poniedziałek, 13 marca 2017

54# Na Niebiańskiej Ziemi

Lwica wraz ze swoim partnerem przechodziła przez ogromne królestwo zwane Jasną Ziemią. Mieszkańcy ziemi, na której wcześniej była powiedzieli, że czarno grzywy lew poszedł w tą stronę.Tego właśnie lwa szukała lwica.Na Jasnej Ziemi było bardzo dużo zwierzyny i  rzek. Trawa była bujna i miała piękny zielony kolor. Gdziekolwiek nie spojrzeć pięły się ku niebu dumne baobaby. A na samym środku tej ziemi była obszerna jaskinia nazywana Grotą Wybranych. Nazywała się tak gdyż jej mieszkańcy, czyli lwy, wierzyli, że ich gatunek jest najlepszym ze wszystkich.Obok niej stał wielki głaz, z którego władcy pokazywali dzieciom królestwo.
Partner lwicy szedł niepewnie z tyłu. Pogrążony w swoich myślach nie zauważył nawet, że doszli do celu. Stali przed Grotą Wybranych.Na głazie obok leżał jasno kremowy lew z czarną grzywą jakby oczekując ich przyjścia. Uśmiechnął się do nich miło po czym zeskoczył do przybyszy. Uścisnęli sobie łapy i przedstawił się.
- Witam. Jestem Taji. Mój szaman powiedział mi, że dzisiaj przyjdą dwa lwy oczekując pomocy.
- Cóż... tak jest- powiedziała lwica.- W pewnym sensie. Ale gdzie moje maniery! Jestem Kifalme, a to mój partner Tabasamu- lew uśmiechnął się lekko.- Szukam mego ojca. Groźne Stado powiedziało, że przyszedł tutaj. Nazywa się Risu, ma czarną grzywę, złotą sierść i pomarańczowe oczy.
- Tak był tu...- Taji zamyślił się pocierając sobie łapą nos- i powiedział, że idzie na Niebiańską Ziemię.
- To ziemia mojego wujka.
- Wspaniale! Wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale na pewno jesteście głodni. Lwice przed chwilą wróciły z polowania. Zapraszam Was do środka.
- Dziękuję, ale nie. Chcę go szybko odnaleźć. W moim domu mam młodsze rodzeństwo. Podróżuję praktycznie od ich urodzenia, a chciałabym ich poznać jak mają już swoje charakterki. Rozumie pan.
- Oczywiście. No cóż. Więc do widzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Kifalme i Tabasamu pożegnali się po czym odeszli. Kifalme doskonale wiedziała gdzie jest Niebiańska Ziemia. Co prawda nigdy na niej nie była, ale wiele razy opowiadano jej o niej. Zwłaszcza Mrithi, który tylko raz gościł na Lwiej Ziemi. Ach... Lwia Ziemia. Na samą myśl lwicę ścisnęło serce. Tęskniła za swoim domem gdzie była jej rodzina. Prawdziwa rodzina- przeszło jej przez myśl, ale szybko wyrzuciła to z głowy. Kochała Metgesel i Lief'a, ale wiedziała, że tęsknota nie sprawi by wróciła. Nie podda się.Mijali wodopój, przy którym parę złapało ogromne pragnienie. Podeszli do wody, a zwierzęta pijąca wodę uciekły w popłochu. Kifalme pochyliła się i zaczęła pić. Gdy ugasiła pragnienie wskoczyła do wodopoju. Tabasamu spojrzał na nią zdezorientowany. Lwica zanurkowała i długo nie wyjmowała głowy znad tafli wody. Zaniepokojony lew pochylił się nad wodą. Powoli wyciągnął łapę, a brązowa złapała ją po czym wrzuciła partnera do wody. Ten szybko z niej wybiegł po czym spojrzał ponuro na partnerkę. Kifalme wyskoczyła z wody i dusiła się ze śmiechu. Widząc ponurą minę Tabasamu spoważniała chociaż co chwila wybuchała cichym śmiechem.
- Wiesz co? Wredna jesteś-warknął odwrócony plecami do lwicy.- Chyba rzuciłaś na mnie jakiś czar, że dalej Cię kocham.
- Och daj spokój! To tylko zabawa!- mruknęła po czym położyła się by wyschnąć. Słońce rzuciło na nią złotawe promyki. Lew musiał przyznać, że wyglądała olśniewająco. Była cała mokra, ale olśniewająca.
- Idziemy czy nie? No wiesz na Niebiańską Ziemię.
