoką i szeroką jaskinią. Wszędzie słychać było szum wodospadu. Lwioziemcy spojrzeli na grotę z niemałym zachwytem. Mrithi prychnął i wprowadził ich do środka. Panował tam półmrok, a na skalnych półkach wypoczywało stado. Niektórzy przyglądali się badawczo przybyszom, inni nie zwracali na nich uwagi, a jeszcze inni szeptali między sobą.Na środku na niewielkim podwyższeniu leżała para lwów dyskutująca o czymś szeptem. Lew był pomarańczowy z czerwoną grzywą, a lwica była kremowa. Weszli do środka. Mrithi poszedł w ciemny kąt, a Kifalme odkaszlnęła nieśmiało. Lwy natychmiast umilkły i spojrzały w stronę wejścia. Wstali po czym podeszli bliżej. Lwica trzymała się z tyłu, a lew wypiął dumnie pierś i zaczął mówić:
- Jestem Clow. Król Niebiańskiej Ziemi. To Lila. Królowa Niebiańskiej Ziemi. Co was tu sprowadza i kim jesteście?
- No nie wierzę! Nikt mnie nie pamięta! Jestem Kifalme. Twoja siostrzenica. A to mój partner Tabasamu.
Władcy Niebiańskiej Ziemi przyjrzeli się bliżej Lwioziemcom. Jako pierwszy poznał ich Clow, a po kilku minutach Lila.
- Nie wierzę!-  zdziwił się król,- Tak dawno was nie widzieliśmy! Jak sprawy na Lwiej Ziemi? Co z Lorną? A z lwiątkiem Uru? Powiedźcie wszystko!
- Lwiątko królowej ma na imię Akili. Jest bardzo ładna. Biała i ma takie słodkie niebieskie oczka. Jest już nastolatką. Jak była lwiątkiem porwała ją Lorna. I nie żyje Sheila...
- Wiem-powiedział drżącym głosem pomarańczowy.- Mówcie dalej. I wiem, że nie żuje moja matka i babcia. I Vitani.
- Lief i Metgesel od niedawna mają dzieci. Syna i córkę- kontynuowała Kifalme.- Syn ma na imię Huzuni, a córka Binti.  Mieli mieć trzecie dziecko, ale dostało napadu duszności i zginęło. Motti i Diathesis też mają dzieci. Ich córka Siri nie żyje. Została zamordowana przez Złoziemców. A syn Kama był długo więziony. Ujasiri i Mpenzi mają dwie córki. Starszą Daraję i młodszą Violet. Och i Akili miała być królową, ale jednak Ujasiri jest następcą tronu. Za kilka miesięcy ich koronacja już są małżeństwem. Mamy nowego szamana Uaminifu. Jest dobry. I jest nowy majordomus. Znaczy kolejny. Są Zizi i Macho. Macho to gepard. Jest Lwia Straż. Należę do niej ja, Tabasamu, Akili, Mpenzi, nowy lew w stadzie Heshim.  I do stada dołączyła Asali.
Clow zrobił wielkie oczy na brązową.
- Jak to?
- Tak to. Ale my w innej sprawie. Szukamy mojego ojca. Risu. Władca Jasnej Ziemi powiedział, że szedł w te stronę.
- Tak przyszedł tu. Odszedł na północ jakiś tydzień temu. Zostańcie tu. Ja zwołam stado i wyślę lwice na poszukiwanie Risu.
- Dziękujemy.
Lew zaryczał donośnie na co zebrało się całe stado.
Lwice z półek skalnych zeskoczyły i stanęły w szeregu przed parą królewską. Przyszły także lwice z zewnątrz. Kifalme i Tabasamu stanęli u boku Clow'a, a Mrithi potruchtał do matki. Wielkość stada była imponująca. Niebiańskoziemców było więcej niż Lwioziemców. Do stada należały lwy różnej maści. Były kremowe, pomarańczowe, białe, beżowe, jasnobrązowe, ciemnobrązowe, rude, szare... najwięcej było złotych, a na palcach jednej łapy można by policzyć czarne. Lwów było mniej więcej jedenaście. Niektórzy samcy mieli bujne grzywy inni mniejsze. Niektórym dopiero rosła, a lwiątka miały mikroskopijne grzywki. Przeważającym kolorem grzyw był rudy, mniej czarnych i szarych, a tylko jeden lew posiadał ją złotą. Nieliczne lwice miały czarne paski na uszach. Niektóre miały kropki pod oczami inne paski na głowach. Prawie każdy miał pomarańczowe oczy. Pięć lwów i jedna lwica miały je niebieskie, a mała grupka fiołkowe. Około dziewięć lwic i trzy lwy miało  Złoziemski nos. Pewna lwica, którą dopiero teraz zauważyła Kifalme trzymała się z boku. Była bardzo ciemnobrązowa prawie czarna. Na głowie i grzbiecie miała jasnobrązowy pasek, pod prawym okiem trzy kemowe plamki.  