- No dobrze.
Wstała i żwawym krokiem ruszyła za partnerem. Ten dalej w złym humorze zerknął na nią szybko i znowu odwrócił wzrok. Rzucił się na nieprzygotowaną na to lwicę. Poturlali się kilka metrów aż Tabasamu przygniótł do ziemi partnerkę. Ta dopiero zrozumiała o co chodzi i uderzyła lwa w klatkę piersiową. Nic. Za drugim razem także nic. Aż za trzecim razem brązowa nie wytrzymała i uderzyła go z całej siły. Lew zeskoczył z niej jak oparzony, ale znowu wskoczył na nią. Ona, tym razem przygotowana na to odparła atak. Po chwili Tabasamu leżał w błocie. Wstał, burknął coś pod nosem i ruszył w dalszą drogę. Kifalme teatralnie przekręciła oczami i podbiegła do Tabasamu. Mijali małe i większe stada zwierząt. Przy rzece graniczącej z inną ziemią Tabasamu wymył się z błota. Ruszyli w dalszą drogę. Wędrowali właśnie przez dość obszerną ziemię zwaną Terenem Morderców. Nikogo nie było widać. Reagowali na każdy dźwięk ponieważ Teren Morderców nie cieszył się dobrą sławą. Każdy samotny lew, który zapuszczał się w to miejsce nigdy nie wracał. Para jednak przeszła przez Teren bez szwanku. Stanęli na Niebiańskiej Ziemi. Było tam pięknie. Trochę jak w dżungli. Wysokie  i grube drzewa, małe wodopoje, wodospady, jaskinie obrośnięte bluszczem. Tabasamu i Kifalme rozglądali się dookoła z niemałym zachwytem. Wtem lwica wpadła na obcego lwa. Wstała i szybko spojrzała na nieznajomego. Ten też z wysuniętymi pazurami i nastroszoną sierścią patrzył na nią. Lew miał bujną czerwoną grzywę, zielone oczy i pomarańczową sierść. Kifalme uśmiechnęła się szeroko i przytuliła zdezorientowanego lwa.

- Co ty robisz?-warknął i odsunął od siebie lwicę.- I kim jesteście? Co robicie na ziemi mego ojca?
- To ja!-krzyknęła Kifalme- Wiesz... nie znamy się za dobrze, ale raz się widzieliśmy. Jestem Kifalme. Twoja kuzynka- dopiero po tych słowach Mrithi poznał Kifalme.- To mój partner Tabasamu i przyszliśmy do Twojego ojca.
- Po co on wam?
- Mamy do niego ważne ważne pytanie.
- Pytajcie mnie.
- To raczej sprawa do króla.
- Trudno. Jestem następcą tronu.
- Słuchaj lewku- warknął Tabasamu zniecierpliwiony.- Moja dziewczyna szuka kogoś, na Lwiej Ziemi ma przybrane rodzeństwo, które nawet jej nie zna i do tego należymy do Lwiej Straży czyli obrońców Lwiej Ziemi. Nie mamy czasu na takie gierki więc masz nas zaprowadzić do króla.
- Grr...
Niezadowolony Mrithi odwrócił się mrucząc coś pod nosem. Zadowolona Kifalme podbiegła do kuzyna i zaczęła mu opowiadać o tym co się dzieje na Lwiej Ziemi. Pomarańczowy nie był tym zaciekawiony,  ale brązową niewiele to obchodziło. Po pewnym czasie stanęli przed bardzo wysoką i szeroką jaskinią. Wszędzie słychać było szum wodospadu. Lwioziemcy spojrzeli na grotę z niemałym zachwytem. Mrithi prychnął i wprowadził ich do środka. Panował tam półmrok, a na skalnych półkach wypoczywało stado. Niektórzy przyglądali się badawczo przybyszom, inni nie zwracali na nich uwagi, a jeszcze inni szeptali między sobą.Na środku na niewielkim podwyższeniu leżała para lwów dyskutująca o czymś szeptem. Lew był pomarańczowy z czerwoną grzywą, a lwica była kremowa. Weszli do środka. Mrithi poszedł w ciemny kąt, a Kifalme odkaszlnęła nieśmiało. Lwy natychmiast umilkły i spojrzały w stronę wejścia. Wstali po czym podeszli bliżej. Lwica trzymała się z tyłu, a lew wypiął dumnie pierś i zaczął mówić:
- Jestem Clow. Król Niebiańskiej Ziemi. To Lila. Królowa Niebiańskiej Ziemi. Co was tu sprowadza i kim jesteście?