Oczy miała szkarłatne jak krew, a nos Złoziemski. Łypała groźnie na każdego z osobna chociaż można by poczuć emanujące z niej ciepło. Wyglądała na młodą, ale zmęczoną. Wszyscy odnosili się do niej z niemałym szacunkiem. Niektórzy witali się, inni skinęli do niej głową, a jeszcze inni kłaniali się jej prawie jak królowej.Leżała w rogu jaskini i nie interesowała się otoczeniem. Kiedy Clow zaczął mówić nastawiła delikatnie ucho, ale nawet nie zerknęła na króla. Co prawda Kifalme też nie słuchała lwa. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w lwicę pomarańczowy przestał mówić i stado wyszła z jaskini. Z wyjątkiem ciemnobrązowej. Ona dalej leżała w miejscu i wpatrywała się w swoje łapy. Potarła leniwie lewą łapę i skrzywiła się nieznacznie. Tabasamu odszedł jeść zebrę, którą przyniosła jakaś czarna lwica. Mrithi, Clow i Lila poszli za jego przykładem, a Kifalme podeszła nieśmiało do lwicy. Stanęła przy niej, a ta nawet na nią nie spojrzała. Brązowa chrząknęła cicho. Dopiero wtedy lwica spojrzała na nią niechętnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Dzień dobry- mruknęła nieśmiało Kifalme nienaturalnie piskliwym głosem. Chrząknęła i kontynuowała już pewniej.- Mam na imię Kifalme. A... pani?
- Uchawi- powiedziała dalej oglądając swoje łapy.- Miło Cię poznać.
- Mi Ciebie też. Em... chciałam zapytać... nie to bez sensu...-mruknęła i już chciała się odwrócić kiedy usłyszała głos lwicy.
- Nie nie idź. Pytaj proszę- zachęciła brązową.
- Dlaczego stado tak Cię szanuje?
- Jestem szamanką- odparła i odeszła.
Kifalme zdziwiła się zachowaniem szamanki. Odwróciła się i powoli zmierzała ku zebrze. Wbiła kły w pasiasty zad. Trysnęła krew. Mięso było bardzo dobre. Piątka lwów szybko uporała się ze zwierzyną. Po kilku chwilach zostały tylko śnieżnobiałe kości. Kifalme znowu zaczęła myśleć o Uchawi. Lila odeszła do kilku lwic, a Clow, Mrithi i Tabasmu zaczęli rozmawiać. Ciemnobrązowa była dziwna. Obecna ciałem, ale nie duchem. Król Niebiańskiej Ziemi zauważył zamyślenie lwicy i szturchnął ją lekko łapą w bok. Kifalme spojrzała na niego z wyrzutem i pomasowała bok. Lew z lekkim uśmiechem uniósł łapy w geście obronnym po czym spytał:
- O czym myślisz?
- Opowiedz mi o Uchawi.
- Cóż... Uchawi niewiele o sobie mówi. Jest szamanką. Jest nawet lepsza niż Rafiki. Przepowiada przyszłość i czyta w myślach. Leczy najcięższe rany. Po prostu wspaniała szamanka. Z tego co nam wiadomo nie miała łatwego życia. Ale to tylko plotki. Mieszka w niewielkiej jaskini za wodospadem. Tym za jaskinią. Trzeba przejść przez wodę. Tylko ona potrafi wejść i wyjść bez ani jednej kropli wody. Nazywamy tą jaskinię Miejscem Czarów.
Kifalme szybko wstała i wybiegła z jaskini. Zaczęła się pośpiesznie rozglądać. Nigdzie nie widziała żadnego wodospadu, ale szum wody dawał jej znać gdzie jest. Niestety na Niebiańskiej Ziemi było bardzo dużo wodospadów. Wdrapała się na dość duże drzewo i jeszcze raz się rozejrzała. Faktycznie za domem stada był mały wodospad. Woda z niego spływała do małego stawiku. Kifalme zeskoczyła z drzewa i pobiegła w wyznaczone miejsce. W szamance było coś co intrygowało lwicę. Stanęła przed stawem i zajrzała do Miejsca Czarów. Nie widziała tam nikogo, ale słyszała cichutkie nucenie.  W środku nie było nic. Światła wpadała tam w niewielkich ilościach. Weszła pewnie do wody i przeszła przez wodę. Ociekała nią więc otrzepała się. W środku jaskini wszystko wyglądało inaczej. Było jasno jakby nie było zadaszenia, na półkach skalnych stały najróżniejsze flakoniki, zioła i kwiatki. Na jednej ze ścian namalowany był Clow, a obok niego Lila. Namalowana nad nimi była duża korona.  Lwica usłyszała głośniejszą piosenkę w języku suahili. Była spokojna i cicha. Kifalme zachciało się spać. Schowała się za pnączami opadającymi z dachu groty, aż na samą ziemię. Ujrzała Uhawi robiącą jakąś miksturę. Głos miała czysty i piękny, uspokajający... po prostu nie do opisania.
- Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini- Uchawi zaczęła powoli iść w kierunku przerażonej Kifalme.-
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo *... Aaaaaa!!!- krzyknęła przerażona Uachawi, która odsunęła zasłony z lian.
Kifalme uśmiechnęła się nieśmiało. Szamanka spojrzała na nią pełnym zdenerwowania wzrokiem, a płomyki złości tańczyły w jej szkarłatnych jak krew oczach. Warknęła na nią cicho i wskazała łapą na wyjście. Kifalme przyjrzała się jej dokładnie. Miała na poduszce wyryty pazurem nieokreślony kształt. Jakby lew z rogami jakimi zwykle dysponował diabeł. Otworzyła pysk by zapytać o to, ale poczuła piekący ból w skroni. Zawyła żałośnie. Upadła na ziemię. Ból, który czuła był nie do opisania. Miała wrażenie jakby ktoś rozpoławiał jej na pół czaszkę. Jęknęła i zaczęła się wić. Coś jednak zmuszało ją do patrzenia prosto w oczy Uchawi, której wzrok złagodniał. Powieki Kifalme zrobiły się ociężałe. Starała się nie zamykać oczu, ale to było silniejsze od niej całej. Całą podświadomość zmusiła do trzymania oczu otwartych. Jednak nie dawała rady, przed oczami robiło jej się ciemno i ciepły uśmiech Uchawi był ostatnim co zobaczyła cierpiąca lwica.
***
Kifalme otworzyła oczy. Od razu poczuła piekący ból głowy. Była dalej w tym samym miejscu. Uchawi była odwrócona od niej plecami i mieszała jakieś zioła w skorupie żółwia. Na dworze panował mrok co musiało oznaczać, że jest noc. Brązowej lwicy wszystko się przypomniało. Straszny ból i ciepły uśmiech lwicy. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Upadła z hukiem na ziemię na co Uchawi odwróciła się szybko. Uśmiechnęła się promiennie i w podskokach podeszła do Kifalme. Pogłaskała ją delikatnie po głowie. Kifalme zachichotała cicho. Szybko jednak spoważniała i spojrzała na szamankę.
- Co się stało? No wiesz... za nim straciłam przytomność.
- Nic ważnego- mruknęła pewnym głosem z tajemniczym uśmiechem.- Mogę tylko zdradzić, że tak reagują na to zwykle słabi umysłowo. Chociaż długo się trzymałaś.
- Hę?
- No nic. Leżałaś tak tu jakiś jeden dzień. Już się o Ciebie martwiłam. Masz to- powiedziała podając Kifalme kilka ziół i fioletowych kwiatków.- To Ci pomoże na ból głowy. Za kilka dni będziesz mogła wyjść z mojego małego gabinetu. Tabasamu strasznie się o Ciebie martwił. Ledwo go stąd wyrzuciłam wieczorem.
Uchawi mówiła bardzo dużo. Odwróciła się od Kifalme i zaczęła coś majstrować przy ziołach leczniczych. Była zupełnie inna niż mogłoby się zdawać. Kifalme nie słuchała jej. Zerknęła tylko na zewnątrz jaskini, a potem przypomniał jej się dziwny znak na łapie szamanki i jej piękna piosenka. Zamyśliła się. co to mogło oznaczać? Kto zrobiłby coś takiego?
- Ej słuchasz mnie?-zapytała lekko urażonym głosem Uchawi.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Mam do Ciebie ważne pytanie.
- Pytaj- rzekła lwica obojętnym tonem i wzruszyła ramionami.
- Zanim zemdlałam zobaczyłam na Twojej łapie dziwny znak...- Uchawi  dalej odwrócona plecami od Kifalme usiadła i przytuliła do siebie lewą łapę.
- To nic takiego- warknęła drżącym głosem jakby miała płakać.- Muszę iść po Księżycową Łunę. To takie magiczne kwiatki.
Szamanka wyszła w groty dalej tuląc do siebie łapę. Kifalme patrzyła na miejsce, w którym zniknęła Uchawi. Westchnęła ciężko. Tajemniczy znak na łapie lwicy bardzo ją ciekawił,  zwłaszcza piosenka. Zamknęła oczy czując znużenie, aż w końcu zasnęła.
***
Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini.
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo ...- Podążaj za mym głosem, bo inne szybko zawiodą Cię.
Każdy jeden głupiec, który nie posłuchał mnie
Zginął w czeluściach zła.
A słuch o nim...

poniedziałek, 6 marca 2017

Spóźnione (bardzo) urodziny bloga!!!

No cześć!!! Urodzinki bloga spóźnione o całe 6 miesięcy, ale cóż. Nie było mnie kiedy powinnam obchodzić więc obchodzę teraz!

Posty:

62

Rozdziały:

60

Obserwatorzy:

5

Łączna liczba wyświetleń:

9 763

Komentarze:

162


Dziękuję Wam za te wszytkie wyświetlenia, komentarze. Po prostu za wszystko!!!!

Dziękuję za wszystko! Dopiero teraz zobaczyłam to wszystko!

53# Na Cmentarzysku

Minęły dwa tygodnie. Lwiątka umiały już chodzić i mówić, a Kifalme i Tabasamu jeszcze nie wrócili. Fimbo, Daraja i Violet bawili się rzadko. Przyszłe księżniczki i lwiątko nie przypadli sobie do gustu. Mpenzi i Ujasiri byli już małżeństwem.
***
Na sawannie dopiero świtało. Dzień zapowiadał się na ciepły. Wszyscy na Lwiej Skale jeszcze spali. Tylko Ujasiri przeciągnął się i ziewnął. Tego dnia następca tronu miał pokazać swojej najstarszej córce królestwo. Wstał niechętnie i podszedł do swoich córek wtulonych w siebie. Jak tak patrzył na lwiczki pomyślał, że czemu miałby nie pokazać królestwa obu córkom? Szturchnął je na co one otworzyły zaspane oczy. Nie rozumiały o co chodzi więc książę wyjaśnił im wszystko. Wstały i wybiegły z jaskini rozbudzone i szczęśliwe jak skowronki. Inaczej Ujasiri. On powlókł się ciężko na szczyt Lwiej Skały, z którego władcy pokazywali potomstwu Lwią Ziemię. Usiadł i nakazał lwiczkom uważać. Violet wtuliła się w jego łapę, a Daraja wyciągnęła szyję, by jeszcze lepiej zobaczyć sawannę.
- Uważaj-upomniał córkę następca tronu.- Poczekajcie chwilę. Za moment wzejdzie słońce. To dopiero piękny widok.
Jaskrawo czerwona kula zaczęła wznosić się ponad widnokrąg zalewając lwy jak i całą sawannę czerwonym blaskiem. Violet i Daraji wyrwały się ciche ,,Och!'' przed czym sam książę się powstrzymywał. Jak emocje opadły zaczął mówić:
- Pamiętam jak to mi ojciec to pokazywał. A teraz ja pokazuje królestwo wam. Posłuchajcie mnie. Póki co wasi dziadkowie władają Lwią Ziemią, ale niedługo ja i mama przejmiemy władzę, a wy zostaniecie księżniczkami. Potem to jedna z was przejmie koronę...
- A nie możemy razem rządzić?- zapytała Violet.
- Niestety nie. A teraz do sedna. Rządy każdej pary królewskiej jest jak słońce. Na początku wschodzi, a jak oddaje się tron potomstwu zachodzi. Kiedyś czas mojego i mamy panowania zajdzie, a wzejdzie dla Ciebie Darajo. Jako królowej. I pamiętaj, że bycie królową to nie robienie tego co się chce.
- A czemu dla mnie? Ja chyba nie chcę...-mruknęła najstarsza z sióstr.
- Jako najstarsza z rodzeństwa korona należy się Tobie.
- A kim ja będę? No wiesz tato, jak Daraja obejmie władzę?- zapytała niepewnie Violet.
- Moją doradczynią- rzekła córka Mpenzi,
- I to mi się podoba córeczko. A teraz dalej. To wszystko, czego dotyka blask słońca, to nasze królestwo. Nasz dom.
- Ale tam są takie ciemne plamy. To czarne i brązowe- zauważyła Daraja.- Co tam jest?
- Nic takiego jak mam być szczery. Inne królestwa. Zła Ziemia i Cmentarzysko Słoni. Nic tam ciekawego. Same badyle i kości.
- Czy jest tam bezpiecznie? A czy można tam mieć mrożące krew w żyłach przygody?- zaciekawiła się ciemna.
- Na pewno nie możecie tam chodzić. Raz byłem na tyle głupi, że tam poszedłem i o mało nie zginąłem. Z resztą wasza ciocia też. Przez moją głupotę. A teraz popatrzcie na te stada zwierząt. Każdy lew i inny drapieżnik widzi jedzenie. Ale trzeba nauczyć widzieć się też coś innego.
- Co mianowicie?-zapytała Violet- Ja tam widzę jedzenie i czujące stworzenia. Czy to to?
- Też, ale głównie chodziło mi o to, że są z nami równi. I potrzebni nam, a my im. Tak zwany Krąg Życia. Bo widzicie. Po śmierci wyrasta na nas trawa, którą jedzą roślinożercy. Każdy, nawet najmniejsza mróweczka ma ważne miejsce w Kręgu Życia.
- To... ciekawe-stwierdziła Daraja.- A możemy iść się pobawić? Jest już ranek.
- No dobrze, ale jak tylko zobaczycie lwice wracające z polowania to macie przyjść na śniadanie.
- Jasne, jasne- uspokoiła ojca  Daraja.
Siostry odbiegły od ojca i pobiegły po Binti i Huzuni'ego. Leżeli razem z rodzicami i brali kąpiel. Królewskie córki przywitały się i we czwórkę poszli się bawić. Biegali po sawannie, aż Daraja wpadła na lwiątko. Przewróciła się, ale szybko wstała. Leżąc uśmiechnęła się do niej jasna lwiczka.
- Cześć...-przywitała się niepewnie.
Przybiegł do nich cały brązowy lewek i widząc inne lwiątka uśmiechnął się nieśmiało. Pomógł wstać nieznajomej  i usiadł przed Huzuni'm, Darają, Binti i Violet. Mruknął coś niesłyszalnie i spuścił łebek.
- Hej- przywitała się Violet.- Jestem Violet. To moja siostra Daraja-lwiczka wskazała na siostrę,która stała metr od lwiątek.- To Huzuni, a to Binti.
- Jestem Wazi, a to Kasoro- przedstawiła się jasna lwiczka.
Zapanowała niezręczna cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Tylko Binti poklepała Kasoro po ramieniu i krzyknęła ,,Berek!''. Wszystcy zaczęli uciekać przed osłupiałym lwiątkiem, który po chwili dopiero zrozumiał o co chodzi. Pobiegł za Wazi, która okazała się bardzo szybka. Potem złapał Binti. Ona pobiegła do brata, a on do Daraji. Wszyscy bawili się doskonale, tylko Wazi i Daraja widocznie za sobą nie przepadały. Po skończonej zabawie w berka lwiątka pływały w wodopoju. Najdłużej na samym dnie wytrzymał Huzuni czym zaimponował Wazi i Daraji.
- Chodźmy na Cmentarzysko Słoni- pomyślała najstarsza córka Ujasiri'ego.
- Tam jest podobno niebezpiecznie- zauważyła Binti.
- Oj tam oj tam! Ważne żeby było ciekawie. Tam jest dużo kości. Tak powiedział tata.
- Czemu nie- mruknęła Wazi.
Tak oto lwiątka wyruszyły w zakazane miejsce. Niektórzy byli niepewni, a inni radośni. Tylko Daraja truchtała w stronę Cmentarzyska. Lwiczka była rządna przygód. Wbiegła pędem na Cmentarzysko Słoni. Już na nim wszyscy zyskali dużo energii.  Biegali naokoło gejzerów. Binti włożyła do niego zaciekawiona łapkę, a gorące powietrze oparzyło ją.   Wazi i Kasoro biegali slalomem między gejzerami. Daraji nudziło się. Stała tuż przy granicy, a reszta lwiątek nie chciała się dalej oddalać. Brązowa musiała działać na własną łapę. Tak też zrobiła. Spacerowała po Cmentarzysku.  Gryzła kości i bawiła się nimi, aż doszła do samego centrum. Leżała tam ogromna czaszka słonia.  Podeszła do niej podejrzliwe i chciała wejść zobaczyć co jest w środku. Wspięła się z trudem i weszła przez oczodół. Spadła na podłoże. Rozejrzała się. Wszędzie były pajęczyny. Lwiczcke tam się nie podobało. Chciała wspiąć się z powrotem, ale nie dawała rady. Dopiero jak usłyszała krzyk proszący o pomoc, jakaś moc wstąpiła w nią. Wyskoczyła z czaszki zadyszana, ale nie było czasu na odpoczynek. Pobiegła w stronę, w którą przyszła i schowała się za żebrami. Okazało się, że towarzysze brązowej byli już znacznie dalej. Kilka hien atakowało Binti. Wszystkie lwiątka schowały się za Huzuni'm, która nastroszył sierść i wysunął pazury. Skoczył na hienę atakującą jego siostrę. Te drapały i gryzły żółtego. Daraja wyskoczyła z ukrycia i próbowała zaryczeć, ale tylko pisnęła. Psy zostawiły lwiątko, które ciężko, ponieważ było ciężko ranne podeszło do reszty. Hieny uśmiechnęły się drwiąco i podeszły do lwiczki. Ta drżącym ze strachu głosem zaczęła mówić:
- W imieniu króla Lwiej Ziemi nakazuje wam zostawić mnie, moją siostrę i moich przyjaciół.
- A kim ty jesteś, że nam rozkazujesz?- zapytała jedna z hien.
- Ja, Daraja, jestem przyszłą księżniczką Lwiej Ziemi- powiedziała tonem, którego uczył ją ojciec czyli dumnym i pewnym.
- Hahahaha- śmiały się hieny co było dla nich typowe.- Księżniczka Lwiej Ziemi! Haha!!! Księżniczką taki wypłosz?
- Uważaj na słowa!-warknął Huzuni.
- Bo co? Wiecie... mam dzisiaj apetyt na jakieś małe lwiątko!
- Kasoro. Biegnij po moich rodziców- szepnęła przerażona Violet na co ten pobiegł.
Lwiątka pobiegły w głąb Cmentarzyska. Hieny popędziły za nimi. Daraja myślała gorączkowo.  Nie wiedziała co ma zrobić. Czuła się odpowiedzialna na towarzyszy, a w szczególności za swoją młodszą siostrę. Młodsza siostra... to zdanie ciągle dudniło jej w uszach. Zatrzymała się, a hieny nie wiedząc co robić stanęły za nią. Reszta lwiątek biegła dalej. Brązowa odwróciła się w stronę psów i warknęła na nie co niezbyt jej wyszło. Te zaczęły się śmiać, ale księżniczka podrapała najbliższą hienę po policzku. Puściła się biegiem w odwrotną stronę niż jej przyjaciele. Przebiegła między łapami zdezorientowanych psów. Jedna z hien zamachnęła się by uderzyć lwiczkę, która stała twardo i nie wydawała się ani trochę przestraszona, kiedy dobiegł ich donośmy ryk. Córka Mpenzi odwróciła się i z ulgą stwierdziła, że za nią stoi jej ojciec, Mpenzi, Audi, Uru, Metgesel i Lief. Daraja odetchnęła z ulgą. Wszystkie lwiątka wyszły z ukrycia. Królewskie siostry schowały się za łapą matki.
Lwy zaczęły bić się z hienami, a lwice złapały lwiątka i zaczęły uciekać z Cmentarzyska Słoni. Wbiegły na Lwią Skałę gdzie położyły młode w kupkę i odeszły łypiąc na nie z wyrzutem. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Huzuni.
- Byłaś bardzo odważna- powiedział do Daraji, która stała się czerwona jak piwonia, a Wazi mruknęła coś zdenerwowana.
- Dzięki- odpowiedziała.
Po tej krótkiej wymianie zdań nikt się już nie odzywał. Nawet ptaki, które wcześniej głośno śpiewały dały sobie spokój. Po chwili przyszli samcy, którzy wcześniej walczyli z hienami. Kazali Kasoro i Wazi pójść do rodziców i zostali sami. Binti i Violet skuliły uszy, Daraja siedziała dumnie wyprostowana, a Huzuni'ego nagle bardzo zainteresowały jego łapy. Audi odszedł od zebranych. Chciał by ta sprawa została rozstrzygnięta między ojcami, a ich dziećmi więc on nie był potrzebny. Dwójka lwów odprowadziło króla wzrokiem, a jak ten zniknął w mrocznej jaskini wzrok przenieśli na czwórkę lwiątek.  Lief westchnął i swoją postawę złego ojca zmienił na załamanego. Ujasiri pozostawał niewzruszony.  Postanowił przerwać ciszę:
- Co wam strzeliło do głowy?-warknął przeciągając sylaby.
- To był mój pomysł tato-powiedziała Daraja.
- Zawiodłem się. Jeszcze rano mówiłem wam, że macie tam nie chodzić i opowiedziałem jak to ja o mało tam nie zginąłem. Zresztą wasza ciotka też.
- Daj spokój Ujasiri-wtrącił Lief.- Dostali nauczkę i już raczej nie postawią tam łapy- książę łypnął groźnie na towarzysza lecz po chwili musiał przyznać mu niechętnie rację.
- No dobrze. Ale jeszcze raz, a  skończy się gorzej.
- Huzuni, Binti. Straciłem już jedno dziecko i nie chcę stracić pozostałych-mruknął zrezygnowany Lief.
Lwy odeszły. Violet spuściła głowę. Daraja dalej siedziała w miejscu i wpatrywała się w przestrzeń. Bez słowa zeskoczyła z Lwiej Skały nie oglądając się nawet na siostrę i kuzynów. Ostrożnie zeskakiwała ze skałki na skałkę. Położyła się w trawie. Nie myślała o konsekwencjach swojego pomysłu. Najadła się nieźle strachu. Okazała odwagę, a to było ważne. Tak zawsze powtarzał jej ojciec. Nie myślała nawet nad tym co robi po prostu nie chciała, by przyjaciołom stała się krzywda przez jej niedorzeczny pomysł. Wstała i ruszyła przed siebie. Celem jej podróży był ogromny baobab Uaminifu. Lubiła z nim rozmawiać. Skrywał tyle tajemnic o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości. Nigdy niestety nie chciał się nimi dzielić. Wiedziało bardzo długo, że ma być królową. Nie powiedzieli jej tego rodzice, a właśnie szaman. Nigdy nie chciała rządzić. To ogromny obowiązek, a do tego trzeba ciągle siedzieć w jednym miejscu. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Daraja była typem lwiątka, które chciało podróżować. Zdecydowanie. Przyszła księżniczka chciała po prostu podróżować. Nie obchodziły ją żadne stada, nawet najmilsze. Nie wiedziała nawet czy chciała rodzinę. Nim się obejrzała trafiła do celu. Z trudem wspięła się na drzewo i wskoczyło między gałęzie.
 Na nich porozwieszane były rogi nosorożca i różne miksturki. Nierozłączna laska szamana oparta była o grubą gałąź. Wszędzie narysowane były najróżniejsze lwy. Na środku siedział Uaminifu wpatrując się z zaciekawieniem w skorupę żółwia, z której emanowało jasne światełko. Lwiczka przywitała się nieśmiało i zapytała czy nie przeszkadza. Pawian pokręcił przecząco głową. Wyglądał na zmartwionego. Daraja spochmurniała. Zawsze humor szamana udzielał się jej.
- Co się stało?-zapytała.
- Potrafisz dotrzymać tajemnicę?- upewnił się Uaminifu chociaż wiedział, że brązowa jest dyskretna. Kiedy lwiątko pokiwało twierdząco głową kontynuował- Dawni Władcy są bardzo zaniepokojeni. Zdradzają mi przyszłość, owszem, ale robią to jakby niechętnie. Mówią, że czarne chmury niedługo zawisnął nad Lwią Ziemią.
- Czarne chmury? Co to może znaczyć?
- Nie mam pojęcia. Duchy Opiekuńcze będą miały niedługo dużo roboty... tak mi się wydaje. Ale- szamanowi powrócił dobry humor- na pewno nie przyszłaś tu by słuchać smętnych opowiastek. Więc chciałabyś zadać mi jakieś pytania?
- Właściwie to tak. No i też o przyszłość.
- Słucham.
- Jaką będę królową? Dobrą, złą? A może to nie moje przeznaczenie?
- Cóż... tak dalekiej przyszłości niestety nie znam, ale dam sobie brodę uciąć, że będziesz wspaniałą królową- to zdanie rozchmurzyło lwiczkę.
- Opowiesz mi o Simbie? Wiesz o tym jak pokonał Skazę i w ogóle.
- Ale... no dobrze. Tylko słuchaj i nie przerywaj mi. Ostrzegam. To momentami smutna historia.  Nie 
tak dawno temu żył sobie szczęśliwie król Mufasa ze swoją żoną Sarabi. Urodziło im się lwiątko, które nazwali Simba. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie Skaza. Młodszy brat króla czyhający na władzę. Simba rósł i poznał przyjaciółkę. Córkę przyjaciółki swojej matki Nalę. Pewnego dnia Skaza zaprowadził bratanka do wąwozu. Hieny, z którymi spiskował zaatakowały stado antylop gnu, które popędziły wąwozem. Mufasa powiadomiony przez brata o niebezpieczeństwie wbiegł między zwierzęta i uratował syna. Niestety antylopy porwały go. Gdy wyskoczył i poprosił brata o pomoc ten zrzucił go prosto pod kopyta antylop. Wmówił Simbie, że to przez niego Mufasa nie żyje i wygnał go. Na pustyni znalazła go surykatka Timon i guziec Pumba. Zaprzyjaźnili się. Mieli motto Hakuna Matata co znaczy nie martw się. Gdy Simba dorósł odnalazła go Nala. Mój poprzednik Rafiki namówił go do powrotu i tak oto prawowity król powrócił na Lwią Ziemię. Ale to nie koniec historii. Skaza wcale nie chciał tronu oddać. Pod jego wpływem Simba przyznał, że to przez niego Mufasa nie żyje. Skaza prawie zrzucił go ze szczytu Lwiej Skały, ale przed tym popełnił błąd. Zdradził prawdę, że to on zamordował. Rozpętała się walka, którą wygrał Simba. Rodzina Skazy czyli jego żona Zira, syn Nuka i przybrane dzieci Kovu i Vitani musieli zostać wygnani. Simba zrobił to z ciężkim sercem. Koniec historii.
- Och... co to za lew?- zapytała lwiczka, która podczas opowieści przyglądała się rysunkom lwów. Wskazała łapką na lwa w kolorze toffi, nad którym widniała czerwona pręga, a obok niego namalowane były dziwne znaki.
- To... nikt ważny. Późno się robi. Idź już bo rodzice się będą o Ciebie martwić.
Daraja zeskoczyła z baobabu, a Uaminifu zaczął rozmyślać. Ten lew właśnie był kimś. Kimś, przez kogo Lwia Ziemia będzie miało niemało kłopotów w przyszłości. Kifo, bo tak brzmi jego imię, jest niemal tak okrutny jak Skaza. Tak. Zdecydowanie ten młody lew narobi dużo problemów.
***
No hej! To już 53 rozdział! z ej okazji chciałabym zrobić specjalne posty o jakiejś postaci z bloga. Np. skąd pomysł na nią, urywki z jej przyszłości, a jak jest nieznana to też z przeszłości. I cała notka poświęcona tej postaci. Ogólnie rozdział tylko o niej. Co wy na to? Wezmę pięć pierwszych postaci z komentarzy.