- No nie wierzę! Nikt mnie nie pamięta! Jestem Kifalme. Twoja siostrzenica. A to mój partner Tabasamu.
Władcy Niebiańskiej Ziemi przyjrzeli się bliżej Lwioziemcom. Jako pierwszy poznał ich Clow, a po kilku minutach Lila.
- Nie wierzę!-  zdziwił się król,- Tak dawno was nie widzieliśmy! Jak sprawy na Lwiej Ziemi? Co z Lorną? A z lwiątkiem Uru? Powiedźcie wszystko!
- Lwiątko królowej ma na imię Akili. Jest bardzo ładna. Biała i ma takie słodkie niebieskie oczka. Jest już nastolatką. Jak była lwiątkiem porwała ją Lorna. I nie żyje Sheila...
- Wiem-powiedział drżącym głosem pomarańczowy.- Mówcie dalej. I wiem, że nie żuje moja matka i babcia. I Vitani.
- Lief i Metgesel od niedawna mają dzieci. Syna i córkę- kontynuowała Kifalme.- Syn ma na imię Huzuni, a córka Binti.  Mieli mieć trzecie dziecko, ale dostało napadu duszności i zginęło. Motti i Diathesis też mają dzieci. Ich córka Siri nie żyje. Została zamordowana przez Złoziemców. A syn Kama był długo więziony. Ujasiri i Mpenzi mają dwie córki. Starszą Daraję i młodszą Violet. Och i Akili miała być królową, ale jednak Ujasiri jest następcą tronu. Za kilka miesięcy ich koronacja już są małżeństwem. Mamy nowego szamana Uaminifu. Jest dobry. I jest nowy majordomus. Znaczy kolejny. Są Zizi i Macho. Macho to gepard. Jest Lwia Straż. Należę do niej ja, Tabasamu, Akili, Mpenzi, nowy lew w stadzie Heshim.  I do stada dołączyła Asali.
Clow zrobił wielkie oczy na brązową.
- Jak to?
- Tak to. Ale my w innej sprawie. Szukamy mojego ojca. Risu. Władca Jasnej Ziemi powiedział, że szedł w te stronę.
- Tak przyszedł tu. Odszedł na północ jakiś tydzień temu. Zostańcie tu. Ja zwołam stado i wyślę lwice na poszukiwanie Risu.
- Dziękujemy.
Lew zaryczał donośnie na co zebrało się całe stado.
Lwice z półek skalnych zeskoczyły i stanęły w szeregu przed parą królewską. Przyszły także lwice z zewnątrz. Kifalme i Tabasamu stanęli u boku Clow'a, a Mrithi potruchtał do matki. Wielkość stada była imponująca. Niebiańskoziemców było więcej niż Lwioziemców. Do stada należały lwy różnej maści. Były kremowe, pomarańczowe, białe, beżowe, jasnobrązowe, ciemnobrązowe, rude, szare... najwięcej było złotych, a na palcach jednej łapy można by policzyć czarne. Lwów było mniej więcej jedenaście. Niektórzy samcy mieli bujne grzywy inni mniejsze. Niektórym dopiero rosła, a lwiątka miały mikroskopijne grzywki. Przeważającym kolorem grzyw był rudy, mniej czarnych i szarych, a tylko jeden lew posiadał ją złotą. Nieliczne lwice miały czarne paski na uszach. Niektóre miały kropki pod oczami inne paski na głowach. Prawie każdy miał pomarańczowe oczy. Pięć lwów i jedna lwica miały je niebieskie, a mała grupka fiołkowe. Około dziewięć lwic i trzy lwy miało  Złoziemski nos. Pewna lwica, którą dopiero teraz zauważyła Kifalme trzymała się z boku. Była bardzo ciemnobrązowa prawie czarna. Na głowie i grzbiecie miała jasnobrązowy pasek, pod prawym okiem trzy kemowe plamki.  Oczy miała szkarłatne jak krew, a nos Złoziemski. Łypała groźnie na każdego z osobna chociaż można by poczuć emanujące z niej ciepło. Wyglądała na młodą, ale zmęczoną. Wszyscy odnosili się do niej z niemałym szacunkiem. Niektórzy witali się, inni skinęli do niej głową, a jeszcze inni kłaniali się jej prawie jak królowej.Leżała w rogu jaskini i nie interesowała się otoczeniem. Kiedy Clow zaczął mówić nastawiła delikatnie ucho, ale nawet nie zerknęła na króla. Co prawda Kifalme też nie słuchała lwa. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w lwicę pomarańczowy przestał mówić i stado wyszła z jaskini. Z wyjątkiem ciemnobrązowej. Ona dalej leżała w miejscu i wpatrywała się w swoje łapy. Potarła leniwie lewą łapę i skrzywiła się nieznacznie. Tabasamu odszedł jeść zebrę, którą przyniosła jakaś czarna lwica. Mrithi, Clow i Lila poszli za jego przykładem, a Kifalme podeszła nieśmiało do lwicy. Stanęła przy niej, a ta nawet na nią nie spojrzała. Brązowa chrząknęła cicho. Dopiero wtedy lwica spojrzała na nią niechętnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Dzień dobry- mruknęła nieśmiało Kifalme nienaturalnie piskliwym głosem. Chrząknęła i kontynuowała już pewniej.- Mam na imię Kifalme. A... pani?
- Uchawi- powiedziała dalej oglądając swoje łapy.- Miło Cię poznać.
- Mi Ciebie też. Em... chciałam zapytać... nie to bez sensu...-mruknęła i już chciała się odwrócić kiedy usłyszała głos lwicy.
- Nie nie idź. Pytaj proszę- zachęciła brązową.
- Dlaczego stado tak Cię szanuje?
- Jestem szamanką- odparła i odeszła.
Kifalme zdziwiła się zachowaniem szamanki. Odwróciła się i powoli zmierzała ku zebrze. Wbiła kły w pasiasty zad. Trysnęła krew. Mięso było bardzo dobre. Piątka lwów szybko uporała się ze zwierzyną. Po kilku chwilach zostały tylko śnieżnobiałe kości. Kifalme znowu zaczęła myśleć o Uchawi. Lila odeszła do kilku lwic, a Clow, Mrithi i Tabasmu zaczęli rozmawiać. Ciemnobrązowa była dziwna. Obecna ciałem, ale nie duchem. Król Niebiańskiej Ziemi zauważył zamyślenie lwicy i szturchnął ją lekko łapą w bok. Kifalme spojrzała na niego z wyrzutem i pomasowała bok. Lew z lekkim uśmiechem uniósł łapy w geście obronnym po czym spytał:
- O czym myślisz?
- Opowiedz mi o Uchawi.
- Cóż... Uchawi niewiele o sobie mówi. Jest szamanką. Jest nawet lepsza niż Rafiki. Przepowiada przyszłość i czyta w myślach. Leczy najcięższe rany. Po prostu wspaniała szamanka. Z tego co nam wiadomo nie miała łatwego życia. Ale to tylko plotki. Mieszka w niewielkiej jaskini za wodospadem. Tym za jaskinią. Trzeba przejść przez wodę. Tylko ona potrafi wejść i wyjść bez ani jednej kropli wody. Nazywamy tą jaskinię Miejscem Czarów.
Kifalme szybko wstała i wybiegła z jaskini. Zaczęła się pośpiesznie rozglądać. Nigdzie nie widziała żadnego wodospadu, ale szum wody dawał jej znać gdzie jest. Niestety na Niebiańskiej Ziemi było bardzo dużo wodospadów. Wdrapała się na dość duże drzewo i jeszcze raz się rozejrzała. Faktycznie za domem stada był mały wodospad. Woda z niego spływała do małego stawiku. Kifalme zeskoczyła z drzewa i pobiegła w wyznaczone miejsce. W szamance było coś co intrygowało lwicę. Stanęła przed stawem i zajrzała do Miejsca Czarów. Nie widziała tam nikogo, ale słyszała cichutkie nucenie.  W środku nie było nic. Światła wpadała tam w niewielkich ilościach. Weszła pewnie do wody i przeszła przez wodę. Ociekała nią więc otrzepała się. W środku jaskini wszystko wyglądało inaczej. Było jasno jakby nie było zadaszenia, na półkach skalnych stały najróżniejsze flakoniki, zioła i kwiatki. Na jednej ze ścian namalowany był Clow, a obok niego Lila. Namalowana nad nimi była duża korona.  Lwica usłyszała głośniejszą piosenkę w języku suahili. Była spokojna i cicha. Kifalme zachciało się spać. Schowała się za pnączami opadającymi z dachu groty, aż na samą ziemię. Ujrzała Uhawi robiącą jakąś miksturę. Głos miała czysty i piękny, uspokajający... po prostu nie do opisania.
- Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini- Uchawi zaczęła powoli iść w kierunku przerażonej Kifalme.-
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo *... Aaaaaa!!!- krzyknęła przerażona Uachawi, która odsunęła zasłony z lian.
Kifalme uśmiechnęła się nieśmiało. Szamanka spojrzała na nią pełnym zdenerwowania wzrokiem, a płomyki złości tańczyły w jej szkarłatnych jak krew oczach. Warknęła na nią cicho i wskazała łapą na wyjście. Kifalme przyjrzała się jej dokładnie. Miała na poduszce wyryty pazurem nieokreślony kształt. Jakby lew z rogami jakimi zwykle dysponował diabeł. Otworzyła pysk by zapytać o to, ale poczuła piekący ból w skroni. Zawyła żałośnie. Upadła na ziemię. Ból, który czuła był nie do opisania. Miała wrażenie jakby ktoś rozpoławiał jej na pół czaszkę. Jęknęła i zaczęła się wić. Coś jednak zmuszało ją do patrzenia prosto w oczy Uchawi, której wzrok złagodniał. Powieki Kifalme zrobiły się ociężałe. Starała się nie zamykać oczu, ale to było silniejsze od niej całej. Całą podświadomość zmusiła do trzymania oczu otwartych. Jednak nie dawała rady, przed oczami robiło jej się ciemno i ciepły uśmiech Uchawi był ostatnim co zobaczyła cierpiąca lwica.
***
Kifalme otworzyła oczy. Od razu poczuła piekący ból głowy. Była dalej w tym samym miejscu. Uchawi była odwrócona od niej plecami i mieszała jakieś zioła w skorupie żółwia. Na dworze panował mrok co musiało oznaczać, że jest noc. Brązowej lwicy wszystko się przypomniało. Straszny ból i ciepły uśmiech lwicy. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Upadła z hukiem na ziemię na co Uchawi odwróciła się szybko. Uśmiechnęła się promiennie i w podskokach podeszła do Kifalme. Pogłaskała ją delikatnie po głowie. Kifalme zachichotała cicho. Szybko jednak spoważniała i spojrzała na szamankę.
- Co się stało? No wiesz... za nim straciłam przytomność.
- Nic ważnego- mruknęła pewnym głosem z tajemniczym uśmiechem.- Mogę tylko zdradzić, że tak reagują na to zwykle słabi umysłowo. Chociaż długo się trzymałaś.
- Hę?
- No nic. Leżałaś tak tu jakiś jeden dzień. Już się o Ciebie martwiłam. Masz to- powiedziała podając Kifalme kilka ziół i fioletowych kwiatków.- To Ci pomoże na ból głowy. Za kilka dni będziesz mogła wyjść z mojego małego gabinetu. Tabasamu strasznie się o Ciebie martwił. Ledwo go stąd wyrzuciłam wieczorem.
Uchawi mówiła bardzo dużo. Odwróciła się od Kifalme i zaczęła coś majstrować przy ziołach leczniczych. Była zupełnie inna niż mogłoby się zdawać. Kifalme nie słuchała jej. Zerknęła tylko na zewnątrz jaskini, a potem przypomniał jej się dziwny znak na łapie szamanki i jej piękna piosenka. Zamyśliła się. co to mogło oznaczać? Kto zrobiłby coś takiego?
- Ej słuchasz mnie?-zapytała lekko urażonym głosem Uchawi.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Mam do Ciebie ważne pytanie.
- Pytaj- rzekła lwica obojętnym tonem i wzruszyła ramionami.
- Zanim zemdlałam zobaczyłam na Twojej łapie dziwny znak...- Uchawi  dalej odwrócona plecami od Kifalme usiadła i przytuliła do siebie lewą łapę.
- To nic takiego- warknęła drżącym głosem jakby miała płakać.- Muszę iść po Księżycową Łunę. To takie magiczne kwiatki.
Szamanka wyszła w groty dalej tuląc do siebie łapę. Kifalme patrzyła na miejsce, w którym zniknęła Uchawi. Westchnęła ciężko. Tajemniczy znak na łapie lwicy bardzo ją ciekawił,  zwłaszcza piosenka. Zamknęła oczy czując znużenie, aż w końcu zasnęła.
***
Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini.
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo ...- Podążaj za mym głosem, bo inne szybko zawiodą Cię.
Każdy jeden głupiec, który nie posłuchał mnie
Zginął w czeluściach zła.
A słuch o nim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz