Przepraszam!!!!! Z powodu mojej głupiej pomyłki liczba rozdziałów wyglądała na to, że jest opublikowanych 61, a tak naprawdę jest ich 54! Przepraszam za tą głupią pomyłkę i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
Dziękuję Kravariss (nie wiem jak napisać to a z dwoma kropkami) o podsunięcie pomysły na zakładkę Spis Treści dzięki której zobaczyłam ten błąd.
Jeden głos ja i ty, Ziemia,niebo,radość,łzy Nie straszny nam jest żaden cios!
krollew4kontynuacjaopowiesci
niedziela, 26 marca 2017
środa, 15 marca 2017
poniedziałek, 13 marca 2017
54# Na Niebiańskiej Ziemi
Lwica wraz ze swoim partnerem przechodziła przez ogromne królestwo zwane Jasną Ziemią. Mieszkańcy ziemi, na której wcześniej była powiedzieli, że czarno grzywy lew poszedł w tą stronę.Tego właśnie lwa szukała lwica.Na Jasnej Ziemi było bardzo dużo zwierzyny i rzek. Trawa była bujna i miała piękny zielony kolor. Gdziekolwiek nie spojrzeć pięły się ku niebu dumne baobaby. A na samym środku tej ziemi była obszerna jaskinia nazywana Grotą Wybranych. Nazywała się tak gdyż jej mieszkańcy, czyli lwy, wierzyli, że ich gatunek jest najlepszym ze wszystkich.Obok niej stał wielki głaz, z którego władcy pokazywali dzieciom królestwo.
Partner lwicy szedł niepewnie z tyłu. Pogrążony w swoich myślach nie zauważył nawet, że doszli do celu. Stali przed Grotą Wybranych.Na głazie obok leżał jasno kremowy lew z czarną grzywą jakby oczekując ich przyjścia. Uśmiechnął się do nich miło po czym zeskoczył do przybyszy. Uścisnęli sobie łapy i przedstawił się.
- Witam. Jestem Taji. Mój szaman powiedział mi, że dzisiaj przyjdą dwa lwy oczekując pomocy.
- Cóż... tak jest- powiedziała lwica.- W pewnym sensie. Ale gdzie moje maniery! Jestem Kifalme, a to mój partner Tabasamu- lew uśmiechnął się lekko.- Szukam mego ojca. Groźne Stado powiedziało, że przyszedł tutaj. Nazywa się Risu, ma czarną grzywę, złotą sierść i pomarańczowe oczy.
- Tak był tu...- Taji zamyślił się pocierając sobie łapą nos- i powiedział, że idzie na Niebiańską Ziemię.
- To ziemia mojego wujka.
- Wspaniale! Wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale na pewno jesteście głodni. Lwice przed chwilą wróciły z polowania. Zapraszam Was do środka.
- Dziękuję, ale nie. Chcę go szybko odnaleźć. W moim domu mam młodsze rodzeństwo. Podróżuję praktycznie od ich urodzenia, a chciałabym ich poznać jak mają już swoje charakterki. Rozumie pan.
- Oczywiście. No cóż. Więc do widzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Kifalme i Tabasamu pożegnali się po czym odeszli. Kifalme doskonale wiedziała gdzie jest Niebiańska Ziemia. Co prawda nigdy na niej nie była, ale wiele razy opowiadano jej o niej. Zwłaszcza Mrithi, który tylko raz gościł na Lwiej Ziemi. Ach... Lwia Ziemia. Na samą myśl lwicę ścisnęło serce. Tęskniła za swoim domem gdzie była jej rodzina. Prawdziwa rodzina- przeszło jej przez myśl, ale szybko wyrzuciła to z głowy. Kochała Metgesel i Lief'a, ale wiedziała, że tęsknota nie sprawi by wróciła. Nie podda się.Mijali wodopój, przy którym parę złapało ogromne pragnienie. Podeszli do wody, a zwierzęta pijąca wodę uciekły w popłochu. Kifalme pochyliła się i zaczęła pić. Gdy ugasiła pragnienie wskoczyła do wodopoju. Tabasamu spojrzał na nią zdezorientowany. Lwica zanurkowała i długo nie wyjmowała głowy znad tafli wody. Zaniepokojony lew pochylił się nad wodą. Powoli wyciągnął łapę, a brązowa złapała ją po czym wrzuciła partnera do wody. Ten szybko z niej wybiegł po czym spojrzał ponuro na partnerkę. Kifalme wyskoczyła z wody i dusiła się ze śmiechu. Widząc ponurą minę Tabasamu spoważniała chociaż co chwila wybuchała cichym śmiechem.
- Wiesz co? Wredna jesteś-warknął odwrócony plecami do lwicy.- Chyba rzuciłaś na mnie jakiś czar, że dalej Cię kocham.
- Och daj spokój! To tylko zabawa!- mruknęła po czym położyła się by wyschnąć. Słońce rzuciło na nią złotawe promyki. Lew musiał przyznać, że wyglądała olśniewająco. Była cała mokra, ale olśniewająca.
- Idziemy czy nie? No wiesz na Niebiańską Ziemię.
- No dobrze.
Wstała i żwawym krokiem ruszyła za partnerem. Ten dalej w złym humorze zerknął na nią szybko i znowu odwrócił wzrok. Rzucił się na nieprzygotowaną na to lwicę. Poturlali się kilka metrów aż Tabasamu przygniótł do ziemi partnerkę. Ta dopiero zrozumiała o co chodzi i uderzyła lwa w klatkę piersiową. Nic. Za drugim razem także nic. Aż za trzecim razem brązowa nie wytrzymała i uderzyła go z całej siły. Lew zeskoczył z niej jak oparzony, ale znowu wskoczył na nią. Ona, tym razem przygotowana na to odparła atak. Po chwili Tabasamu leżał w błocie. Wstał, burknął coś pod nosem i ruszył w dalszą drogę. Kifalme teatralnie przekręciła oczami i podbiegła do Tabasamu. Mijali małe i większe stada zwierząt. Przy rzece graniczącej z inną ziemią Tabasamu wymył się z błota. Ruszyli w dalszą drogę. Wędrowali właśnie przez dość obszerną ziemię zwaną Terenem Morderców. Nikogo nie było widać. Reagowali na każdy dźwięk ponieważ Teren Morderców nie cieszył się dobrą sławą. Każdy samotny lew, który zapuszczał się w to miejsce nigdy nie wracał. Para jednak przeszła przez Teren bez szwanku. Stanęli na Niebiańskiej Ziemi. Było tam pięknie. Trochę jak w dżungli. Wysokie i grube drzewa, małe wodopoje, wodospady, jaskinie obrośnięte bluszczem. Tabasamu i Kifalme rozglądali się dookoła z niemałym zachwytem. Wtem lwica wpadła na obcego lwa. Wstała i szybko spojrzała na nieznajomego. Ten też z wysuniętymi pazurami i nastroszoną sierścią patrzył na nią. Lew miał bujną czerwoną grzywę, zielone oczy i pomarańczową sierść. Kifalme uśmiechnęła się szeroko i przytuliła zdezorientowanego lwa.
- Co ty robisz?-warknął i odsunął od siebie lwicę.- I kim jesteście? Co robicie na ziemi mego ojca?
- To ja!-krzyknęła Kifalme- Wiesz... nie znamy się za dobrze, ale raz się widzieliśmy. Jestem Kifalme. Twoja kuzynka- dopiero po tych słowach Mrithi poznał Kifalme.- To mój partner Tabasamu i przyszliśmy do Twojego ojca.
- Po co on wam?
- Mamy do niego ważne ważne pytanie.
- Pytajcie mnie.
- To raczej sprawa do króla.
- Trudno. Jestem następcą tronu.
- Słuchaj lewku- warknął Tabasamu zniecierpliwiony.- Moja dziewczyna szuka kogoś, na Lwiej Ziemi ma przybrane rodzeństwo, które nawet jej nie zna i do tego należymy do Lwiej Straży czyli obrońców Lwiej Ziemi. Nie mamy czasu na takie gierki więc masz nas zaprowadzić do króla.
- Grr...
Niezadowolony Mrithi odwrócił się mrucząc coś pod nosem. Zadowolona Kifalme podbiegła do kuzyna i zaczęła mu opowiadać o tym co się dzieje na Lwiej Ziemi. Pomarańczowy nie był tym zaciekawiony, ale brązową niewiele to obchodziło. Po pewnym czasie stanęli przed bardzo wysoką i szeroką jaskinią. Wszędzie słychać było szum wodospadu. Lwioziemcy spojrzeli na grotę z niemałym zachwytem. Mrithi prychnął i wprowadził ich do środka. Panował tam półmrok, a na skalnych półkach wypoczywało stado. Niektórzy przyglądali się badawczo przybyszom, inni nie zwracali na nich uwagi, a jeszcze inni szeptali między sobą.Na środku na niewielkim podwyższeniu leżała para lwów dyskutująca o czymś szeptem. Lew był pomarańczowy z czerwoną grzywą, a lwica była kremowa. Weszli do środka. Mrithi poszedł w ciemny kąt, a Kifalme odkaszlnęła nieśmiało. Lwy natychmiast umilkły i spojrzały w stronę wejścia. Wstali po czym podeszli bliżej. Lwica trzymała się z tyłu, a lew wypiął dumnie pierś i zaczął mówić:
- Jestem Clow. Król Niebiańskiej Ziemi. To Lila. Królowa Niebiańskiej Ziemi. Co was tu sprowadza i kim jesteście?
- No nie wierzę! Nikt mnie nie pamięta! Jestem Kifalme. Twoja siostrzenica. A to mój partner Tabasamu.
Władcy Niebiańskiej Ziemi przyjrzeli się bliżej Lwioziemcom. Jako pierwszy poznał ich Clow, a po kilku minutach Lila.
- Nie wierzę!- zdziwił się król,- Tak dawno was nie widzieliśmy! Jak sprawy na Lwiej Ziemi? Co z Lorną? A z lwiątkiem Uru? Powiedźcie wszystko!
- Lwiątko królowej ma na imię Akili. Jest bardzo ładna. Biała i ma takie słodkie niebieskie oczka. Jest już nastolatką. Jak była lwiątkiem porwała ją Lorna. I nie żyje Sheila...
- Wiem-powiedział drżącym głosem pomarańczowy.- Mówcie dalej. I wiem, że nie żuje moja matka i babcia. I Vitani.
- Lief i Metgesel od niedawna mają dzieci. Syna i córkę- kontynuowała Kifalme.- Syn ma na imię Huzuni, a córka Binti. Mieli mieć trzecie dziecko, ale dostało napadu duszności i zginęło. Motti i Diathesis też mają dzieci. Ich córka Siri nie żyje. Została zamordowana przez Złoziemców. A syn Kama był długo więziony. Ujasiri i Mpenzi mają dwie córki. Starszą Daraję i młodszą Violet. Och i Akili miała być królową, ale jednak Ujasiri jest następcą tronu. Za kilka miesięcy ich koronacja już są małżeństwem. Mamy nowego szamana Uaminifu. Jest dobry. I jest nowy majordomus. Znaczy kolejny. Są Zizi i Macho. Macho to gepard. Jest Lwia Straż. Należę do niej ja, Tabasamu, Akili, Mpenzi, nowy lew w stadzie Heshim. I do stada dołączyła Asali.
Clow zrobił wielkie oczy na brązową.
- Jak to?
- Tak to. Ale my w innej sprawie. Szukamy mojego ojca. Risu. Władca Jasnej Ziemi powiedział, że szedł w te stronę.
- Tak przyszedł tu. Odszedł na północ jakiś tydzień temu. Zostańcie tu. Ja zwołam stado i wyślę lwice na poszukiwanie Risu.
- Dziękujemy.
Lew zaryczał donośnie na co zebrało się całe stado.
Lwice z półek skalnych zeskoczyły i stanęły w szeregu przed parą królewską. Przyszły także lwice z zewnątrz. Kifalme i Tabasamu stanęli u boku Clow'a, a Mrithi potruchtał do matki. Wielkość stada była imponująca. Niebiańskoziemców było więcej niż Lwioziemców. Do stada należały lwy różnej maści. Były kremowe, pomarańczowe, białe, beżowe, jasnobrązowe, ciemnobrązowe, rude, szare... najwięcej było złotych, a na palcach jednej łapy można by policzyć czarne. Lwów było mniej więcej jedenaście. Niektórzy samcy mieli bujne grzywy inni mniejsze. Niektórym dopiero rosła, a lwiątka miały mikroskopijne grzywki. Przeważającym kolorem grzyw był rudy, mniej czarnych i szarych, a tylko jeden lew posiadał ją złotą. Nieliczne lwice miały czarne paski na uszach. Niektóre miały kropki pod oczami inne paski na głowach. Prawie każdy miał pomarańczowe oczy. Pięć lwów i jedna lwica miały je niebieskie, a mała grupka fiołkowe. Około dziewięć lwic i trzy lwy miało Złoziemski nos. Pewna lwica, którą dopiero teraz zauważyła Kifalme trzymała się z boku. Była bardzo ciemnobrązowa prawie czarna. Na głowie i grzbiecie miała jasnobrązowy pasek, pod prawym okiem trzy kemowe plamki. Oczy miała szkarłatne jak krew, a nos Złoziemski. Łypała groźnie na każdego z osobna chociaż można by poczuć emanujące z niej ciepło. Wyglądała na młodą, ale zmęczoną. Wszyscy odnosili się do niej z niemałym szacunkiem. Niektórzy witali się, inni skinęli do niej głową, a jeszcze inni kłaniali się jej prawie jak królowej.Leżała w rogu jaskini i nie interesowała się otoczeniem. Kiedy Clow zaczął mówić nastawiła delikatnie ucho, ale nawet nie zerknęła na króla. Co prawda Kifalme też nie słuchała lwa. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w lwicę pomarańczowy przestał mówić i stado wyszła z jaskini. Z wyjątkiem ciemnobrązowej. Ona dalej leżała w miejscu i wpatrywała się w swoje łapy. Potarła leniwie lewą łapę i skrzywiła się nieznacznie. Tabasamu odszedł jeść zebrę, którą przyniosła jakaś czarna lwica. Mrithi, Clow i Lila poszli za jego przykładem, a Kifalme podeszła nieśmiało do lwicy. Stanęła przy niej, a ta nawet na nią nie spojrzała. Brązowa chrząknęła cicho. Dopiero wtedy lwica spojrzała na nią niechętnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Dzień dobry- mruknęła nieśmiało Kifalme nienaturalnie piskliwym głosem. Chrząknęła i kontynuowała już pewniej.- Mam na imię Kifalme. A... pani?
- Uchawi- powiedziała dalej oglądając swoje łapy.- Miło Cię poznać.
- Mi Ciebie też. Em... chciałam zapytać... nie to bez sensu...-mruknęła i już chciała się odwrócić kiedy usłyszała głos lwicy.
- Nie nie idź. Pytaj proszę- zachęciła brązową.
- Dlaczego stado tak Cię szanuje?
- Jestem szamanką- odparła i odeszła.
Kifalme zdziwiła się zachowaniem szamanki. Odwróciła się i powoli zmierzała ku zebrze. Wbiła kły w pasiasty zad. Trysnęła krew. Mięso było bardzo dobre. Piątka lwów szybko uporała się ze zwierzyną. Po kilku chwilach zostały tylko śnieżnobiałe kości. Kifalme znowu zaczęła myśleć o Uchawi. Lila odeszła do kilku lwic, a Clow, Mrithi i Tabasmu zaczęli rozmawiać. Ciemnobrązowa była dziwna. Obecna ciałem, ale nie duchem. Król Niebiańskiej Ziemi zauważył zamyślenie lwicy i szturchnął ją lekko łapą w bok. Kifalme spojrzała na niego z wyrzutem i pomasowała bok. Lew z lekkim uśmiechem uniósł łapy w geście obronnym po czym spytał:
- O czym myślisz?
- Opowiedz mi o Uchawi.
- Cóż... Uchawi niewiele o sobie mówi. Jest szamanką. Jest nawet lepsza niż Rafiki. Przepowiada przyszłość i czyta w myślach. Leczy najcięższe rany. Po prostu wspaniała szamanka. Z tego co nam wiadomo nie miała łatwego życia. Ale to tylko plotki. Mieszka w niewielkiej jaskini za wodospadem. Tym za jaskinią. Trzeba przejść przez wodę. Tylko ona potrafi wejść i wyjść bez ani jednej kropli wody. Nazywamy tą jaskinię Miejscem Czarów.
Kifalme szybko wstała i wybiegła z jaskini. Zaczęła się pośpiesznie rozglądać. Nigdzie nie widziała żadnego wodospadu, ale szum wody dawał jej znać gdzie jest. Niestety na Niebiańskiej Ziemi było bardzo dużo wodospadów. Wdrapała się na dość duże drzewo i jeszcze raz się rozejrzała. Faktycznie za domem stada był mały wodospad. Woda z niego spływała do małego stawiku. Kifalme zeskoczyła z drzewa i pobiegła w wyznaczone miejsce. W szamance było coś co intrygowało lwicę. Stanęła przed stawem i zajrzała do Miejsca Czarów. Nie widziała tam nikogo, ale słyszała cichutkie nucenie. W środku nie było nic. Światła wpadała tam w niewielkich ilościach. Weszła pewnie do wody i przeszła przez wodę. Ociekała nią więc otrzepała się. W środku jaskini wszystko wyglądało inaczej. Było jasno jakby nie było zadaszenia, na półkach skalnych stały najróżniejsze flakoniki, zioła i kwiatki. Na jednej ze ścian namalowany był Clow, a obok niego Lila. Namalowana nad nimi była duża korona. Lwica usłyszała głośniejszą piosenkę w języku suahili. Była spokojna i cicha. Kifalme zachciało się spać. Schowała się za pnączami opadającymi z dachu groty, aż na samą ziemię. Ujrzała Uhawi robiącą jakąś miksturę. Głos miała czysty i piękny, uspokajający... po prostu nie do opisania.
- Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini- Uchawi zaczęła powoli iść w kierunku przerażonej Kifalme.-
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo *... Aaaaaa!!!- krzyknęła przerażona Uachawi, która odsunęła zasłony z lian.
Kifalme uśmiechnęła się nieśmiało. Szamanka spojrzała na nią pełnym zdenerwowania wzrokiem, a płomyki złości tańczyły w jej szkarłatnych jak krew oczach. Warknęła na nią cicho i wskazała łapą na wyjście. Kifalme przyjrzała się jej dokładnie. Miała na poduszce wyryty pazurem nieokreślony kształt. Jakby lew z rogami jakimi zwykle dysponował diabeł. Otworzyła pysk by zapytać o to, ale poczuła piekący ból w skroni. Zawyła żałośnie. Upadła na ziemię. Ból, który czuła był nie do opisania. Miała wrażenie jakby ktoś rozpoławiał jej na pół czaszkę. Jęknęła i zaczęła się wić. Coś jednak zmuszało ją do patrzenia prosto w oczy Uchawi, której wzrok złagodniał. Powieki Kifalme zrobiły się ociężałe. Starała się nie zamykać oczu, ale to było silniejsze od niej całej. Całą podświadomość zmusiła do trzymania oczu otwartych. Jednak nie dawała rady, przed oczami robiło jej się ciemno i ciepły uśmiech Uchawi był ostatnim co zobaczyła cierpiąca lwica.
***
Kifalme otworzyła oczy. Od razu poczuła piekący ból głowy. Była dalej w tym samym miejscu. Uchawi była odwrócona od niej plecami i mieszała jakieś zioła w skorupie żółwia. Na dworze panował mrok co musiało oznaczać, że jest noc. Brązowej lwicy wszystko się przypomniało. Straszny ból i ciepły uśmiech lwicy. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Upadła z hukiem na ziemię na co Uchawi odwróciła się szybko. Uśmiechnęła się promiennie i w podskokach podeszła do Kifalme. Pogłaskała ją delikatnie po głowie. Kifalme zachichotała cicho. Szybko jednak spoważniała i spojrzała na szamankę.
- Co się stało? No wiesz... za nim straciłam przytomność.
- Nic ważnego- mruknęła pewnym głosem z tajemniczym uśmiechem.- Mogę tylko zdradzić, że tak reagują na to zwykle słabi umysłowo. Chociaż długo się trzymałaś.
- Hę?
- No nic. Leżałaś tak tu jakiś jeden dzień. Już się o Ciebie martwiłam. Masz to- powiedziała podając Kifalme kilka ziół i fioletowych kwiatków.- To Ci pomoże na ból głowy. Za kilka dni będziesz mogła wyjść z mojego małego gabinetu. Tabasamu strasznie się o Ciebie martwił. Ledwo go stąd wyrzuciłam wieczorem.
Uchawi mówiła bardzo dużo. Odwróciła się od Kifalme i zaczęła coś majstrować przy ziołach leczniczych. Była zupełnie inna niż mogłoby się zdawać. Kifalme nie słuchała jej. Zerknęła tylko na zewnątrz jaskini, a potem przypomniał jej się dziwny znak na łapie szamanki i jej piękna piosenka. Zamyśliła się. co to mogło oznaczać? Kto zrobiłby coś takiego?
- Ej słuchasz mnie?-zapytała lekko urażonym głosem Uchawi.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Mam do Ciebie ważne pytanie.
- Pytaj- rzekła lwica obojętnym tonem i wzruszyła ramionami.
- Zanim zemdlałam zobaczyłam na Twojej łapie dziwny znak...- Uchawi dalej odwrócona plecami od Kifalme usiadła i przytuliła do siebie lewą łapę.
- To nic takiego- warknęła drżącym głosem jakby miała płakać.- Muszę iść po Księżycową Łunę. To takie magiczne kwiatki.
Szamanka wyszła w groty dalej tuląc do siebie łapę. Kifalme patrzyła na miejsce, w którym zniknęła Uchawi. Westchnęła ciężko. Tajemniczy znak na łapie lwicy bardzo ją ciekawił, zwłaszcza piosenka. Zamknęła oczy czując znużenie, aż w końcu zasnęła.
***
Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini.
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo ...- Podążaj za mym głosem, bo inne szybko zawiodą Cię.
Każdy jeden głupiec, który nie posłuchał mnie
Zginął w czeluściach zła.
A słuch o nim...
Partner lwicy szedł niepewnie z tyłu. Pogrążony w swoich myślach nie zauważył nawet, że doszli do celu. Stali przed Grotą Wybranych.Na głazie obok leżał jasno kremowy lew z czarną grzywą jakby oczekując ich przyjścia. Uśmiechnął się do nich miło po czym zeskoczył do przybyszy. Uścisnęli sobie łapy i przedstawił się.
- Witam. Jestem Taji. Mój szaman powiedział mi, że dzisiaj przyjdą dwa lwy oczekując pomocy.
- Cóż... tak jest- powiedziała lwica.- W pewnym sensie. Ale gdzie moje maniery! Jestem Kifalme, a to mój partner Tabasamu- lew uśmiechnął się lekko.- Szukam mego ojca. Groźne Stado powiedziało, że przyszedł tutaj. Nazywa się Risu, ma czarną grzywę, złotą sierść i pomarańczowe oczy.
- Tak był tu...- Taji zamyślił się pocierając sobie łapą nos- i powiedział, że idzie na Niebiańską Ziemię.
- To ziemia mojego wujka.
- Wspaniale! Wyjaśniliśmy sobie wszystko, ale na pewno jesteście głodni. Lwice przed chwilą wróciły z polowania. Zapraszam Was do środka.
- Dziękuję, ale nie. Chcę go szybko odnaleźć. W moim domu mam młodsze rodzeństwo. Podróżuję praktycznie od ich urodzenia, a chciałabym ich poznać jak mają już swoje charakterki. Rozumie pan.
- Oczywiście. No cóż. Więc do widzenia. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
Kifalme i Tabasamu pożegnali się po czym odeszli. Kifalme doskonale wiedziała gdzie jest Niebiańska Ziemia. Co prawda nigdy na niej nie była, ale wiele razy opowiadano jej o niej. Zwłaszcza Mrithi, który tylko raz gościł na Lwiej Ziemi. Ach... Lwia Ziemia. Na samą myśl lwicę ścisnęło serce. Tęskniła za swoim domem gdzie była jej rodzina. Prawdziwa rodzina- przeszło jej przez myśl, ale szybko wyrzuciła to z głowy. Kochała Metgesel i Lief'a, ale wiedziała, że tęsknota nie sprawi by wróciła. Nie podda się.Mijali wodopój, przy którym parę złapało ogromne pragnienie. Podeszli do wody, a zwierzęta pijąca wodę uciekły w popłochu. Kifalme pochyliła się i zaczęła pić. Gdy ugasiła pragnienie wskoczyła do wodopoju. Tabasamu spojrzał na nią zdezorientowany. Lwica zanurkowała i długo nie wyjmowała głowy znad tafli wody. Zaniepokojony lew pochylił się nad wodą. Powoli wyciągnął łapę, a brązowa złapała ją po czym wrzuciła partnera do wody. Ten szybko z niej wybiegł po czym spojrzał ponuro na partnerkę. Kifalme wyskoczyła z wody i dusiła się ze śmiechu. Widząc ponurą minę Tabasamu spoważniała chociaż co chwila wybuchała cichym śmiechem.
- Wiesz co? Wredna jesteś-warknął odwrócony plecami do lwicy.- Chyba rzuciłaś na mnie jakiś czar, że dalej Cię kocham.
- Och daj spokój! To tylko zabawa!- mruknęła po czym położyła się by wyschnąć. Słońce rzuciło na nią złotawe promyki. Lew musiał przyznać, że wyglądała olśniewająco. Była cała mokra, ale olśniewająca.
- Idziemy czy nie? No wiesz na Niebiańską Ziemię.
- No dobrze.
Wstała i żwawym krokiem ruszyła za partnerem. Ten dalej w złym humorze zerknął na nią szybko i znowu odwrócił wzrok. Rzucił się na nieprzygotowaną na to lwicę. Poturlali się kilka metrów aż Tabasamu przygniótł do ziemi partnerkę. Ta dopiero zrozumiała o co chodzi i uderzyła lwa w klatkę piersiową. Nic. Za drugim razem także nic. Aż za trzecim razem brązowa nie wytrzymała i uderzyła go z całej siły. Lew zeskoczył z niej jak oparzony, ale znowu wskoczył na nią. Ona, tym razem przygotowana na to odparła atak. Po chwili Tabasamu leżał w błocie. Wstał, burknął coś pod nosem i ruszył w dalszą drogę. Kifalme teatralnie przekręciła oczami i podbiegła do Tabasamu. Mijali małe i większe stada zwierząt. Przy rzece graniczącej z inną ziemią Tabasamu wymył się z błota. Ruszyli w dalszą drogę. Wędrowali właśnie przez dość obszerną ziemię zwaną Terenem Morderców. Nikogo nie było widać. Reagowali na każdy dźwięk ponieważ Teren Morderców nie cieszył się dobrą sławą. Każdy samotny lew, który zapuszczał się w to miejsce nigdy nie wracał. Para jednak przeszła przez Teren bez szwanku. Stanęli na Niebiańskiej Ziemi. Było tam pięknie. Trochę jak w dżungli. Wysokie i grube drzewa, małe wodopoje, wodospady, jaskinie obrośnięte bluszczem. Tabasamu i Kifalme rozglądali się dookoła z niemałym zachwytem. Wtem lwica wpadła na obcego lwa. Wstała i szybko spojrzała na nieznajomego. Ten też z wysuniętymi pazurami i nastroszoną sierścią patrzył na nią. Lew miał bujną czerwoną grzywę, zielone oczy i pomarańczową sierść. Kifalme uśmiechnęła się szeroko i przytuliła zdezorientowanego lwa.
- Co ty robisz?-warknął i odsunął od siebie lwicę.- I kim jesteście? Co robicie na ziemi mego ojca?
- To ja!-krzyknęła Kifalme- Wiesz... nie znamy się za dobrze, ale raz się widzieliśmy. Jestem Kifalme. Twoja kuzynka- dopiero po tych słowach Mrithi poznał Kifalme.- To mój partner Tabasamu i przyszliśmy do Twojego ojca.
- Po co on wam?
- Mamy do niego ważne ważne pytanie.
- Pytajcie mnie.
- To raczej sprawa do króla.
- Trudno. Jestem następcą tronu.
- Słuchaj lewku- warknął Tabasamu zniecierpliwiony.- Moja dziewczyna szuka kogoś, na Lwiej Ziemi ma przybrane rodzeństwo, które nawet jej nie zna i do tego należymy do Lwiej Straży czyli obrońców Lwiej Ziemi. Nie mamy czasu na takie gierki więc masz nas zaprowadzić do króla.
- Grr...
Niezadowolony Mrithi odwrócił się mrucząc coś pod nosem. Zadowolona Kifalme podbiegła do kuzyna i zaczęła mu opowiadać o tym co się dzieje na Lwiej Ziemi. Pomarańczowy nie był tym zaciekawiony, ale brązową niewiele to obchodziło. Po pewnym czasie stanęli przed bardzo wysoką i szeroką jaskinią. Wszędzie słychać było szum wodospadu. Lwioziemcy spojrzeli na grotę z niemałym zachwytem. Mrithi prychnął i wprowadził ich do środka. Panował tam półmrok, a na skalnych półkach wypoczywało stado. Niektórzy przyglądali się badawczo przybyszom, inni nie zwracali na nich uwagi, a jeszcze inni szeptali między sobą.Na środku na niewielkim podwyższeniu leżała para lwów dyskutująca o czymś szeptem. Lew był pomarańczowy z czerwoną grzywą, a lwica była kremowa. Weszli do środka. Mrithi poszedł w ciemny kąt, a Kifalme odkaszlnęła nieśmiało. Lwy natychmiast umilkły i spojrzały w stronę wejścia. Wstali po czym podeszli bliżej. Lwica trzymała się z tyłu, a lew wypiął dumnie pierś i zaczął mówić:
- Jestem Clow. Król Niebiańskiej Ziemi. To Lila. Królowa Niebiańskiej Ziemi. Co was tu sprowadza i kim jesteście?
- No nie wierzę! Nikt mnie nie pamięta! Jestem Kifalme. Twoja siostrzenica. A to mój partner Tabasamu.
Władcy Niebiańskiej Ziemi przyjrzeli się bliżej Lwioziemcom. Jako pierwszy poznał ich Clow, a po kilku minutach Lila.
- Nie wierzę!- zdziwił się król,- Tak dawno was nie widzieliśmy! Jak sprawy na Lwiej Ziemi? Co z Lorną? A z lwiątkiem Uru? Powiedźcie wszystko!
- Lwiątko królowej ma na imię Akili. Jest bardzo ładna. Biała i ma takie słodkie niebieskie oczka. Jest już nastolatką. Jak była lwiątkiem porwała ją Lorna. I nie żyje Sheila...
- Wiem-powiedział drżącym głosem pomarańczowy.- Mówcie dalej. I wiem, że nie żuje moja matka i babcia. I Vitani.
- Lief i Metgesel od niedawna mają dzieci. Syna i córkę- kontynuowała Kifalme.- Syn ma na imię Huzuni, a córka Binti. Mieli mieć trzecie dziecko, ale dostało napadu duszności i zginęło. Motti i Diathesis też mają dzieci. Ich córka Siri nie żyje. Została zamordowana przez Złoziemców. A syn Kama był długo więziony. Ujasiri i Mpenzi mają dwie córki. Starszą Daraję i młodszą Violet. Och i Akili miała być królową, ale jednak Ujasiri jest następcą tronu. Za kilka miesięcy ich koronacja już są małżeństwem. Mamy nowego szamana Uaminifu. Jest dobry. I jest nowy majordomus. Znaczy kolejny. Są Zizi i Macho. Macho to gepard. Jest Lwia Straż. Należę do niej ja, Tabasamu, Akili, Mpenzi, nowy lew w stadzie Heshim. I do stada dołączyła Asali.
Clow zrobił wielkie oczy na brązową.
- Jak to?
- Tak to. Ale my w innej sprawie. Szukamy mojego ojca. Risu. Władca Jasnej Ziemi powiedział, że szedł w te stronę.
- Tak przyszedł tu. Odszedł na północ jakiś tydzień temu. Zostańcie tu. Ja zwołam stado i wyślę lwice na poszukiwanie Risu.
- Dziękujemy.
Lew zaryczał donośnie na co zebrało się całe stado.
Lwice z półek skalnych zeskoczyły i stanęły w szeregu przed parą królewską. Przyszły także lwice z zewnątrz. Kifalme i Tabasamu stanęli u boku Clow'a, a Mrithi potruchtał do matki. Wielkość stada była imponująca. Niebiańskoziemców było więcej niż Lwioziemców. Do stada należały lwy różnej maści. Były kremowe, pomarańczowe, białe, beżowe, jasnobrązowe, ciemnobrązowe, rude, szare... najwięcej było złotych, a na palcach jednej łapy można by policzyć czarne. Lwów było mniej więcej jedenaście. Niektórzy samcy mieli bujne grzywy inni mniejsze. Niektórym dopiero rosła, a lwiątka miały mikroskopijne grzywki. Przeważającym kolorem grzyw był rudy, mniej czarnych i szarych, a tylko jeden lew posiadał ją złotą. Nieliczne lwice miały czarne paski na uszach. Niektóre miały kropki pod oczami inne paski na głowach. Prawie każdy miał pomarańczowe oczy. Pięć lwów i jedna lwica miały je niebieskie, a mała grupka fiołkowe. Około dziewięć lwic i trzy lwy miało Złoziemski nos. Pewna lwica, którą dopiero teraz zauważyła Kifalme trzymała się z boku. Była bardzo ciemnobrązowa prawie czarna. Na głowie i grzbiecie miała jasnobrązowy pasek, pod prawym okiem trzy kemowe plamki. Oczy miała szkarłatne jak krew, a nos Złoziemski. Łypała groźnie na każdego z osobna chociaż można by poczuć emanujące z niej ciepło. Wyglądała na młodą, ale zmęczoną. Wszyscy odnosili się do niej z niemałym szacunkiem. Niektórzy witali się, inni skinęli do niej głową, a jeszcze inni kłaniali się jej prawie jak królowej.Leżała w rogu jaskini i nie interesowała się otoczeniem. Kiedy Clow zaczął mówić nastawiła delikatnie ucho, ale nawet nie zerknęła na króla. Co prawda Kifalme też nie słuchała lwa. Po kilku minutach bezsensownego wpatrywania się w lwicę pomarańczowy przestał mówić i stado wyszła z jaskini. Z wyjątkiem ciemnobrązowej. Ona dalej leżała w miejscu i wpatrywała się w swoje łapy. Potarła leniwie lewą łapę i skrzywiła się nieznacznie. Tabasamu odszedł jeść zebrę, którą przyniosła jakaś czarna lwica. Mrithi, Clow i Lila poszli za jego przykładem, a Kifalme podeszła nieśmiało do lwicy. Stanęła przy niej, a ta nawet na nią nie spojrzała. Brązowa chrząknęła cicho. Dopiero wtedy lwica spojrzała na nią niechętnie i zaraz odwróciła wzrok.
- Dzień dobry- mruknęła nieśmiało Kifalme nienaturalnie piskliwym głosem. Chrząknęła i kontynuowała już pewniej.- Mam na imię Kifalme. A... pani?
- Uchawi- powiedziała dalej oglądając swoje łapy.- Miło Cię poznać.
- Mi Ciebie też. Em... chciałam zapytać... nie to bez sensu...-mruknęła i już chciała się odwrócić kiedy usłyszała głos lwicy.
- Nie nie idź. Pytaj proszę- zachęciła brązową.
- Dlaczego stado tak Cię szanuje?
- Jestem szamanką- odparła i odeszła.
Kifalme zdziwiła się zachowaniem szamanki. Odwróciła się i powoli zmierzała ku zebrze. Wbiła kły w pasiasty zad. Trysnęła krew. Mięso było bardzo dobre. Piątka lwów szybko uporała się ze zwierzyną. Po kilku chwilach zostały tylko śnieżnobiałe kości. Kifalme znowu zaczęła myśleć o Uchawi. Lila odeszła do kilku lwic, a Clow, Mrithi i Tabasmu zaczęli rozmawiać. Ciemnobrązowa była dziwna. Obecna ciałem, ale nie duchem. Król Niebiańskiej Ziemi zauważył zamyślenie lwicy i szturchnął ją lekko łapą w bok. Kifalme spojrzała na niego z wyrzutem i pomasowała bok. Lew z lekkim uśmiechem uniósł łapy w geście obronnym po czym spytał:
- O czym myślisz?
- Opowiedz mi o Uchawi.
- Cóż... Uchawi niewiele o sobie mówi. Jest szamanką. Jest nawet lepsza niż Rafiki. Przepowiada przyszłość i czyta w myślach. Leczy najcięższe rany. Po prostu wspaniała szamanka. Z tego co nam wiadomo nie miała łatwego życia. Ale to tylko plotki. Mieszka w niewielkiej jaskini za wodospadem. Tym za jaskinią. Trzeba przejść przez wodę. Tylko ona potrafi wejść i wyjść bez ani jednej kropli wody. Nazywamy tą jaskinię Miejscem Czarów.
Kifalme szybko wstała i wybiegła z jaskini. Zaczęła się pośpiesznie rozglądać. Nigdzie nie widziała żadnego wodospadu, ale szum wody dawał jej znać gdzie jest. Niestety na Niebiańskiej Ziemi było bardzo dużo wodospadów. Wdrapała się na dość duże drzewo i jeszcze raz się rozejrzała. Faktycznie za domem stada był mały wodospad. Woda z niego spływała do małego stawiku. Kifalme zeskoczyła z drzewa i pobiegła w wyznaczone miejsce. W szamance było coś co intrygowało lwicę. Stanęła przed stawem i zajrzała do Miejsca Czarów. Nie widziała tam nikogo, ale słyszała cichutkie nucenie. W środku nie było nic. Światła wpadała tam w niewielkich ilościach. Weszła pewnie do wody i przeszła przez wodę. Ociekała nią więc otrzepała się. W środku jaskini wszystko wyglądało inaczej. Było jasno jakby nie było zadaszenia, na półkach skalnych stały najróżniejsze flakoniki, zioła i kwiatki. Na jednej ze ścian namalowany był Clow, a obok niego Lila. Namalowana nad nimi była duża korona. Lwica usłyszała głośniejszą piosenkę w języku suahili. Była spokojna i cicha. Kifalme zachciało się spać. Schowała się za pnączami opadającymi z dachu groty, aż na samą ziemię. Ujrzała Uhawi robiącą jakąś miksturę. Głos miała czysty i piękny, uspokajający... po prostu nie do opisania.
- Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini- Uchawi zaczęła powoli iść w kierunku przerażonej Kifalme.-
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo *... Aaaaaa!!!- krzyknęła przerażona Uachawi, która odsunęła zasłony z lian.
Kifalme uśmiechnęła się nieśmiało. Szamanka spojrzała na nią pełnym zdenerwowania wzrokiem, a płomyki złości tańczyły w jej szkarłatnych jak krew oczach. Warknęła na nią cicho i wskazała łapą na wyjście. Kifalme przyjrzała się jej dokładnie. Miała na poduszce wyryty pazurem nieokreślony kształt. Jakby lew z rogami jakimi zwykle dysponował diabeł. Otworzyła pysk by zapytać o to, ale poczuła piekący ból w skroni. Zawyła żałośnie. Upadła na ziemię. Ból, który czuła był nie do opisania. Miała wrażenie jakby ktoś rozpoławiał jej na pół czaszkę. Jęknęła i zaczęła się wić. Coś jednak zmuszało ją do patrzenia prosto w oczy Uchawi, której wzrok złagodniał. Powieki Kifalme zrobiły się ociężałe. Starała się nie zamykać oczu, ale to było silniejsze od niej całej. Całą podświadomość zmusiła do trzymania oczu otwartych. Jednak nie dawała rady, przed oczami robiło jej się ciemno i ciepły uśmiech Uchawi był ostatnim co zobaczyła cierpiąca lwica.
***
Kifalme otworzyła oczy. Od razu poczuła piekący ból głowy. Była dalej w tym samym miejscu. Uchawi była odwrócona od niej plecami i mieszała jakieś zioła w skorupie żółwia. Na dworze panował mrok co musiało oznaczać, że jest noc. Brązowej lwicy wszystko się przypomniało. Straszny ból i ciepły uśmiech lwicy. Próbowała się podnieść, ale nie dała rady. Upadła z hukiem na ziemię na co Uchawi odwróciła się szybko. Uśmiechnęła się promiennie i w podskokach podeszła do Kifalme. Pogłaskała ją delikatnie po głowie. Kifalme zachichotała cicho. Szybko jednak spoważniała i spojrzała na szamankę.
- Co się stało? No wiesz... za nim straciłam przytomność.
- Nic ważnego- mruknęła pewnym głosem z tajemniczym uśmiechem.- Mogę tylko zdradzić, że tak reagują na to zwykle słabi umysłowo. Chociaż długo się trzymałaś.
- Hę?
- No nic. Leżałaś tak tu jakiś jeden dzień. Już się o Ciebie martwiłam. Masz to- powiedziała podając Kifalme kilka ziół i fioletowych kwiatków.- To Ci pomoże na ból głowy. Za kilka dni będziesz mogła wyjść z mojego małego gabinetu. Tabasamu strasznie się o Ciebie martwił. Ledwo go stąd wyrzuciłam wieczorem.
Uchawi mówiła bardzo dużo. Odwróciła się od Kifalme i zaczęła coś majstrować przy ziołach leczniczych. Była zupełnie inna niż mogłoby się zdawać. Kifalme nie słuchała jej. Zerknęła tylko na zewnątrz jaskini, a potem przypomniał jej się dziwny znak na łapie szamanki i jej piękna piosenka. Zamyśliła się. co to mogło oznaczać? Kto zrobiłby coś takiego?
- Ej słuchasz mnie?-zapytała lekko urażonym głosem Uchawi.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. Mam do Ciebie ważne pytanie.
- Pytaj- rzekła lwica obojętnym tonem i wzruszyła ramionami.
- Zanim zemdlałam zobaczyłam na Twojej łapie dziwny znak...- Uchawi dalej odwrócona plecami od Kifalme usiadła i przytuliła do siebie lewą łapę.
- To nic takiego- warknęła drżącym głosem jakby miała płakać.- Muszę iść po Księżycową Łunę. To takie magiczne kwiatki.
Szamanka wyszła w groty dalej tuląc do siebie łapę. Kifalme patrzyła na miejsce, w którym zniknęła Uchawi. Westchnęła ciężko. Tajemniczy znak na łapie lwicy bardzo ją ciekawił, zwłaszcza piosenka. Zamknęła oczy czując znużenie, aż w końcu zasnęła.
***
Kufuata sauti yangu, kwa sababu nyingine haraka basi wewe chini.
Kila mjinga mmoja ambaye hana kunisikiliza
Alifariki katika kina cha uovu.
Kusikia kuhusu hilo ...- Podążaj za mym głosem, bo inne szybko zawiodą Cię.
Każdy jeden głupiec, który nie posłuchał mnie
Zginął w czeluściach zła.
A słuch o nim...
poniedziałek, 6 marca 2017
Spóźnione (bardzo) urodziny bloga!!!
No cześć!!! Urodzinki bloga spóźnione o całe 6 miesięcy, ale cóż. Nie było mnie kiedy powinnam obchodzić więc obchodzę teraz!
Posty:
62
Rozdziały:
60
Obserwatorzy:
5
Łączna liczba wyświetleń:
9 763
Komentarze:
162
Dziękuję Wam za te wszytkie wyświetlenia, komentarze. Po prostu za wszystko!!!!
Dziękuję za wszystko! Dopiero teraz zobaczyłam to wszystko!
53# Na Cmentarzysku
Minęły dwa tygodnie. Lwiątka umiały już chodzić i mówić, a Kifalme i Tabasamu jeszcze nie wrócili. Fimbo, Daraja i Violet bawili się rzadko. Przyszłe księżniczki i lwiątko nie przypadli sobie do gustu. Mpenzi i Ujasiri byli już małżeństwem.
***
Na sawannie dopiero świtało. Dzień zapowiadał się na ciepły. Wszyscy na Lwiej Skale jeszcze spali. Tylko Ujasiri przeciągnął się i ziewnął. Tego dnia następca tronu miał pokazać swojej najstarszej córce królestwo. Wstał niechętnie i podszedł do swoich córek wtulonych w siebie. Jak tak patrzył na lwiczki pomyślał, że czemu miałby nie pokazać królestwa obu córkom? Szturchnął je na co one otworzyły zaspane oczy. Nie rozumiały o co chodzi więc książę wyjaśnił im wszystko. Wstały i wybiegły z jaskini rozbudzone i szczęśliwe jak skowronki. Inaczej Ujasiri. On powlókł się ciężko na szczyt Lwiej Skały, z którego władcy pokazywali potomstwu Lwią Ziemię. Usiadł i nakazał lwiczkom uważać. Violet wtuliła się w jego łapę, a Daraja wyciągnęła szyję, by jeszcze lepiej zobaczyć sawannę.
- Uważaj-upomniał córkę następca tronu.- Poczekajcie chwilę. Za moment wzejdzie słońce. To dopiero piękny widok.
Jaskrawo czerwona kula zaczęła wznosić się ponad widnokrąg zalewając lwy jak i całą sawannę czerwonym blaskiem. Violet i Daraji wyrwały się ciche ,,Och!'' przed czym sam książę się powstrzymywał. Jak emocje opadły zaczął mówić:
- Pamiętam jak to mi ojciec to pokazywał. A teraz ja pokazuje królestwo wam. Posłuchajcie mnie. Póki co wasi dziadkowie władają Lwią Ziemią, ale niedługo ja i mama przejmiemy władzę, a wy zostaniecie księżniczkami. Potem to jedna z was przejmie koronę...
- A nie możemy razem rządzić?- zapytała Violet.
- Niestety nie. A teraz do sedna. Rządy każdej pary królewskiej jest jak słońce. Na początku wschodzi, a jak oddaje się tron potomstwu zachodzi. Kiedyś czas mojego i mamy panowania zajdzie, a wzejdzie dla Ciebie Darajo. Jako królowej. I pamiętaj, że bycie królową to nie robienie tego co się chce.
- A czemu dla mnie? Ja chyba nie chcę...-mruknęła najstarsza z sióstr.
- Jako najstarsza z rodzeństwa korona należy się Tobie.
- A kim ja będę? No wiesz tato, jak Daraja obejmie władzę?- zapytała niepewnie Violet.
- Moją doradczynią- rzekła córka Mpenzi,
- I to mi się podoba córeczko. A teraz dalej. To wszystko, czego dotyka blask słońca, to nasze królestwo. Nasz dom.
- Ale tam są takie ciemne plamy. To czarne i brązowe- zauważyła Daraja.- Co tam jest?
- Nic takiego jak mam być szczery. Inne królestwa. Zła Ziemia i Cmentarzysko Słoni. Nic tam ciekawego. Same badyle i kości.
- Czy jest tam bezpiecznie? A czy można tam mieć mrożące krew w żyłach przygody?- zaciekawiła się ciemna.
- Na pewno nie możecie tam chodzić. Raz byłem na tyle głupi, że tam poszedłem i o mało nie zginąłem. Z resztą wasza ciocia też. Przez moją głupotę. A teraz popatrzcie na te stada zwierząt. Każdy lew i inny drapieżnik widzi jedzenie. Ale trzeba nauczyć widzieć się też coś innego.
- Co mianowicie?-zapytała Violet- Ja tam widzę jedzenie i czujące stworzenia. Czy to to?
- Też, ale głównie chodziło mi o to, że są z nami równi. I potrzebni nam, a my im. Tak zwany Krąg Życia. Bo widzicie. Po śmierci wyrasta na nas trawa, którą jedzą roślinożercy. Każdy, nawet najmniejsza mróweczka ma ważne miejsce w Kręgu Życia.
- To... ciekawe-stwierdziła Daraja.- A możemy iść się pobawić? Jest już ranek.
- No dobrze, ale jak tylko zobaczycie lwice wracające z polowania to macie przyjść na śniadanie.
- Jasne, jasne- uspokoiła ojca Daraja.
Siostry odbiegły od ojca i pobiegły po Binti i Huzuni'ego. Leżeli razem z rodzicami i brali kąpiel. Królewskie córki przywitały się i we czwórkę poszli się bawić. Biegali po sawannie, aż Daraja wpadła na lwiątko. Przewróciła się, ale szybko wstała. Leżąc uśmiechnęła się do niej jasna lwiczka.
- Cześć...-przywitała się niepewnie.
Przybiegł do nich cały brązowy lewek i widząc inne lwiątka uśmiechnął się nieśmiało. Pomógł wstać nieznajomej i usiadł przed Huzuni'm, Darają, Binti i Violet. Mruknął coś niesłyszalnie i spuścił łebek.
- Hej- przywitała się Violet.- Jestem Violet. To moja siostra Daraja-lwiczka wskazała na siostrę,która stała metr od lwiątek.- To Huzuni, a to Binti.
- Jestem Wazi, a to Kasoro- przedstawiła się jasna lwiczka.
Zapanowała niezręczna cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Tylko Binti poklepała Kasoro po ramieniu i krzyknęła ,,Berek!''. Wszystcy zaczęli uciekać przed osłupiałym lwiątkiem, który po chwili dopiero zrozumiał o co chodzi. Pobiegł za Wazi, która okazała się bardzo szybka. Potem złapał Binti. Ona pobiegła do brata, a on do Daraji. Wszyscy bawili się doskonale, tylko Wazi i Daraja widocznie za sobą nie przepadały. Po skończonej zabawie w berka lwiątka pływały w wodopoju. Najdłużej na samym dnie wytrzymał Huzuni czym zaimponował Wazi i Daraji.
- Chodźmy na Cmentarzysko Słoni- pomyślała najstarsza córka Ujasiri'ego.
- Tam jest podobno niebezpiecznie- zauważyła Binti.
- Oj tam oj tam! Ważne żeby było ciekawie. Tam jest dużo kości. Tak powiedział tata.
- Czemu nie- mruknęła Wazi.
Tak oto lwiątka wyruszyły w zakazane miejsce. Niektórzy byli niepewni, a inni radośni. Tylko Daraja truchtała w stronę Cmentarzyska. Lwiczka była rządna przygód. Wbiegła pędem na Cmentarzysko Słoni. Już na nim wszyscy zyskali dużo energii. Biegali naokoło gejzerów. Binti włożyła do niego zaciekawiona łapkę, a gorące powietrze oparzyło ją. Wazi i Kasoro biegali slalomem między gejzerami. Daraji nudziło się. Stała tuż przy granicy, a reszta lwiątek nie chciała się dalej oddalać. Brązowa musiała działać na własną łapę. Tak też zrobiła. Spacerowała po Cmentarzysku. Gryzła kości i bawiła się nimi, aż doszła do samego centrum. Leżała tam ogromna czaszka słonia. Podeszła do niej podejrzliwe i chciała wejść zobaczyć co jest w środku. Wspięła się z trudem i weszła przez oczodół. Spadła na podłoże. Rozejrzała się. Wszędzie były pajęczyny. Lwiczcke tam się nie podobało. Chciała wspiąć się z powrotem, ale nie dawała rady. Dopiero jak usłyszała krzyk proszący o pomoc, jakaś moc wstąpiła w nią. Wyskoczyła z czaszki zadyszana, ale nie było czasu na odpoczynek. Pobiegła w stronę, w którą przyszła i schowała się za żebrami. Okazało się, że towarzysze brązowej byli już znacznie dalej. Kilka hien atakowało Binti. Wszystkie lwiątka schowały się za Huzuni'm, która nastroszył sierść i wysunął pazury. Skoczył na hienę atakującą jego siostrę. Te drapały i gryzły żółtego. Daraja wyskoczyła z ukrycia i próbowała zaryczeć, ale tylko pisnęła. Psy zostawiły lwiątko, które ciężko, ponieważ było ciężko ranne podeszło do reszty. Hieny uśmiechnęły się drwiąco i podeszły do lwiczki. Ta drżącym ze strachu głosem zaczęła mówić:
- W imieniu króla Lwiej Ziemi nakazuje wam zostawić mnie, moją siostrę i moich przyjaciół.
- A kim ty jesteś, że nam rozkazujesz?- zapytała jedna z hien.
- Ja, Daraja, jestem przyszłą księżniczką Lwiej Ziemi- powiedziała tonem, którego uczył ją ojciec czyli dumnym i pewnym.
- Hahahaha- śmiały się hieny co było dla nich typowe.- Księżniczka Lwiej Ziemi! Haha!!! Księżniczką taki wypłosz?
- Uważaj na słowa!-warknął Huzuni.
- Bo co? Wiecie... mam dzisiaj apetyt na jakieś małe lwiątko!
- Kasoro. Biegnij po moich rodziców- szepnęła przerażona Violet na co ten pobiegł.
Lwiątka pobiegły w głąb Cmentarzyska. Hieny popędziły za nimi. Daraja myślała gorączkowo. Nie wiedziała co ma zrobić. Czuła się odpowiedzialna na towarzyszy, a w szczególności za swoją młodszą siostrę. Młodsza siostra... to zdanie ciągle dudniło jej w uszach. Zatrzymała się, a hieny nie wiedząc co robić stanęły za nią. Reszta lwiątek biegła dalej. Brązowa odwróciła się w stronę psów i warknęła na nie co niezbyt jej wyszło. Te zaczęły się śmiać, ale księżniczka podrapała najbliższą hienę po policzku. Puściła się biegiem w odwrotną stronę niż jej przyjaciele. Przebiegła między łapami zdezorientowanych psów. Jedna z hien zamachnęła się by uderzyć lwiczkę, która stała twardo i nie wydawała się ani trochę przestraszona, kiedy dobiegł ich donośmy ryk. Córka Mpenzi odwróciła się i z ulgą stwierdziła, że za nią stoi jej ojciec, Mpenzi, Audi, Uru, Metgesel i Lief. Daraja odetchnęła z ulgą. Wszystkie lwiątka wyszły z ukrycia. Królewskie siostry schowały się za łapą matki.
Lwy zaczęły bić się z hienami, a lwice złapały lwiątka i zaczęły uciekać z Cmentarzyska Słoni. Wbiegły na Lwią Skałę gdzie położyły młode w kupkę i odeszły łypiąc na nie z wyrzutem. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Huzuni.
- Byłaś bardzo odważna- powiedział do Daraji, która stała się czerwona jak piwonia, a Wazi mruknęła coś zdenerwowana.
- Dzięki- odpowiedziała.
Po tej krótkiej wymianie zdań nikt się już nie odzywał. Nawet ptaki, które wcześniej głośno śpiewały dały sobie spokój. Po chwili przyszli samcy, którzy wcześniej walczyli z hienami. Kazali Kasoro i Wazi pójść do rodziców i zostali sami. Binti i Violet skuliły uszy, Daraja siedziała dumnie wyprostowana, a Huzuni'ego nagle bardzo zainteresowały jego łapy. Audi odszedł od zebranych. Chciał by ta sprawa została rozstrzygnięta między ojcami, a ich dziećmi więc on nie był potrzebny. Dwójka lwów odprowadziło króla wzrokiem, a jak ten zniknął w mrocznej jaskini wzrok przenieśli na czwórkę lwiątek. Lief westchnął i swoją postawę złego ojca zmienił na załamanego. Ujasiri pozostawał niewzruszony. Postanowił przerwać ciszę:
- Co wam strzeliło do głowy?-warknął przeciągając sylaby.
- To był mój pomysł tato-powiedziała Daraja.
- Zawiodłem się. Jeszcze rano mówiłem wam, że macie tam nie chodzić i opowiedziałem jak to ja o mało tam nie zginąłem. Zresztą wasza ciotka też.
- Daj spokój Ujasiri-wtrącił Lief.- Dostali nauczkę i już raczej nie postawią tam łapy- książę łypnął groźnie na towarzysza lecz po chwili musiał przyznać mu niechętnie rację.
- No dobrze. Ale jeszcze raz, a skończy się gorzej.
- Huzuni, Binti. Straciłem już jedno dziecko i nie chcę stracić pozostałych-mruknął zrezygnowany Lief.
Lwy odeszły. Violet spuściła głowę. Daraja dalej siedziała w miejscu i wpatrywała się w przestrzeń. Bez słowa zeskoczyła z Lwiej Skały nie oglądając się nawet na siostrę i kuzynów. Ostrożnie zeskakiwała ze skałki na skałkę. Położyła się w trawie. Nie myślała o konsekwencjach swojego pomysłu. Najadła się nieźle strachu. Okazała odwagę, a to było ważne. Tak zawsze powtarzał jej ojciec. Nie myślała nawet nad tym co robi po prostu nie chciała, by przyjaciołom stała się krzywda przez jej niedorzeczny pomysł. Wstała i ruszyła przed siebie. Celem jej podróży był ogromny baobab Uaminifu. Lubiła z nim rozmawiać. Skrywał tyle tajemnic o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości. Nigdy niestety nie chciał się nimi dzielić. Wiedziało bardzo długo, że ma być królową. Nie powiedzieli jej tego rodzice, a właśnie szaman. Nigdy nie chciała rządzić. To ogromny obowiązek, a do tego trzeba ciągle siedzieć w jednym miejscu. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Daraja była typem lwiątka, które chciało podróżować. Zdecydowanie. Przyszła księżniczka chciała po prostu podróżować. Nie obchodziły ją żadne stada, nawet najmilsze. Nie wiedziała nawet czy chciała rodzinę. Nim się obejrzała trafiła do celu. Z trudem wspięła się na drzewo i wskoczyło między gałęzie.
Na nich porozwieszane były rogi nosorożca i różne miksturki. Nierozłączna laska szamana oparta była o grubą gałąź. Wszędzie narysowane były najróżniejsze lwy. Na środku siedział Uaminifu wpatrując się z zaciekawieniem w skorupę żółwia, z której emanowało jasne światełko. Lwiczka przywitała się nieśmiało i zapytała czy nie przeszkadza. Pawian pokręcił przecząco głową. Wyglądał na zmartwionego. Daraja spochmurniała. Zawsze humor szamana udzielał się jej.
- Co się stało?-zapytała.
- Potrafisz dotrzymać tajemnicę?- upewnił się Uaminifu chociaż wiedział, że brązowa jest dyskretna. Kiedy lwiątko pokiwało twierdząco głową kontynuował- Dawni Władcy są bardzo zaniepokojeni. Zdradzają mi przyszłość, owszem, ale robią to jakby niechętnie. Mówią, że czarne chmury niedługo zawisnął nad Lwią Ziemią.
- Czarne chmury? Co to może znaczyć?
- Nie mam pojęcia. Duchy Opiekuńcze będą miały niedługo dużo roboty... tak mi się wydaje. Ale- szamanowi powrócił dobry humor- na pewno nie przyszłaś tu by słuchać smętnych opowiastek. Więc chciałabyś zadać mi jakieś pytania?
- Właściwie to tak. No i też o przyszłość.
- Słucham.
- Jaką będę królową? Dobrą, złą? A może to nie moje przeznaczenie?
- Cóż... tak dalekiej przyszłości niestety nie znam, ale dam sobie brodę uciąć, że będziesz wspaniałą królową- to zdanie rozchmurzyło lwiczkę.
- Opowiesz mi o Simbie? Wiesz o tym jak pokonał Skazę i w ogóle.
- Ale... no dobrze. Tylko słuchaj i nie przerywaj mi. Ostrzegam. To momentami smutna historia. Nie
tak dawno temu żył sobie szczęśliwie król Mufasa ze swoją żoną Sarabi. Urodziło im się lwiątko, które nazwali Simba. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie Skaza. Młodszy brat króla czyhający na władzę. Simba rósł i poznał przyjaciółkę. Córkę przyjaciółki swojej matki Nalę. Pewnego dnia Skaza zaprowadził bratanka do wąwozu. Hieny, z którymi spiskował zaatakowały stado antylop gnu, które popędziły wąwozem. Mufasa powiadomiony przez brata o niebezpieczeństwie wbiegł między zwierzęta i uratował syna. Niestety antylopy porwały go. Gdy wyskoczył i poprosił brata o pomoc ten zrzucił go prosto pod kopyta antylop. Wmówił Simbie, że to przez niego Mufasa nie żyje i wygnał go. Na pustyni znalazła go surykatka Timon i guziec Pumba. Zaprzyjaźnili się. Mieli motto Hakuna Matata co znaczy nie martw się. Gdy Simba dorósł odnalazła go Nala. Mój poprzednik Rafiki namówił go do powrotu i tak oto prawowity król powrócił na Lwią Ziemię. Ale to nie koniec historii. Skaza wcale nie chciał tronu oddać. Pod jego wpływem Simba przyznał, że to przez niego Mufasa nie żyje. Skaza prawie zrzucił go ze szczytu Lwiej Skały, ale przed tym popełnił błąd. Zdradził prawdę, że to on zamordował. Rozpętała się walka, którą wygrał Simba. Rodzina Skazy czyli jego żona Zira, syn Nuka i przybrane dzieci Kovu i Vitani musieli zostać wygnani. Simba zrobił to z ciężkim sercem. Koniec historii.
- Och... co to za lew?- zapytała lwiczka, która podczas opowieści przyglądała się rysunkom lwów. Wskazała łapką na lwa w kolorze toffi, nad którym widniała czerwona pręga, a obok niego namalowane były dziwne znaki.
- To... nikt ważny. Późno się robi. Idź już bo rodzice się będą o Ciebie martwić.
Daraja zeskoczyła z baobabu, a Uaminifu zaczął rozmyślać. Ten lew właśnie był kimś. Kimś, przez kogo Lwia Ziemia będzie miało niemało kłopotów w przyszłości. Kifo, bo tak brzmi jego imię, jest niemal tak okrutny jak Skaza. Tak. Zdecydowanie ten młody lew narobi dużo problemów.
***
No hej! To już 53 rozdział! z ej okazji chciałabym zrobić specjalne posty o jakiejś postaci z bloga. Np. skąd pomysł na nią, urywki z jej przyszłości, a jak jest nieznana to też z przeszłości. I cała notka poświęcona tej postaci. Ogólnie rozdział tylko o niej. Co wy na to? Wezmę pięć pierwszych postaci z komentarzy.
***
Na sawannie dopiero świtało. Dzień zapowiadał się na ciepły. Wszyscy na Lwiej Skale jeszcze spali. Tylko Ujasiri przeciągnął się i ziewnął. Tego dnia następca tronu miał pokazać swojej najstarszej córce królestwo. Wstał niechętnie i podszedł do swoich córek wtulonych w siebie. Jak tak patrzył na lwiczki pomyślał, że czemu miałby nie pokazać królestwa obu córkom? Szturchnął je na co one otworzyły zaspane oczy. Nie rozumiały o co chodzi więc książę wyjaśnił im wszystko. Wstały i wybiegły z jaskini rozbudzone i szczęśliwe jak skowronki. Inaczej Ujasiri. On powlókł się ciężko na szczyt Lwiej Skały, z którego władcy pokazywali potomstwu Lwią Ziemię. Usiadł i nakazał lwiczkom uważać. Violet wtuliła się w jego łapę, a Daraja wyciągnęła szyję, by jeszcze lepiej zobaczyć sawannę.
- Uważaj-upomniał córkę następca tronu.- Poczekajcie chwilę. Za moment wzejdzie słońce. To dopiero piękny widok.
Jaskrawo czerwona kula zaczęła wznosić się ponad widnokrąg zalewając lwy jak i całą sawannę czerwonym blaskiem. Violet i Daraji wyrwały się ciche ,,Och!'' przed czym sam książę się powstrzymywał. Jak emocje opadły zaczął mówić:
- Pamiętam jak to mi ojciec to pokazywał. A teraz ja pokazuje królestwo wam. Posłuchajcie mnie. Póki co wasi dziadkowie władają Lwią Ziemią, ale niedługo ja i mama przejmiemy władzę, a wy zostaniecie księżniczkami. Potem to jedna z was przejmie koronę...
- A nie możemy razem rządzić?- zapytała Violet.
- Niestety nie. A teraz do sedna. Rządy każdej pary królewskiej jest jak słońce. Na początku wschodzi, a jak oddaje się tron potomstwu zachodzi. Kiedyś czas mojego i mamy panowania zajdzie, a wzejdzie dla Ciebie Darajo. Jako królowej. I pamiętaj, że bycie królową to nie robienie tego co się chce.
- A czemu dla mnie? Ja chyba nie chcę...-mruknęła najstarsza z sióstr.
- Jako najstarsza z rodzeństwa korona należy się Tobie.
- A kim ja będę? No wiesz tato, jak Daraja obejmie władzę?- zapytała niepewnie Violet.
- Moją doradczynią- rzekła córka Mpenzi,
- I to mi się podoba córeczko. A teraz dalej. To wszystko, czego dotyka blask słońca, to nasze królestwo. Nasz dom.
- Ale tam są takie ciemne plamy. To czarne i brązowe- zauważyła Daraja.- Co tam jest?
- Nic takiego jak mam być szczery. Inne królestwa. Zła Ziemia i Cmentarzysko Słoni. Nic tam ciekawego. Same badyle i kości.
- Czy jest tam bezpiecznie? A czy można tam mieć mrożące krew w żyłach przygody?- zaciekawiła się ciemna.
- Na pewno nie możecie tam chodzić. Raz byłem na tyle głupi, że tam poszedłem i o mało nie zginąłem. Z resztą wasza ciocia też. Przez moją głupotę. A teraz popatrzcie na te stada zwierząt. Każdy lew i inny drapieżnik widzi jedzenie. Ale trzeba nauczyć widzieć się też coś innego.
- Co mianowicie?-zapytała Violet- Ja tam widzę jedzenie i czujące stworzenia. Czy to to?
- Też, ale głównie chodziło mi o to, że są z nami równi. I potrzebni nam, a my im. Tak zwany Krąg Życia. Bo widzicie. Po śmierci wyrasta na nas trawa, którą jedzą roślinożercy. Każdy, nawet najmniejsza mróweczka ma ważne miejsce w Kręgu Życia.
- To... ciekawe-stwierdziła Daraja.- A możemy iść się pobawić? Jest już ranek.
- No dobrze, ale jak tylko zobaczycie lwice wracające z polowania to macie przyjść na śniadanie.
- Jasne, jasne- uspokoiła ojca Daraja.
Siostry odbiegły od ojca i pobiegły po Binti i Huzuni'ego. Leżeli razem z rodzicami i brali kąpiel. Królewskie córki przywitały się i we czwórkę poszli się bawić. Biegali po sawannie, aż Daraja wpadła na lwiątko. Przewróciła się, ale szybko wstała. Leżąc uśmiechnęła się do niej jasna lwiczka.
- Cześć...-przywitała się niepewnie.
Przybiegł do nich cały brązowy lewek i widząc inne lwiątka uśmiechnął się nieśmiało. Pomógł wstać nieznajomej i usiadł przed Huzuni'm, Darają, Binti i Violet. Mruknął coś niesłyszalnie i spuścił łebek.
- Hej- przywitała się Violet.- Jestem Violet. To moja siostra Daraja-lwiczka wskazała na siostrę,która stała metr od lwiątek.- To Huzuni, a to Binti.
- Jestem Wazi, a to Kasoro- przedstawiła się jasna lwiczka.
Zapanowała niezręczna cisza, której nikt nie śmiał przerwać. Tylko Binti poklepała Kasoro po ramieniu i krzyknęła ,,Berek!''. Wszystcy zaczęli uciekać przed osłupiałym lwiątkiem, który po chwili dopiero zrozumiał o co chodzi. Pobiegł za Wazi, która okazała się bardzo szybka. Potem złapał Binti. Ona pobiegła do brata, a on do Daraji. Wszyscy bawili się doskonale, tylko Wazi i Daraja widocznie za sobą nie przepadały. Po skończonej zabawie w berka lwiątka pływały w wodopoju. Najdłużej na samym dnie wytrzymał Huzuni czym zaimponował Wazi i Daraji.
- Chodźmy na Cmentarzysko Słoni- pomyślała najstarsza córka Ujasiri'ego.
- Tam jest podobno niebezpiecznie- zauważyła Binti.
- Oj tam oj tam! Ważne żeby było ciekawie. Tam jest dużo kości. Tak powiedział tata.
- Czemu nie- mruknęła Wazi.
Tak oto lwiątka wyruszyły w zakazane miejsce. Niektórzy byli niepewni, a inni radośni. Tylko Daraja truchtała w stronę Cmentarzyska. Lwiczka była rządna przygód. Wbiegła pędem na Cmentarzysko Słoni. Już na nim wszyscy zyskali dużo energii. Biegali naokoło gejzerów. Binti włożyła do niego zaciekawiona łapkę, a gorące powietrze oparzyło ją. Wazi i Kasoro biegali slalomem między gejzerami. Daraji nudziło się. Stała tuż przy granicy, a reszta lwiątek nie chciała się dalej oddalać. Brązowa musiała działać na własną łapę. Tak też zrobiła. Spacerowała po Cmentarzysku. Gryzła kości i bawiła się nimi, aż doszła do samego centrum. Leżała tam ogromna czaszka słonia. Podeszła do niej podejrzliwe i chciała wejść zobaczyć co jest w środku. Wspięła się z trudem i weszła przez oczodół. Spadła na podłoże. Rozejrzała się. Wszędzie były pajęczyny. Lwiczcke tam się nie podobało. Chciała wspiąć się z powrotem, ale nie dawała rady. Dopiero jak usłyszała krzyk proszący o pomoc, jakaś moc wstąpiła w nią. Wyskoczyła z czaszki zadyszana, ale nie było czasu na odpoczynek. Pobiegła w stronę, w którą przyszła i schowała się za żebrami. Okazało się, że towarzysze brązowej byli już znacznie dalej. Kilka hien atakowało Binti. Wszystkie lwiątka schowały się za Huzuni'm, która nastroszył sierść i wysunął pazury. Skoczył na hienę atakującą jego siostrę. Te drapały i gryzły żółtego. Daraja wyskoczyła z ukrycia i próbowała zaryczeć, ale tylko pisnęła. Psy zostawiły lwiątko, które ciężko, ponieważ było ciężko ranne podeszło do reszty. Hieny uśmiechnęły się drwiąco i podeszły do lwiczki. Ta drżącym ze strachu głosem zaczęła mówić:
- W imieniu króla Lwiej Ziemi nakazuje wam zostawić mnie, moją siostrę i moich przyjaciół.
- A kim ty jesteś, że nam rozkazujesz?- zapytała jedna z hien.
- Ja, Daraja, jestem przyszłą księżniczką Lwiej Ziemi- powiedziała tonem, którego uczył ją ojciec czyli dumnym i pewnym.
- Hahahaha- śmiały się hieny co było dla nich typowe.- Księżniczka Lwiej Ziemi! Haha!!! Księżniczką taki wypłosz?
- Uważaj na słowa!-warknął Huzuni.
- Bo co? Wiecie... mam dzisiaj apetyt na jakieś małe lwiątko!
- Kasoro. Biegnij po moich rodziców- szepnęła przerażona Violet na co ten pobiegł.
Lwiątka pobiegły w głąb Cmentarzyska. Hieny popędziły za nimi. Daraja myślała gorączkowo. Nie wiedziała co ma zrobić. Czuła się odpowiedzialna na towarzyszy, a w szczególności za swoją młodszą siostrę. Młodsza siostra... to zdanie ciągle dudniło jej w uszach. Zatrzymała się, a hieny nie wiedząc co robić stanęły za nią. Reszta lwiątek biegła dalej. Brązowa odwróciła się w stronę psów i warknęła na nie co niezbyt jej wyszło. Te zaczęły się śmiać, ale księżniczka podrapała najbliższą hienę po policzku. Puściła się biegiem w odwrotną stronę niż jej przyjaciele. Przebiegła między łapami zdezorientowanych psów. Jedna z hien zamachnęła się by uderzyć lwiczkę, która stała twardo i nie wydawała się ani trochę przestraszona, kiedy dobiegł ich donośmy ryk. Córka Mpenzi odwróciła się i z ulgą stwierdziła, że za nią stoi jej ojciec, Mpenzi, Audi, Uru, Metgesel i Lief. Daraja odetchnęła z ulgą. Wszystkie lwiątka wyszły z ukrycia. Królewskie siostry schowały się za łapą matki.
Lwy zaczęły bić się z hienami, a lwice złapały lwiątka i zaczęły uciekać z Cmentarzyska Słoni. Wbiegły na Lwią Skałę gdzie położyły młode w kupkę i odeszły łypiąc na nie z wyrzutem. Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał Huzuni.
- Byłaś bardzo odważna- powiedział do Daraji, która stała się czerwona jak piwonia, a Wazi mruknęła coś zdenerwowana.
- Dzięki- odpowiedziała.
Po tej krótkiej wymianie zdań nikt się już nie odzywał. Nawet ptaki, które wcześniej głośno śpiewały dały sobie spokój. Po chwili przyszli samcy, którzy wcześniej walczyli z hienami. Kazali Kasoro i Wazi pójść do rodziców i zostali sami. Binti i Violet skuliły uszy, Daraja siedziała dumnie wyprostowana, a Huzuni'ego nagle bardzo zainteresowały jego łapy. Audi odszedł od zebranych. Chciał by ta sprawa została rozstrzygnięta między ojcami, a ich dziećmi więc on nie był potrzebny. Dwójka lwów odprowadziło króla wzrokiem, a jak ten zniknął w mrocznej jaskini wzrok przenieśli na czwórkę lwiątek. Lief westchnął i swoją postawę złego ojca zmienił na załamanego. Ujasiri pozostawał niewzruszony. Postanowił przerwać ciszę:
- Co wam strzeliło do głowy?-warknął przeciągając sylaby.
- To był mój pomysł tato-powiedziała Daraja.
- Zawiodłem się. Jeszcze rano mówiłem wam, że macie tam nie chodzić i opowiedziałem jak to ja o mało tam nie zginąłem. Zresztą wasza ciotka też.
- Daj spokój Ujasiri-wtrącił Lief.- Dostali nauczkę i już raczej nie postawią tam łapy- książę łypnął groźnie na towarzysza lecz po chwili musiał przyznać mu niechętnie rację.
- No dobrze. Ale jeszcze raz, a skończy się gorzej.
- Huzuni, Binti. Straciłem już jedno dziecko i nie chcę stracić pozostałych-mruknął zrezygnowany Lief.
Lwy odeszły. Violet spuściła głowę. Daraja dalej siedziała w miejscu i wpatrywała się w przestrzeń. Bez słowa zeskoczyła z Lwiej Skały nie oglądając się nawet na siostrę i kuzynów. Ostrożnie zeskakiwała ze skałki na skałkę. Położyła się w trawie. Nie myślała o konsekwencjach swojego pomysłu. Najadła się nieźle strachu. Okazała odwagę, a to było ważne. Tak zawsze powtarzał jej ojciec. Nie myślała nawet nad tym co robi po prostu nie chciała, by przyjaciołom stała się krzywda przez jej niedorzeczny pomysł. Wstała i ruszyła przed siebie. Celem jej podróży był ogromny baobab Uaminifu. Lubiła z nim rozmawiać. Skrywał tyle tajemnic o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości. Nigdy niestety nie chciał się nimi dzielić. Wiedziało bardzo długo, że ma być królową. Nie powiedzieli jej tego rodzice, a właśnie szaman. Nigdy nie chciała rządzić. To ogromny obowiązek, a do tego trzeba ciągle siedzieć w jednym miejscu. Na samą myśl przeszedł ją dreszcz. Daraja była typem lwiątka, które chciało podróżować. Zdecydowanie. Przyszła księżniczka chciała po prostu podróżować. Nie obchodziły ją żadne stada, nawet najmilsze. Nie wiedziała nawet czy chciała rodzinę. Nim się obejrzała trafiła do celu. Z trudem wspięła się na drzewo i wskoczyło między gałęzie.
Na nich porozwieszane były rogi nosorożca i różne miksturki. Nierozłączna laska szamana oparta była o grubą gałąź. Wszędzie narysowane były najróżniejsze lwy. Na środku siedział Uaminifu wpatrując się z zaciekawieniem w skorupę żółwia, z której emanowało jasne światełko. Lwiczka przywitała się nieśmiało i zapytała czy nie przeszkadza. Pawian pokręcił przecząco głową. Wyglądał na zmartwionego. Daraja spochmurniała. Zawsze humor szamana udzielał się jej.
- Co się stało?-zapytała.
- Potrafisz dotrzymać tajemnicę?- upewnił się Uaminifu chociaż wiedział, że brązowa jest dyskretna. Kiedy lwiątko pokiwało twierdząco głową kontynuował- Dawni Władcy są bardzo zaniepokojeni. Zdradzają mi przyszłość, owszem, ale robią to jakby niechętnie. Mówią, że czarne chmury niedługo zawisnął nad Lwią Ziemią.
- Czarne chmury? Co to może znaczyć?
- Nie mam pojęcia. Duchy Opiekuńcze będą miały niedługo dużo roboty... tak mi się wydaje. Ale- szamanowi powrócił dobry humor- na pewno nie przyszłaś tu by słuchać smętnych opowiastek. Więc chciałabyś zadać mi jakieś pytania?
- Właściwie to tak. No i też o przyszłość.
- Słucham.
- Jaką będę królową? Dobrą, złą? A może to nie moje przeznaczenie?
- Cóż... tak dalekiej przyszłości niestety nie znam, ale dam sobie brodę uciąć, że będziesz wspaniałą królową- to zdanie rozchmurzyło lwiczkę.
- Opowiesz mi o Simbie? Wiesz o tym jak pokonał Skazę i w ogóle.
- Ale... no dobrze. Tylko słuchaj i nie przerywaj mi. Ostrzegam. To momentami smutna historia. Nie
tak dawno temu żył sobie szczęśliwie król Mufasa ze swoją żoną Sarabi. Urodziło im się lwiątko, które nazwali Simba. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie Skaza. Młodszy brat króla czyhający na władzę. Simba rósł i poznał przyjaciółkę. Córkę przyjaciółki swojej matki Nalę. Pewnego dnia Skaza zaprowadził bratanka do wąwozu. Hieny, z którymi spiskował zaatakowały stado antylop gnu, które popędziły wąwozem. Mufasa powiadomiony przez brata o niebezpieczeństwie wbiegł między zwierzęta i uratował syna. Niestety antylopy porwały go. Gdy wyskoczył i poprosił brata o pomoc ten zrzucił go prosto pod kopyta antylop. Wmówił Simbie, że to przez niego Mufasa nie żyje i wygnał go. Na pustyni znalazła go surykatka Timon i guziec Pumba. Zaprzyjaźnili się. Mieli motto Hakuna Matata co znaczy nie martw się. Gdy Simba dorósł odnalazła go Nala. Mój poprzednik Rafiki namówił go do powrotu i tak oto prawowity król powrócił na Lwią Ziemię. Ale to nie koniec historii. Skaza wcale nie chciał tronu oddać. Pod jego wpływem Simba przyznał, że to przez niego Mufasa nie żyje. Skaza prawie zrzucił go ze szczytu Lwiej Skały, ale przed tym popełnił błąd. Zdradził prawdę, że to on zamordował. Rozpętała się walka, którą wygrał Simba. Rodzina Skazy czyli jego żona Zira, syn Nuka i przybrane dzieci Kovu i Vitani musieli zostać wygnani. Simba zrobił to z ciężkim sercem. Koniec historii.
- Och... co to za lew?- zapytała lwiczka, która podczas opowieści przyglądała się rysunkom lwów. Wskazała łapką na lwa w kolorze toffi, nad którym widniała czerwona pręga, a obok niego namalowane były dziwne znaki.
- To... nikt ważny. Późno się robi. Idź już bo rodzice się będą o Ciebie martwić.
Daraja zeskoczyła z baobabu, a Uaminifu zaczął rozmyślać. Ten lew właśnie był kimś. Kimś, przez kogo Lwia Ziemia będzie miało niemało kłopotów w przyszłości. Kifo, bo tak brzmi jego imię, jest niemal tak okrutny jak Skaza. Tak. Zdecydowanie ten młody lew narobi dużo problemów.
***
No hej! To już 53 rozdział! z ej okazji chciałabym zrobić specjalne posty o jakiejś postaci z bloga. Np. skąd pomysł na nią, urywki z jej przyszłości, a jak jest nieznana to też z przeszłości. I cała notka poświęcona tej postaci. Ogólnie rozdział tylko o niej. Co wy na to? Wezmę pięć pierwszych postaci z komentarzy.
sobota, 4 marca 2017
52# Binti i Huzuni
Po kilu dniach Kama wrócił na Lwią Skałę. Akili i Predator zabrali go na spotkanie z Bangs i Kipofu, którzy bardzo polubili lwiątko.
***
Był środek nocy, a Lief, Metgesel i Kifalme nie spali. Siedzieli nad wodopojem i nie odzywali się do siebie. Brązowa powiedziała im, że ma zamiar szukać ojca. Lief chciał jej zabronić, ale Met powiedziała, że nie ma on prawa tego zrobić. Kuzynka następcy tronu była dorosła i mogła robić co chciała. Lecz żeby para nie została z tyłu z szokującymi wieściami lwica powiedziała, że jest w ciąży. Kifalme to wstrząsnęło. Jej przybrani rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci. Tylko kremowa od czasu do czasu coś wspomniała. Brązowa była wściekła, ale wiedziała, że to ich uszczęśliwi. Wszyscy byli zagłębieni we własnych myślach. Lief westchnął i zaczął:
- Zgadzam się. Kifalme, możesz odejść-lwice spojrzały na niego zdziwione.
- Nie zgadzam się!-warknęła Metgesel.
- Przecież sama powiedziałaś, że ty się zgadzasz,
- Powiedziałam, że nie możesz jej tego zabronić, a nie, że jej na to pozwalam! Kifalme-zwróciła się do przybranej córki.- Jak tylko będę musiała to zatrzymam Cię tu siłą!
- No to ja zabiję wasze dzieci!- lwica zerwała się na równe łapy- Nie możecie mi zabronić!
- Nigdzie się nie wybierasz! Nie chcę! Nie po to Cię przygarniałam jak Twój ojciec stał się mordercą Twojej matki, żebyś go teraz szukała!!!
- To ucieknę!
Kifalme pobiegła na Lwią Skałę, a kiedy już nie było jej widać Metgesel jęknęła przeciągle i złapała się za brzuch. Brązowa wbiegła do jaskini i szturchała Tabasamu. Chciała mu się wyżalić. Od pewnego czasu w lwie widziała wsparcie co ją bardzo dziwiło. Zawsze ją wspierał, ale od nie dawna jeszcze bardziej. Zdenerwowana, że przyjaciel dalej się nie budzi opadła na ziemię obok niego i krzyknęła od razu łapiąc się za pysk. Złapała Tabasamu za ucho zębami i pociągnęła. Lew syknął z bólu. Z ucha zaczęły spływać mu kropelki krwi znikające w grzywie. Spojrzał z wyrzutem na lwicę i złapał się za ucho. Na łapie miał krew, a jego przyjaciółka tylko wskazała łapą na zewnątrz. Przewrócił oczami i wyszedł za nią. Usiedli z tyłu Lwiej Skały. Kifalme po policzku popłynęły łzy i w tym momencie brat Mpenzi zrozumiał powagę sytuacji. Położył jej łapę na ramieniu.
- Co się dzieje?-zapytał czule.
- Metgesel i Lief nie pozwalają mi odejść. To znaczy... Lief pozwala. Metgesel nie... Do tego powiedzieli, że niedługo będą mieć lwiątka. Traktują mnie jak swoją córkę, a ja ich jak moich rodziców. Te dzieci mogą wszystko zepsuć. Będzie ich trójka... lwiczka i dwa lewki. Zobaczą jak to fajnie mieć własne lwiątka i mnie odrzucą...
- Oni tacy nie są. Nie zostawili by Cię, a Metgesel nie chce Cię puścić bo jesteś dla niej córką. Jej jedynym dzieckiem.
- Niedługo czwartym...
- Powiedziałaś, że to fajnie mieć lwiątka. A ty chciałabyś? No wiesz... dzieci?
- Chciałbym! Jasne, że tak!
- A nie chcesz, żeby oni je mieli.
- Mają mnie...-mruknęła rozeźlona.
- Ale chcą małe. A nie dorosłą córkę. Zawsze będziesz ich. No nie ich, ale to oni Cię wychowali. Ach i jeszcze jedno...- lew wciągnął i wypuścił powietrze, a gdy przemówił głos mu drżał. - Chciałbym Cię zapytać czy chciałabyś zostać moją partnerką?- Kifalme spojrzała na niego osłupiała.
- Tak!- krzyknęła uradowana i lew przytulił ją.
- Metgesel rodzi!-krzyknął Lief, który właśnie podbiegł do zakochanych. Był spanikowany.
- Co?- mruknęła lwica.
Pobiegła za żółtym ile sił w łapach. Biegli w stronę baobabu, gdzie musieli poczekać. Czarno grzywy położył się i schował głowę miedzy łapami. Kifalme usiadła i rozmyślała czemu jej przybrany ojciec jest zaniepokojony. Z baobabu doszedł ich jęk, a zaraz potem krzyk. Po kilku godzinach, kiedy już świtało Uaminifu trochę zasmucony wezwał ich do środka. Lief przełknął gulę, która powstała mu w gardle i wskoczył na baobab, a zaraz po nim Kifalme. Po środku podłoża leżała Metgesel trochę uśmiechnięta, ale na policzkach miała ślady łez. W łapach trzymała szarą kulkę z niebieskimi oczkami, a obok niej leżała jasno kremowa.
- Weź w łapy naszego syna- powiedziała, a lew wykonał polecenie chociaż lwiątko spojrzało na niego przerażone.
- Jakie słodkie- mruknęła Kifalme.- A gdzie to trzecie?
- Nie żyje- powiedziała bezbarwnym głosem Metgesel.
- Jak...? To Twoja wina!-krzyknął do swojej przybranej córki.
- Nie-powiedziała stanowczo świeżo upieczona matka.- Uaminifu powiedział, że to nie wina tej złości i strachu. Jak tylko się urodził dostał napadu duszności i nie zdążył go uratować... nie myślmy o tym. Jak je nazwiemy?
- Może na pamiątkę tego smutnego wydarzenia i śmierci-wtrąciła kuzynka księcia- lewka nazwiecie Huzuni?
- Świetny pomysł- powiedziała Metgesel.- A może lwiczkę... Binti?
- Tak. To piękne imię. Violet i Daraja będą miały towarzyszy do zabawy. Jakie mamy piękne dzieci!- powiedział uradowany Lief- Ale to trzecie dziecko... jak wyglądał?
- Był taki sam jak Binti. No może ciemniejszy.
- I tak wiem, że śmierć mojego syna jest Twoją winą-warknął do Kifalme.
- Dość!- krzyknęła Metgesel- Huzuni i Binti się teraz liczą, a nie tamto lwiątko. Uaminifu zabrał go i położył w tamtym wąwozie, w którym zginął mój przybrany pradziadek Mufasa. Położył go na trawie, która na nim wyrosła. Trzeba mu nadać imię. Nie żyje, ale powinien się jakoś nazywać. Ty Lief wymyśl imię. Ja wymyśliłam Binti, Kifalme Huzuni, a ty?
- Nyasi. A teraz odpocznij kochana. Miałaś ciężką noc.
- Ale dopiero ranek!
- Trudno. Choć Kifalme. Dajmy odpocząć mamie.
Kifalme i Lief zeskoczyli z baobabu. Żółty pobiegł na Lwią Skałę, a brązowa na granicę ze Złą Ziemią. Wiedziała, że Akili i Predator akurat rozmawiają z Bangs i Kipofu. Lwica myślała o słowach przybranej matki. ,, Huzuni i Binti się teraz liczą''. Co to mogło znaczyć? Czyżby nie interesowała już przybranych rodziców? Partnerka Tabasamu była przewrażliwiona, ponieważ nie chciała znowu stracić rodziców. Chciała jak najszybciej szukać ojca, ale to mogło wiązać się z długim opuszczeniem Lwiej Ziemi. Lief i Metgesel mogliby o niej zapomnieć. Gdy lwica doszła w wyznaczone miejsce zobaczyła czwórkę przyjaciół kłócących się. Predator i Akili wypędzali Złoziemców z Lwiej Ziemi. Ci z wysuniętymi pazurami warczeli groźnie na białych. Kipofu nic nie widząc zamachnął się by uderzyć Predatora, ale trafił w pysk Akili jeszcze bardziej narażając się na złość białego. Ten zaryczał i ugryzł go w łapę. Bangs rzuciła się na nastolatka. Przygniotła go do ziemi i wyszczerzyła kły. Predator odepchnął nastolatkę tylnymi łapami, a gdy ta wstała zaczęli krążyć naokoło siebie. Księżniczka chciała wrzucić nic nie spodziewającego się Kipofu do rzeki pełnej krokodyli. Widząc to Kifalme musiała zareagować. Co prawda ślepy jest Złoziemcem, ale lwica bardzo lubiła żółtego. Wskoczyła na pole walki i zaryczała najgłośniej jak potrafiła. Cztery pary oczu powędrowały w jej stronę. Akili odskoczyła od ślepego, a Predator położył łapę, którą wcześniej podniósł by uderzyć nastolatkę. Bangs chciała skoczyć na brązową, ale biały przygniótł jej ogon łapą i warknął cicho, prawie niedosłyszalnie. Kipofu czując, że jest bezpieczny chciał rzucić się na księżniczkę Lwiej Ziemi. W Kifalme zawrzało. Zdenerwowana do granic uderzyła w bok nastolatka, a ten upadł brzuchem na ostry kamień. Nabił się na niego delikatnie. Wszyscy osłupieli. Po skale spływała krew, ale w niewielkich ilościach. Pierwsza ocknęła się Bangs i podbiegła do przyjaciela. Szturchnęła go łapą, a ten syknął. W oczach lwicy pojawiły się łzy. Kochała lwa, a teraz nie wiadome było czy przeżyje. Kifalme zrzuciła ślepego z kamienia i zarzuciła go sobie na grzbiet. Pobiegła do baobabu Uaminifu. Chciała wskoczyć na drzewo, ale bała się, że nastolatek spadnie z jej grzbietu. Dlatego złapała go lekko zębami za łapę, a dopiero potem wspięła się na pień. Krzyknęła imię szamana i niechcący obudziła Metgesel tak jak jej dzieci. Binti i Huzuni zaczęli płakać, a jej przybrana matka spojrzała na nią z wyrzutem. Powtórzyła krzyk, a dopiero po kilku minutach nadszedł Uaminifu. Kifalme wyjaśniła pawianowi co się stało, a ten bez zbędnych pytań wziął się do roboty. Zmartwienie lwicy szybko zmieniło się w złość na Akili i Predatora. Warknęła cicho i zeskoczyła z drzewa, pod którym czekali już biali.
- Co się tam stało?!- zapytała rozeźlona.
- Nic- warknęła nastolatka.
- Właśnie, że coś się stało! Naprawdę martwię się. Byliście przyjaciółmi, a teraz? To nie wyglądało jak mała kłótnia. A ty Akili- lwica zwróciła się do księżniczki.- Nie spodziewałam się tego po Tobie. Jak mogłaś chcieć zepchnąć Kipofu prosto w paszcze krokodyli? Atakować ślepego? Zawiodłam się na Tobie. Naprawdę. I Twój brat, jak i Twoi rodzice też będą zawiedzeni jak się dowiedzą. A poza tym. Chciałabym z Tobą porozmawiać. Na osobności. A ty Predator idź i powiedz Bangs o tym, że z Kipofu raczej w porządku.
Lew odbiegł, a Akili spuściła wzrok. Sama zrozumiała, że źle zrobiła. Zaczęła się martwić o przyjaciela. Kifalme spojrzała w niebo. Podziwiała chmury.
- Zmieniłaś się- powiedziała dalej nie patrząc na księżniczkę.- Od niedawna jesteś inna. Co Ci się stało?
- Nic. Sama nie wiem... zazdrość? Teraz żałuję, że oddałam tron Ujasiri'emu. A może to nie to? Nie mam pojęcia.
- Czemu żałujesz?- lwica spojrzała prosto w błękitne oczy kuzynki- Mogłaś mieć kawałek Lwiej Ziemi, a oddałaś ją całą bratu. Z własnej woli. I jeszcze jedna sprawa. O co się kłóciliście?
- Chcą sobie pójść. Opuścić Złą Ziemię. I nas.
- Odejść? Ale... tak mi przykro. To o to ta kłótnia. Ale aż tak poważna? No cóż. O tej zazdrości porozmawiał z ojcem zanim przerodzi się w nienawiść. A jak kogoś kochasz pozwól mu odejść. Kochasz ich jak przyjaciół. W końcu znacie się od dzieciństwa.
- Nie chcę rozmawiać o tym z ojcem. Klamka zapadła. Straciłam swoją szansę. Mówi się trudno- biała uśmiechnęła sięsmutno.
- Jak uważasz- mruknęła Kifalme niepewnie przyglądając się Akili.
We dwie poszły na Lwią Skałę. U jej podnóża nastolatka poprosiła brązową by nie mówiła nic o kłótni między ją, a jej przyjaciółmi. Ta zgodziła się. Szybko podbiegła do Ujasiri'ego, który stał na czubku Lwiej Skały. Nie zamierzała zdradzać jej i Akili tajemnicy. Przywitali się po czym książę dalej obserwował Lwią Ziemię. Kifalme usiadła i patrzyła na to, na co akurat przyszły król. W pewnym miejscu jego wzrok zatrzymał się. Przybrana córka Lief'a i Metgesel spojrzała w to samo miejsce. Stało tam kilka hien, mniej więcej osiem. Kuzyni zwołali Lwią Straż. Brązowa wskoczyła przed syna Uru, a obok niej stanęli Akili, Heshim, Tabasamu i Mpenzi. Następca tronu wyjaśnił co się dzieje, a cała Straż pobiegła w wyznaczone miejsce. Akili jako przywódczyni kazała ukryć się pozostałym i chwilę obserwowali psy. Było tam czterech samców i cztery samice. Dwie z nich trzymały po jednej małej hience w pyskach. Samce byli poturbowani przez co ledwo chodzili. Wszystkie osiem hien położyło się, a księżniczka dała sygnał pozostałym by wyszli z ukrycia. Stanęli w rzędzie przed przerażonymi psami. Heshim warknął groźnie w ich stronę, ale Mpenzi szybko go uciszyła.
- Witam...- zaczęła Akili, ale Heshim przerwał jej.
- Jakie witam!?-warknął- Wynocha z Lwiej Ziemi!
- Dość!- krzyknęła rozeźlona księżniczka- Co tu robicie?-zwróciła się do przybyszy.
- Zostaliśmy zaatakowani na Cmentarzysku Słoni- odezwał się największy samiec.- Tylko my przeżyliśmy i przyszliśmy tu. Przepraszamy za wtargnięcie, ale chwielibyśmy zapytać czy możemy zostać tu na jakiś czas?
- Jasne, że nie!-krzyknął Tabasamu.
- Stop!!! Ile razy mam powtarzać! Idziemy do mojego ojca. On zadecyduje.
Niezadowolona Lwia Straż powędrowała na Lwią Skałę. Za nimi szły przerażone hieny. Heshim co chwila oglądał się na psy. Był zirytowany ich obecnością na Lwiej Ziemi. Czuł, że coś knują, ale ilekroć się odezwał był uciszany przez liderkę. Kilkoma susami wskoczyli na lwi dom. Nie musieli szukać władców długo albowiem stali gotowi do biegu przy zejściu. Widząc dość nietypowych przybyszy warknęli i spojrzeli z wyrzutem na córkę.
- Co oni tu robią?- zapytał Audi.
- Zaatakowano ich stado na Cmentarzysku- zaczęła tłumaczyć biała- i chcieliby zostać tu na jakiś czas. Mogliby?
- No nie wiem córeczko- mruknęła Uru.- To są hieny. One nigdy nie mają dobrych zamiarów.
- Tak Uru to prawda- stwierdził król.- Ale Lwia Ziemia jest pokojowa. Jak się nazywacie?-zwrócił się do przestraszonych psów.
- Jestem Fisi- powiedziała ta jedna z samic trzymająca wcześniej młode.- To moje młode Yangu- wskazała na wcześniej trzymaną hienkę.- To mój partner Wewe- powtórzyła czynność i wskazywała tak na każdą hienę.- To moja siostra Dada, brat Kaka, córka Dady Doa, partner Dady Mvulana, partnerka Kaky Yeye, poddana Kisu i poddany Uma. To moglibyśmy zostać?
- Muszę porozmawiać moją żoną. I synem. A tak w ogóle to kto was zaatakował?-zapytał król.
- To było stado lwów. Ich przywódczynią była czarna lwica. Krzyczała do jakiegoś lwa o kolorze toffi z czerwonymi oczami i brązową grzywą ''Zabij tą hienę Kifo! Bądź mordercą!''.
- To musiała być Lorna. No cóż idziemy po naszego syna.
Władcy oddalili się do Mpenzi i Ujasiri'ego bawiących się z Darają i Violet. Uru i Audi poprosili na chwilę brązowego na rozmowę. Gdy ten się zgodził poszli na czubek Lwiej Skały. Wyjaśnili następcy o co chodzi i poprosili o radę jako przyszłego króla. Książę długo zastanawiał się nad tą sprawą, aż zadecydował by nie pozwolić zostać hienom. Gdy król i królowa zapytali dlaczego ten powiedział, że osiem hien z dwiema młodymi to za dużo. Ci musieli się z tym zgodzić. Kiedy wyjaśnili psom dlaczego nie mogą zostać te były zdruzgotane.
- Musicie się zgodzić! Jak nie to... to... zniszczymy Lwią Ziemię!- krzyknęła Fisi- Hieny znowu zostaną wrogami Lwiej Ziemi!
- Hieny zawsze były wrogami Lwiej Ziemi- warknął król.
Na te słowa psy odbiegły. Akili zrobiło się ich żal. Chciała im pomóc, ale nie mogła sprzeciwiać się rodzicom. Poszła nad wodopój gdzie zastało Kipofu pijącego wodę. Musiała go przeprosić, ale wstydziła się. Westchnęła i chciała zrobić ruch do kolegi gdy zawahała się. Cofnęła łapę i bezszelestnie pobiegła na baobab. Słyszała, że Metgesel urodziła więc chciała zobaczyć małe. Albo po prostu to sobie wmawiała.
***
W tym czasie na Złej Ziemi stara królowa odpoczywała i rozmyślała nad napadem ma hieny. Nie myślała, że to przesada gdyż miała w tym swój cel. Kilka miesięcy wcześniej przyszedł do jej królestwa nieznajomy nastolatek. W tym właśnie czasie potrzebowała swojego następcy. Nienawidziła Lwioziemców z powodu wygnania. Po pewnym czasie chciała dać sobie spokój. Dzięki temu wygnaniu zyskała królestwo i tytuł królowej. Ale odebrali jej przybranego syna. W tedy znienawidziła te lwy na całego. Ten przybysz pomógł jej w realizowaniu swojego planu. Gdy powiedziała mu, że ma zabijać przestraszył się i chciał uciekać, ale Lorna nie pozwoliła na to. Kifo stał się jej następcą. Właśnie dlatego zaczęła lwa szkolić na maszynę do zabijania. W krótkim czasie prawie odniosła sukces. Stał się bezlitosny i okrutny. Swoją złość rozładowywał na członkach stada. Mimo to jak tylko usłyszał, że ma kogoś zabić cząstka dobra, która w nim została wyszła na zewnątrz, do tego czasu przygnieciona i zagłuszona przez jej nauki. Szybko wybiła ją i zamieniła w samo zło. Większe niż wszystkie nauki. Niż całe stado Złoziemców razem wzięte. Ale trening czyni mistrza. Dlatego kazała mu wybić stado hien. Zrobił to bez wahania. Uratowało się tylko kilka psów, ale one same nie stanowią zagrożenia. Lwica zaśmiała się drwiąco. Nie mogła uwierzyć, że w kilka miesięcy zrobiła z dobrego lwa mordercę. Teraz był dorosły i silniejszy. A Lorna zadowolona.Układała się do popołudniowej drzemki kiedy właśnie Kifo przeszkodził jej.
- Matko- zaczął, a czarna spojrzała na niego wyczekująco.- Są wieści z Lwiej Ziemi. Przybrana siostra króla ma dwa lwiątka. A jego syn dwie córeczki.
- Wspaniale. Jestem z Ciebie dumna. Wiesz... właśnie o Tobie myślałam. Sądzę, że możemy zacząć planować zemstę.
- Ale zemstę za co? Ja nie jestem pewien...
- Dość! Pamiętasz co Ci mówiłam? Wahanie się prowadzi do niepewności, a niepewność prowadzi do śmierci.
- Tak. Masz rację. Możemy planować. Może zacznijmy jutro. Idę sprawdzić ile upolowały lwice.
- Wspaniale.
Gdy lew wyszedł z termitiery, która była ich domem Lorna położyła się na boku i poszła spać. Lecz przed snem musiała przyznać, że tym lwem łatwo manipulować. W tym czasie Kifo usiadł przed termitierą i z wyczekaniem zaczął rozglądać się dookoła siebie. Pięć lwic miało wrócić z polowania już kilka godzin wcześniej. Ich brak dziwił następce. Odkąd pojawił się w stadzie zawsze były punktualne. Zwłaszcza kiedy chodziły polować. Przyłapanie ich przez króla Lwiej Ziemi wydawało mu się absurdalne. Chodziły na Lwią Ziemię codziennie i nigdy to się jeszcze nie stało. Położył się i leniwie zaczął wymachiwać ogonem. Gdy doszły go przerażone szepty natychmiast podniósł głowę. Kiedy spojrzał na członków stada ci ucichli. Pewna szara lwica wyszła przed szereg i złożyła u łap lwa zwierzynę. Była to tłusta antylopa gnu. Inna tym razem miodowa położyła przy antylopie chudziutką zebrę. Patrzył wyczekująco na każdą z osobna. Jak żadna z poddanych nie przyszła do niego z ofiarą wściekł się. Warknął groźnie na co to te cofnęły się przerażone. Tylko ta miodowa lwica, która przyniosła mu zebrę stała w miejscu. Podniosła dumnie głowę i rzekła:
- Upolowałyśmy co mogłyśmy. Zwierzyna skarży się królowi więc musimy uważać.
- No tak. Ty wiesz doskonale co się dzieje na Lwiej Skale. Ale i tak poniesiesz karę. Głównie ty. Jako lwica, która przewodzi polowaniem powinnaś wiedzieć, że taka ilość pożywienia nie starczy stadu.
Miodowa miała coś powiedzieć, kiedy Kifo uderzył ją mocno w pysk. Na tyle mocno, że ów lwica wylądowała kilka metrów dalej. Jedna z lwic pobiegła by pomóc jej wstać. Lew prychnął. Podszedł do nich i jednym zamachnięciem łapy zagłuszył pomocniczkę. Przyjrzał się uważnie miodowej i stwierdził, że nie leci jej krew. Pochylił się nad nią i szepnął do ucha:
- Masz szczęście, że jesteś potrzebna mi i mojej matce. Gdyby tak nie było inaczej byśmy pogadali. A i jeszcze jedno. Masz przyjść do tej jaskini przed termitierą dzisiaj w nocy- lew zachichotał po czym dodał.- Muszę z Tobą poważnie porozmawiać. A teraz- dodał już głośniej- zejdź mi z oczu. A wy- zwrócił się do stada- bierzcie zebrę. Coś w końcu musicie zjeść.
Kifo złapał w pysk antylopę i zaniósł ją do Lorny. Nie był głodny, a wiedział, że jako księciu matka zostawi mu jedzenie. Przeszedł się do granicy. Napił się wody z rzeki i wszedł na kłodę. Lew cieszył się ogromnym respektem wśród lwic ze stada. Nieliczni samcy szanowali go, ale nie bali się co Kifo musiał zmienić. Z rozmyślań wyciągnął go cichy płacz. Rozejrzał się i stwierdził, że niedaleko od niego, już na Lwiej Ziemi leży Bangs. Lew lubił nastolatkę. W bardzo śmieszny sposób bała się go. Traktowała jak władcę całego świata choć czasem pokazywała pazurki.Podszedł do lwicy na co ta wytarła policzki. Kifo zachichotał po czym położył się obok żółtej.
- Zdajesz sobie sprawę, że płacz jest oznaką słabości?- zapytał wyniośle.
- Tak panie.
- Dlaczego płaczesz?
- A dlaczego... - nastolatka chciała powiedzieć coś obraźliwego, ale w porę ugryzła się w język- Mój przyjaciel jest nieprzytomny.
- Och. Niech zgadnę... chodzi o Kipofu. Prawda?
- Tak panie. Zaatakowała go Lwioziemka wasza wysokość.
- Mogłem się domyślić. Poza tym dowiedziałem się, że ty i on przyjaźnicie się z księżniczką Lwioziemców i jej przyszłym partnerem.
- Partnerem?
- To ty nie wiesz? Oni są zaręczeni. Chociaż oni sami tego nie wiedzą. No i jeszcze jedno. Tylko usłyszę, że znowu się z nimi spotkałaś, a pożałujesz. Nie chcesz chyba dowiedzieć się co potrafię zrobić zdrajcy.
- Nie chcę panie.
- Słusznie. Idź do swojej matki dziecko.
- Jestem w Twoim wieku!
- Czyżby? Wiesz chciałbym przypomnieć, że ja jestem dorosły, a ty jesteś nastolatką. I jeszcze raz na mnie krzykniesz a pożałujesz.
Kifo podrapał Bangs po grzbiecie na co ta syknęła z bólu. Lorna nauczyła lwa, że brutalność jest kluczem do sukcesu, a póki co tym sukcesem ma być bezgraniczny szacunek i lęk wśród poddanych.
***
Na Lwiej Ziemi Metgesel przyszła ze swoimi dziećmi na Lwią Skałę. Wszyscy zachwycali się lwiątkami, a Mpenzi przyniosła do nich Violet i Daraję oraz Fimbo, którym miała się chwilowo opiekować. Piątka lwiątek świetnie się razem bawiła. Z tej radości wykluczona była tylko Kifalme. Chciała jak najszybciej odnaleźć ojca, a co się z tym wiązało musiała jak najszybciej opuścić Lwią Ziemię. Tylko na początek musiała powiadomić stado o swoich planach. Tabasamu usiadł obok niej i we dwójkę przyglądali się Daraji, która gryzła w ucho Huzuni'ego.
- Kiedy masz zamiar im powiedzieć?- zapytał lew.
- W tej chwili- odpowiedziała i ryknęła by zwrócić na siebie uwagę. Gdy wszyscy spojrzeli na nią zaczęła mówić- Od niedawna myślałam nad odnalezieniem swojego ojca i mam zamiar to zrobić- wśród stada przeszedł szept.- Wyruszam dzisiaj. Razem z Tabasamu.
Każdy członek stada zareagował inaczej. Niektórzy ucieszyli się i życzyli parze powodzenia inni przechodzili obok nich obojętnie. Tabasamu odszedł żegnać się z Mpenzi i Moyo, a do Kifalme podeszli Metgesel i Lief z Binti i Huzuni'm w pyskach.
- Będziemy tęsknić- zaczęła Metgesel.
- Bardzo- dodał Lief.- Uważaj na siebie. Proszę.
- Będę. Moja matka nade mną czuwa.
- Czuwa nad Tobą Twój Duch Opiekuńczy.
- Ale to ona jest moim Duchem Opiekuńczym. Dopóki żyła nie miałam go. To ona była mi przeznaczona.
- No cóż. Żegnaj. Tabasamu będzie Cię bronił- pożegnała się przybrana córka Kiary.
- Proszę Kifalme chodźmy już. Zanim moja matka nas zabije- mruknął lew, który nagle pojawił się obok lwicy.
Ostatni raz pożegnali się ze wszystkimi członkami stada i odeszli. Przeszli przez wodopój, przez polankę, przez granicę aż doszli do Imperium Światłości. To brązowa wybrała akurat tą trasę. Coś ją tam pchnęło. Jakiś głos wewnątrz jej mówił, że tamtędy ma iść. Obaj bali się. Risu mógł być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Ale czy ktoś powiedział, że to niemożliwe?
***
No część! Namęczyłam się nad tym rozdziałem. Bardzo. Pisałam go kilka dni. Co myślicie o Binti i Huzuni'm? Według mnie są fajni. A i jeszcze jedno. Każdego kto przeczyta ten post prosiłabym z całego serca o pozostawienie komentarza. Chcę wiedzieć czy ktoś to czyta. Pozdrawiam.
***
Był środek nocy, a Lief, Metgesel i Kifalme nie spali. Siedzieli nad wodopojem i nie odzywali się do siebie. Brązowa powiedziała im, że ma zamiar szukać ojca. Lief chciał jej zabronić, ale Met powiedziała, że nie ma on prawa tego zrobić. Kuzynka następcy tronu była dorosła i mogła robić co chciała. Lecz żeby para nie została z tyłu z szokującymi wieściami lwica powiedziała, że jest w ciąży. Kifalme to wstrząsnęło. Jej przybrani rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci. Tylko kremowa od czasu do czasu coś wspomniała. Brązowa była wściekła, ale wiedziała, że to ich uszczęśliwi. Wszyscy byli zagłębieni we własnych myślach. Lief westchnął i zaczął:
- Zgadzam się. Kifalme, możesz odejść-lwice spojrzały na niego zdziwione.
- Nie zgadzam się!-warknęła Metgesel.
- Przecież sama powiedziałaś, że ty się zgadzasz,
- Powiedziałam, że nie możesz jej tego zabronić, a nie, że jej na to pozwalam! Kifalme-zwróciła się do przybranej córki.- Jak tylko będę musiała to zatrzymam Cię tu siłą!
- No to ja zabiję wasze dzieci!- lwica zerwała się na równe łapy- Nie możecie mi zabronić!
- Nigdzie się nie wybierasz! Nie chcę! Nie po to Cię przygarniałam jak Twój ojciec stał się mordercą Twojej matki, żebyś go teraz szukała!!!
- To ucieknę!
Kifalme pobiegła na Lwią Skałę, a kiedy już nie było jej widać Metgesel jęknęła przeciągle i złapała się za brzuch. Brązowa wbiegła do jaskini i szturchała Tabasamu. Chciała mu się wyżalić. Od pewnego czasu w lwie widziała wsparcie co ją bardzo dziwiło. Zawsze ją wspierał, ale od nie dawna jeszcze bardziej. Zdenerwowana, że przyjaciel dalej się nie budzi opadła na ziemię obok niego i krzyknęła od razu łapiąc się za pysk. Złapała Tabasamu za ucho zębami i pociągnęła. Lew syknął z bólu. Z ucha zaczęły spływać mu kropelki krwi znikające w grzywie. Spojrzał z wyrzutem na lwicę i złapał się za ucho. Na łapie miał krew, a jego przyjaciółka tylko wskazała łapą na zewnątrz. Przewrócił oczami i wyszedł za nią. Usiedli z tyłu Lwiej Skały. Kifalme po policzku popłynęły łzy i w tym momencie brat Mpenzi zrozumiał powagę sytuacji. Położył jej łapę na ramieniu.
- Co się dzieje?-zapytał czule.
- Metgesel i Lief nie pozwalają mi odejść. To znaczy... Lief pozwala. Metgesel nie... Do tego powiedzieli, że niedługo będą mieć lwiątka. Traktują mnie jak swoją córkę, a ja ich jak moich rodziców. Te dzieci mogą wszystko zepsuć. Będzie ich trójka... lwiczka i dwa lewki. Zobaczą jak to fajnie mieć własne lwiątka i mnie odrzucą...
- Oni tacy nie są. Nie zostawili by Cię, a Metgesel nie chce Cię puścić bo jesteś dla niej córką. Jej jedynym dzieckiem.
- Niedługo czwartym...
- Powiedziałaś, że to fajnie mieć lwiątka. A ty chciałabyś? No wiesz... dzieci?
- Chciałbym! Jasne, że tak!
- A nie chcesz, żeby oni je mieli.
- Mają mnie...-mruknęła rozeźlona.
- Ale chcą małe. A nie dorosłą córkę. Zawsze będziesz ich. No nie ich, ale to oni Cię wychowali. Ach i jeszcze jedno...- lew wciągnął i wypuścił powietrze, a gdy przemówił głos mu drżał. - Chciałbym Cię zapytać czy chciałabyś zostać moją partnerką?- Kifalme spojrzała na niego osłupiała.
- Tak!- krzyknęła uradowana i lew przytulił ją.
- Metgesel rodzi!-krzyknął Lief, który właśnie podbiegł do zakochanych. Był spanikowany.
- Co?- mruknęła lwica.
Pobiegła za żółtym ile sił w łapach. Biegli w stronę baobabu, gdzie musieli poczekać. Czarno grzywy położył się i schował głowę miedzy łapami. Kifalme usiadła i rozmyślała czemu jej przybrany ojciec jest zaniepokojony. Z baobabu doszedł ich jęk, a zaraz potem krzyk. Po kilku godzinach, kiedy już świtało Uaminifu trochę zasmucony wezwał ich do środka. Lief przełknął gulę, która powstała mu w gardle i wskoczył na baobab, a zaraz po nim Kifalme. Po środku podłoża leżała Metgesel trochę uśmiechnięta, ale na policzkach miała ślady łez. W łapach trzymała szarą kulkę z niebieskimi oczkami, a obok niej leżała jasno kremowa.
- Weź w łapy naszego syna- powiedziała, a lew wykonał polecenie chociaż lwiątko spojrzało na niego przerażone.
- Jakie słodkie- mruknęła Kifalme.- A gdzie to trzecie?
- Nie żyje- powiedziała bezbarwnym głosem Metgesel.
- Jak...? To Twoja wina!-krzyknął do swojej przybranej córki.
- Nie-powiedziała stanowczo świeżo upieczona matka.- Uaminifu powiedział, że to nie wina tej złości i strachu. Jak tylko się urodził dostał napadu duszności i nie zdążył go uratować... nie myślmy o tym. Jak je nazwiemy?
- Może na pamiątkę tego smutnego wydarzenia i śmierci-wtrąciła kuzynka księcia- lewka nazwiecie Huzuni?
- Świetny pomysł- powiedziała Metgesel.- A może lwiczkę... Binti?
- Tak. To piękne imię. Violet i Daraja będą miały towarzyszy do zabawy. Jakie mamy piękne dzieci!- powiedział uradowany Lief- Ale to trzecie dziecko... jak wyglądał?
- Był taki sam jak Binti. No może ciemniejszy.
- I tak wiem, że śmierć mojego syna jest Twoją winą-warknął do Kifalme.
- Dość!- krzyknęła Metgesel- Huzuni i Binti się teraz liczą, a nie tamto lwiątko. Uaminifu zabrał go i położył w tamtym wąwozie, w którym zginął mój przybrany pradziadek Mufasa. Położył go na trawie, która na nim wyrosła. Trzeba mu nadać imię. Nie żyje, ale powinien się jakoś nazywać. Ty Lief wymyśl imię. Ja wymyśliłam Binti, Kifalme Huzuni, a ty?
- Nyasi. A teraz odpocznij kochana. Miałaś ciężką noc.
- Ale dopiero ranek!
- Trudno. Choć Kifalme. Dajmy odpocząć mamie.
Kifalme i Lief zeskoczyli z baobabu. Żółty pobiegł na Lwią Skałę, a brązowa na granicę ze Złą Ziemią. Wiedziała, że Akili i Predator akurat rozmawiają z Bangs i Kipofu. Lwica myślała o słowach przybranej matki. ,, Huzuni i Binti się teraz liczą''. Co to mogło znaczyć? Czyżby nie interesowała już przybranych rodziców? Partnerka Tabasamu była przewrażliwiona, ponieważ nie chciała znowu stracić rodziców. Chciała jak najszybciej szukać ojca, ale to mogło wiązać się z długim opuszczeniem Lwiej Ziemi. Lief i Metgesel mogliby o niej zapomnieć. Gdy lwica doszła w wyznaczone miejsce zobaczyła czwórkę przyjaciół kłócących się. Predator i Akili wypędzali Złoziemców z Lwiej Ziemi. Ci z wysuniętymi pazurami warczeli groźnie na białych. Kipofu nic nie widząc zamachnął się by uderzyć Predatora, ale trafił w pysk Akili jeszcze bardziej narażając się na złość białego. Ten zaryczał i ugryzł go w łapę. Bangs rzuciła się na nastolatka. Przygniotła go do ziemi i wyszczerzyła kły. Predator odepchnął nastolatkę tylnymi łapami, a gdy ta wstała zaczęli krążyć naokoło siebie. Księżniczka chciała wrzucić nic nie spodziewającego się Kipofu do rzeki pełnej krokodyli. Widząc to Kifalme musiała zareagować. Co prawda ślepy jest Złoziemcem, ale lwica bardzo lubiła żółtego. Wskoczyła na pole walki i zaryczała najgłośniej jak potrafiła. Cztery pary oczu powędrowały w jej stronę. Akili odskoczyła od ślepego, a Predator położył łapę, którą wcześniej podniósł by uderzyć nastolatkę. Bangs chciała skoczyć na brązową, ale biały przygniótł jej ogon łapą i warknął cicho, prawie niedosłyszalnie. Kipofu czując, że jest bezpieczny chciał rzucić się na księżniczkę Lwiej Ziemi. W Kifalme zawrzało. Zdenerwowana do granic uderzyła w bok nastolatka, a ten upadł brzuchem na ostry kamień. Nabił się na niego delikatnie. Wszyscy osłupieli. Po skale spływała krew, ale w niewielkich ilościach. Pierwsza ocknęła się Bangs i podbiegła do przyjaciela. Szturchnęła go łapą, a ten syknął. W oczach lwicy pojawiły się łzy. Kochała lwa, a teraz nie wiadome było czy przeżyje. Kifalme zrzuciła ślepego z kamienia i zarzuciła go sobie na grzbiet. Pobiegła do baobabu Uaminifu. Chciała wskoczyć na drzewo, ale bała się, że nastolatek spadnie z jej grzbietu. Dlatego złapała go lekko zębami za łapę, a dopiero potem wspięła się na pień. Krzyknęła imię szamana i niechcący obudziła Metgesel tak jak jej dzieci. Binti i Huzuni zaczęli płakać, a jej przybrana matka spojrzała na nią z wyrzutem. Powtórzyła krzyk, a dopiero po kilku minutach nadszedł Uaminifu. Kifalme wyjaśniła pawianowi co się stało, a ten bez zbędnych pytań wziął się do roboty. Zmartwienie lwicy szybko zmieniło się w złość na Akili i Predatora. Warknęła cicho i zeskoczyła z drzewa, pod którym czekali już biali.
- Co się tam stało?!- zapytała rozeźlona.
- Nic- warknęła nastolatka.
- Właśnie, że coś się stało! Naprawdę martwię się. Byliście przyjaciółmi, a teraz? To nie wyglądało jak mała kłótnia. A ty Akili- lwica zwróciła się do księżniczki.- Nie spodziewałam się tego po Tobie. Jak mogłaś chcieć zepchnąć Kipofu prosto w paszcze krokodyli? Atakować ślepego? Zawiodłam się na Tobie. Naprawdę. I Twój brat, jak i Twoi rodzice też będą zawiedzeni jak się dowiedzą. A poza tym. Chciałabym z Tobą porozmawiać. Na osobności. A ty Predator idź i powiedz Bangs o tym, że z Kipofu raczej w porządku.
Lew odbiegł, a Akili spuściła wzrok. Sama zrozumiała, że źle zrobiła. Zaczęła się martwić o przyjaciela. Kifalme spojrzała w niebo. Podziwiała chmury.
- Zmieniłaś się- powiedziała dalej nie patrząc na księżniczkę.- Od niedawna jesteś inna. Co Ci się stało?
- Nic. Sama nie wiem... zazdrość? Teraz żałuję, że oddałam tron Ujasiri'emu. A może to nie to? Nie mam pojęcia.
- Czemu żałujesz?- lwica spojrzała prosto w błękitne oczy kuzynki- Mogłaś mieć kawałek Lwiej Ziemi, a oddałaś ją całą bratu. Z własnej woli. I jeszcze jedna sprawa. O co się kłóciliście?
- Chcą sobie pójść. Opuścić Złą Ziemię. I nas.
- Odejść? Ale... tak mi przykro. To o to ta kłótnia. Ale aż tak poważna? No cóż. O tej zazdrości porozmawiał z ojcem zanim przerodzi się w nienawiść. A jak kogoś kochasz pozwól mu odejść. Kochasz ich jak przyjaciół. W końcu znacie się od dzieciństwa.
- Nie chcę rozmawiać o tym z ojcem. Klamka zapadła. Straciłam swoją szansę. Mówi się trudno- biała uśmiechnęła sięsmutno.
- Jak uważasz- mruknęła Kifalme niepewnie przyglądając się Akili.
We dwie poszły na Lwią Skałę. U jej podnóża nastolatka poprosiła brązową by nie mówiła nic o kłótni między ją, a jej przyjaciółmi. Ta zgodziła się. Szybko podbiegła do Ujasiri'ego, który stał na czubku Lwiej Skały. Nie zamierzała zdradzać jej i Akili tajemnicy. Przywitali się po czym książę dalej obserwował Lwią Ziemię. Kifalme usiadła i patrzyła na to, na co akurat przyszły król. W pewnym miejscu jego wzrok zatrzymał się. Przybrana córka Lief'a i Metgesel spojrzała w to samo miejsce. Stało tam kilka hien, mniej więcej osiem. Kuzyni zwołali Lwią Straż. Brązowa wskoczyła przed syna Uru, a obok niej stanęli Akili, Heshim, Tabasamu i Mpenzi. Następca tronu wyjaśnił co się dzieje, a cała Straż pobiegła w wyznaczone miejsce. Akili jako przywódczyni kazała ukryć się pozostałym i chwilę obserwowali psy. Było tam czterech samców i cztery samice. Dwie z nich trzymały po jednej małej hience w pyskach. Samce byli poturbowani przez co ledwo chodzili. Wszystkie osiem hien położyło się, a księżniczka dała sygnał pozostałym by wyszli z ukrycia. Stanęli w rzędzie przed przerażonymi psami. Heshim warknął groźnie w ich stronę, ale Mpenzi szybko go uciszyła.
- Witam...- zaczęła Akili, ale Heshim przerwał jej.
- Jakie witam!?-warknął- Wynocha z Lwiej Ziemi!
- Dość!- krzyknęła rozeźlona księżniczka- Co tu robicie?-zwróciła się do przybyszy.
- Zostaliśmy zaatakowani na Cmentarzysku Słoni- odezwał się największy samiec.- Tylko my przeżyliśmy i przyszliśmy tu. Przepraszamy za wtargnięcie, ale chwielibyśmy zapytać czy możemy zostać tu na jakiś czas?
- Jasne, że nie!-krzyknął Tabasamu.
- Stop!!! Ile razy mam powtarzać! Idziemy do mojego ojca. On zadecyduje.
Niezadowolona Lwia Straż powędrowała na Lwią Skałę. Za nimi szły przerażone hieny. Heshim co chwila oglądał się na psy. Był zirytowany ich obecnością na Lwiej Ziemi. Czuł, że coś knują, ale ilekroć się odezwał był uciszany przez liderkę. Kilkoma susami wskoczyli na lwi dom. Nie musieli szukać władców długo albowiem stali gotowi do biegu przy zejściu. Widząc dość nietypowych przybyszy warknęli i spojrzeli z wyrzutem na córkę.
- Co oni tu robią?- zapytał Audi.
- Zaatakowano ich stado na Cmentarzysku- zaczęła tłumaczyć biała- i chcieliby zostać tu na jakiś czas. Mogliby?
- No nie wiem córeczko- mruknęła Uru.- To są hieny. One nigdy nie mają dobrych zamiarów.
- Tak Uru to prawda- stwierdził król.- Ale Lwia Ziemia jest pokojowa. Jak się nazywacie?-zwrócił się do przestraszonych psów.
- Jestem Fisi- powiedziała ta jedna z samic trzymająca wcześniej młode.- To moje młode Yangu- wskazała na wcześniej trzymaną hienkę.- To mój partner Wewe- powtórzyła czynność i wskazywała tak na każdą hienę.- To moja siostra Dada, brat Kaka, córka Dady Doa, partner Dady Mvulana, partnerka Kaky Yeye, poddana Kisu i poddany Uma. To moglibyśmy zostać?
- Muszę porozmawiać moją żoną. I synem. A tak w ogóle to kto was zaatakował?-zapytał król.
- To było stado lwów. Ich przywódczynią była czarna lwica. Krzyczała do jakiegoś lwa o kolorze toffi z czerwonymi oczami i brązową grzywą ''Zabij tą hienę Kifo! Bądź mordercą!''.
- To musiała być Lorna. No cóż idziemy po naszego syna.
Władcy oddalili się do Mpenzi i Ujasiri'ego bawiących się z Darają i Violet. Uru i Audi poprosili na chwilę brązowego na rozmowę. Gdy ten się zgodził poszli na czubek Lwiej Skały. Wyjaśnili następcy o co chodzi i poprosili o radę jako przyszłego króla. Książę długo zastanawiał się nad tą sprawą, aż zadecydował by nie pozwolić zostać hienom. Gdy król i królowa zapytali dlaczego ten powiedział, że osiem hien z dwiema młodymi to za dużo. Ci musieli się z tym zgodzić. Kiedy wyjaśnili psom dlaczego nie mogą zostać te były zdruzgotane.
- Musicie się zgodzić! Jak nie to... to... zniszczymy Lwią Ziemię!- krzyknęła Fisi- Hieny znowu zostaną wrogami Lwiej Ziemi!
- Hieny zawsze były wrogami Lwiej Ziemi- warknął król.
Na te słowa psy odbiegły. Akili zrobiło się ich żal. Chciała im pomóc, ale nie mogła sprzeciwiać się rodzicom. Poszła nad wodopój gdzie zastało Kipofu pijącego wodę. Musiała go przeprosić, ale wstydziła się. Westchnęła i chciała zrobić ruch do kolegi gdy zawahała się. Cofnęła łapę i bezszelestnie pobiegła na baobab. Słyszała, że Metgesel urodziła więc chciała zobaczyć małe. Albo po prostu to sobie wmawiała.
***
W tym czasie na Złej Ziemi stara królowa odpoczywała i rozmyślała nad napadem ma hieny. Nie myślała, że to przesada gdyż miała w tym swój cel. Kilka miesięcy wcześniej przyszedł do jej królestwa nieznajomy nastolatek. W tym właśnie czasie potrzebowała swojego następcy. Nienawidziła Lwioziemców z powodu wygnania. Po pewnym czasie chciała dać sobie spokój. Dzięki temu wygnaniu zyskała królestwo i tytuł królowej. Ale odebrali jej przybranego syna. W tedy znienawidziła te lwy na całego. Ten przybysz pomógł jej w realizowaniu swojego planu. Gdy powiedziała mu, że ma zabijać przestraszył się i chciał uciekać, ale Lorna nie pozwoliła na to. Kifo stał się jej następcą. Właśnie dlatego zaczęła lwa szkolić na maszynę do zabijania. W krótkim czasie prawie odniosła sukces. Stał się bezlitosny i okrutny. Swoją złość rozładowywał na członkach stada. Mimo to jak tylko usłyszał, że ma kogoś zabić cząstka dobra, która w nim została wyszła na zewnątrz, do tego czasu przygnieciona i zagłuszona przez jej nauki. Szybko wybiła ją i zamieniła w samo zło. Większe niż wszystkie nauki. Niż całe stado Złoziemców razem wzięte. Ale trening czyni mistrza. Dlatego kazała mu wybić stado hien. Zrobił to bez wahania. Uratowało się tylko kilka psów, ale one same nie stanowią zagrożenia. Lwica zaśmiała się drwiąco. Nie mogła uwierzyć, że w kilka miesięcy zrobiła z dobrego lwa mordercę. Teraz był dorosły i silniejszy. A Lorna zadowolona.Układała się do popołudniowej drzemki kiedy właśnie Kifo przeszkodził jej.
- Matko- zaczął, a czarna spojrzała na niego wyczekująco.- Są wieści z Lwiej Ziemi. Przybrana siostra króla ma dwa lwiątka. A jego syn dwie córeczki.
- Wspaniale. Jestem z Ciebie dumna. Wiesz... właśnie o Tobie myślałam. Sądzę, że możemy zacząć planować zemstę.
- Ale zemstę za co? Ja nie jestem pewien...
- Dość! Pamiętasz co Ci mówiłam? Wahanie się prowadzi do niepewności, a niepewność prowadzi do śmierci.
- Tak. Masz rację. Możemy planować. Może zacznijmy jutro. Idę sprawdzić ile upolowały lwice.
- Wspaniale.
Gdy lew wyszedł z termitiery, która była ich domem Lorna położyła się na boku i poszła spać. Lecz przed snem musiała przyznać, że tym lwem łatwo manipulować. W tym czasie Kifo usiadł przed termitierą i z wyczekaniem zaczął rozglądać się dookoła siebie. Pięć lwic miało wrócić z polowania już kilka godzin wcześniej. Ich brak dziwił następce. Odkąd pojawił się w stadzie zawsze były punktualne. Zwłaszcza kiedy chodziły polować. Przyłapanie ich przez króla Lwiej Ziemi wydawało mu się absurdalne. Chodziły na Lwią Ziemię codziennie i nigdy to się jeszcze nie stało. Położył się i leniwie zaczął wymachiwać ogonem. Gdy doszły go przerażone szepty natychmiast podniósł głowę. Kiedy spojrzał na członków stada ci ucichli. Pewna szara lwica wyszła przed szereg i złożyła u łap lwa zwierzynę. Była to tłusta antylopa gnu. Inna tym razem miodowa położyła przy antylopie chudziutką zebrę. Patrzył wyczekująco na każdą z osobna. Jak żadna z poddanych nie przyszła do niego z ofiarą wściekł się. Warknął groźnie na co to te cofnęły się przerażone. Tylko ta miodowa lwica, która przyniosła mu zebrę stała w miejscu. Podniosła dumnie głowę i rzekła:
- Upolowałyśmy co mogłyśmy. Zwierzyna skarży się królowi więc musimy uważać.
- No tak. Ty wiesz doskonale co się dzieje na Lwiej Skale. Ale i tak poniesiesz karę. Głównie ty. Jako lwica, która przewodzi polowaniem powinnaś wiedzieć, że taka ilość pożywienia nie starczy stadu.
Miodowa miała coś powiedzieć, kiedy Kifo uderzył ją mocno w pysk. Na tyle mocno, że ów lwica wylądowała kilka metrów dalej. Jedna z lwic pobiegła by pomóc jej wstać. Lew prychnął. Podszedł do nich i jednym zamachnięciem łapy zagłuszył pomocniczkę. Przyjrzał się uważnie miodowej i stwierdził, że nie leci jej krew. Pochylił się nad nią i szepnął do ucha:
- Masz szczęście, że jesteś potrzebna mi i mojej matce. Gdyby tak nie było inaczej byśmy pogadali. A i jeszcze jedno. Masz przyjść do tej jaskini przed termitierą dzisiaj w nocy- lew zachichotał po czym dodał.- Muszę z Tobą poważnie porozmawiać. A teraz- dodał już głośniej- zejdź mi z oczu. A wy- zwrócił się do stada- bierzcie zebrę. Coś w końcu musicie zjeść.
Kifo złapał w pysk antylopę i zaniósł ją do Lorny. Nie był głodny, a wiedział, że jako księciu matka zostawi mu jedzenie. Przeszedł się do granicy. Napił się wody z rzeki i wszedł na kłodę. Lew cieszył się ogromnym respektem wśród lwic ze stada. Nieliczni samcy szanowali go, ale nie bali się co Kifo musiał zmienić. Z rozmyślań wyciągnął go cichy płacz. Rozejrzał się i stwierdził, że niedaleko od niego, już na Lwiej Ziemi leży Bangs. Lew lubił nastolatkę. W bardzo śmieszny sposób bała się go. Traktowała jak władcę całego świata choć czasem pokazywała pazurki.Podszedł do lwicy na co ta wytarła policzki. Kifo zachichotał po czym położył się obok żółtej.
- Zdajesz sobie sprawę, że płacz jest oznaką słabości?- zapytał wyniośle.
- Tak panie.
- Dlaczego płaczesz?
- A dlaczego... - nastolatka chciała powiedzieć coś obraźliwego, ale w porę ugryzła się w język- Mój przyjaciel jest nieprzytomny.
- Och. Niech zgadnę... chodzi o Kipofu. Prawda?
- Tak panie. Zaatakowała go Lwioziemka wasza wysokość.
- Mogłem się domyślić. Poza tym dowiedziałem się, że ty i on przyjaźnicie się z księżniczką Lwioziemców i jej przyszłym partnerem.
- Partnerem?
- To ty nie wiesz? Oni są zaręczeni. Chociaż oni sami tego nie wiedzą. No i jeszcze jedno. Tylko usłyszę, że znowu się z nimi spotkałaś, a pożałujesz. Nie chcesz chyba dowiedzieć się co potrafię zrobić zdrajcy.
- Nie chcę panie.
- Słusznie. Idź do swojej matki dziecko.
- Jestem w Twoim wieku!
- Czyżby? Wiesz chciałbym przypomnieć, że ja jestem dorosły, a ty jesteś nastolatką. I jeszcze raz na mnie krzykniesz a pożałujesz.
Kifo podrapał Bangs po grzbiecie na co ta syknęła z bólu. Lorna nauczyła lwa, że brutalność jest kluczem do sukcesu, a póki co tym sukcesem ma być bezgraniczny szacunek i lęk wśród poddanych.
***
Na Lwiej Ziemi Metgesel przyszła ze swoimi dziećmi na Lwią Skałę. Wszyscy zachwycali się lwiątkami, a Mpenzi przyniosła do nich Violet i Daraję oraz Fimbo, którym miała się chwilowo opiekować. Piątka lwiątek świetnie się razem bawiła. Z tej radości wykluczona była tylko Kifalme. Chciała jak najszybciej odnaleźć ojca, a co się z tym wiązało musiała jak najszybciej opuścić Lwią Ziemię. Tylko na początek musiała powiadomić stado o swoich planach. Tabasamu usiadł obok niej i we dwójkę przyglądali się Daraji, która gryzła w ucho Huzuni'ego.
- Kiedy masz zamiar im powiedzieć?- zapytał lew.
- W tej chwili- odpowiedziała i ryknęła by zwrócić na siebie uwagę. Gdy wszyscy spojrzeli na nią zaczęła mówić- Od niedawna myślałam nad odnalezieniem swojego ojca i mam zamiar to zrobić- wśród stada przeszedł szept.- Wyruszam dzisiaj. Razem z Tabasamu.
Każdy członek stada zareagował inaczej. Niektórzy ucieszyli się i życzyli parze powodzenia inni przechodzili obok nich obojętnie. Tabasamu odszedł żegnać się z Mpenzi i Moyo, a do Kifalme podeszli Metgesel i Lief z Binti i Huzuni'm w pyskach.
- Będziemy tęsknić- zaczęła Metgesel.
- Bardzo- dodał Lief.- Uważaj na siebie. Proszę.
- Będę. Moja matka nade mną czuwa.
- Czuwa nad Tobą Twój Duch Opiekuńczy.
- Ale to ona jest moim Duchem Opiekuńczym. Dopóki żyła nie miałam go. To ona była mi przeznaczona.
- No cóż. Żegnaj. Tabasamu będzie Cię bronił- pożegnała się przybrana córka Kiary.
- Proszę Kifalme chodźmy już. Zanim moja matka nas zabije- mruknął lew, który nagle pojawił się obok lwicy.
Ostatni raz pożegnali się ze wszystkimi członkami stada i odeszli. Przeszli przez wodopój, przez polankę, przez granicę aż doszli do Imperium Światłości. To brązowa wybrała akurat tą trasę. Coś ją tam pchnęło. Jakiś głos wewnątrz jej mówił, że tamtędy ma iść. Obaj bali się. Risu mógł być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Ale czy ktoś powiedział, że to niemożliwe?
***
No część! Namęczyłam się nad tym rozdziałem. Bardzo. Pisałam go kilka dni. Co myślicie o Binti i Huzuni'm? Według mnie są fajni. A i jeszcze jedno. Każdego kto przeczyta ten post prosiłabym z całego serca o pozostawienie komentarza. Chcę wiedzieć czy ktoś to czyta. Pozdrawiam.
środa, 1 marca 2017
51# Powrót oraz śmierć
Na sawannie nastał nowy dzień. Vitani przeciągnęła się i rozejrzała po jaskini. Mheetu jak i reszta stada wciąż spała, ale lwica nie mogła zasnąć. Myślała o Siri i Kamie. Było jej bardzo smutno. Te lwiątka były takie małe... ale nie znaleziono ciała Kamy... podeszła do Motti i obudziła ją.
- Co jest mamo?- mruknęła zaspana
- Myślałam o Kamie i Siri- zaczęła, ale przerwał jej przeciągły jęk córki, która do tej pory nie mogła pogodzić się ze stratą dzieci.- Znaleziono ciało Siri, ale Kamy nie. Myślisz, że...
- Obudź się mamo. To życie, a nie rzadka ckliwa bajeczka. Oni nie wrócą. Nie powrócą ze świata zmarłych. Nie tak jak Simba...
- Jego ciała także nie znaleziono, a szukano bardzo długo. I jak był dorosły wrócił i zabił mego ojca. A co jeśli Kama żyje? A jak było z Twoim ojcem? Mheetu też był podobno zamordowany przez Skazę, a powrócił.
- Myślisz, że to możliwe?
- Wydaje mi się, że tak. Co jeśli Złoziemki go porwały? Zamordowały Kiarę, Nalę i Siri. Co jeśli mój wnuk żyje?
- No dobrze. Jak stado się obudzi poprosimy Audi'ego o pomoc. Chociaż nie jestem pewna mamo. Szukałam go z Diathesis'em na wszystkich ziemiach z wyjątkiem Złej.
Vitani odwróciła się od córki, ale nie miała zamiaru czekać. Podeszła do króla i szturchnęła go. Nie chciał się obudzić więc uderzyła go łapą w brzuch. Otworzył szeroko oczy i spojrzał gniewnie na lwicę. Ta tylko uśmiechnęła się chytrze i poprosiła go na zewnątrz. Lew niechętnie wstał i poszedł za ciotką. Przed wyjściem z jaskini usiadł i spojrzał na nią wyczekująco. Stara lwica odetchnęła i zaczęła mówić:
- Myślałam o Kamie.
- O co chodzi? Ciociu on nie wróci.
- Mylisz się. Czuję, że on żyje. Jego ciała nie znaleziono, a Motti i Diathesis szukali go po całej Afryce. Z wyjątkiem Złej Ziemi. Uważam, że mogą go tam więzić.
- A ja nie. To niebezpieczne. Nie przeżyłby tam tak długo.
- Dawali by mu jeść i pić. Jak było z Akili?
- Zgoda. Obudzę stado i możemy iść.
- Dziekuję!- krzyknęła Vitani i przytuliła się do króla.
Lew zaryczał. Całe stado otworzyło oczy i wstało. Audi wyjaśnił o co chodzi i kazał Mpenzi zostać i pilnować Daraji i Violet. Motti spojrzała z uśmiechem na matkę. Lwioziemcy gotowi wyruszyli na poszukiwanie lwiątka. Nikt się nie odzywał i rozmyślał jak mogłoby się potoczyć to spotkanie ze Złoziemcami. Kama był bardzo lubianym lwiakiem więc nikt się nie sprzeciwiał chociaż Heshim nie za bardzo wiedział co o tym myśleć. Nie lubił wchodzić na Złą Ziemię, ale niestety król mu kazał. Stado weszło pewnym krokiem na ziemię wroga i chcąc by nikt nie zwrócił na nich uwagi rozdzielili się po parę lwów. Audi poszedł z Vitani i Motti. Przeglądali wszystkie termitiery, a gdy została im ostatnia i największa przełknęli ślinę. Musiała być domem Lorny i musiało tam być całe stado. Król kazał lwicom schować się w malutkiej grocie i czekać na niego. Audi poszedł po Ujasiri'ego, Heshim'a, Diathesis'a i Lief'a. Szukał ich bardzo długo. Matka martwej Siri postanowiła rozejrzeć się za nim i mimo protestów starej lwicy wybiegła. Przeszukała połowę Złej Ziemi, aż zobaczyła dużo ciernistych drzew. Chciała jej ominąć, ale coś kazało jej tam zajrzeć. Podeszła tam powoli i położyła łapy na gałęziach. Syknęła, ponieważ ciernie wbiły jej się w łapy. Zajrzała między gałęzie i to co tam zobaczyła wstrząsnęło nią. Leżało tak lwiątko prawie nastoletnie. Lewek był żółty i miał brązową grzywkę powoli wchodzącą mu na grzbiet i szyję. Oczy miał zamknięte. Był wychudzony i zalany szkarłatną krwią. To był Kama. Jej syn.
Łzy poleciały jej po policzkach. Jęknęła i dotknęła syna. Był ciepły, ale nie obudził się. Musiał zemdleć, ponieważ oddychał. Lwica rozgarnęła drzewa. Jak dostała się do lewka polizała go. Dalej się nie budził. Wzięła go na grzbiet i wymknęła się ze Złej Ziemi. Pobiegła na baobab Uaminifu. Przypomniało je się, że szaman miał dużo roboty przy rodzących lwicach, ale jej to nie obchodziło.
- Uaminifu!- nikogo nie było na baobabie, aż nagle z liści zeskoczyła małpa.
- Kto to?- zapytał wskazując na Kamę.- Czy to Twój syn?
- Tak- lwica dała szamanowi syna i opadła na podłogę szlochając.- Czy przeżyje?
- Powinien. Jest wychudzony, ale nie tak bardzo by zmarł. Rany są świeże więc raczej je zatamuje. Długo nie pił. Przez to zemdlał. Ja dam sobie radę. Ty biegnij do stada zanim dojdzie do katastrofy.
Motti zeskoczyła z baobabu i czym prędzej pobiegła na Złą Ziemię. Najpierw chciała zawiadomić matkę o odnalezieniu lwiątka. Uśmiechnęła się. Jej syn żył. Krzyknęła uradowana, ale na granicy zobaczyła stado i martwą lwicę. Zatrzymała się, a mina jej zrzedła. Podeszła do Lwioziemców i spojrzała na ciało. To była Vitani. Motti zaczęła płakać, a reszta stada jej zawtórowała. Vitani była najstarszą z lwic ze stada, najmądrzejszą i prawie tak ważną jak król i królowa. Jej zdanie było decydujące jeżeli nie wtrącili się władcy. Lwica płakała ze szczęścia i smutku zarazem. Padła na ziemię przy matce i przytuliła się do niej.
- Motti...-Audi położył łapę na grzbiecie kuzynki- Ja... Tak bardzo mi przykro...
- Kama żyje- powiedziała do wszystkich zebranych. To trochę rozchmurzyło stado.- Ale co się stało mamie?
- Wyszła by cię szukać- tłumaczyła Uru.- Niestety kiedy wyszła stado Złej Ziemi skończyło spotkanie. Zobaczyli ją i zabili. Nie tylko dla tego, że jest Lwioziemką, ale zdradziła dawno temu Złą Ziemię. Wiesz, że oni są pamiętliwi.
- Przecież Zira nie żyje, a...
- Nie wszyscy przeszli na naszą stronę, kiedy mój dziadek im pozwolił- wtrącił Audi.
Lwy odeszły od rozpaczającej. Wiedzieli, że chce zostać sama. Gdy nikogo nie było widać Motti spojrzała na matkę i uśmiechnęła się przez łzy.
- Kama żyje mamo. Odnalazłam go. Tego właśnie chciałaś.
Zaczęło padać, a woda zmyła plamy szkarłatnej krwi z ciała starej lwicy. Miała głębokie rany. Lwica z grzywką wzięła ją na grzbiet i poszła na Lwią Skałę, na której wszyscy biegali w kółko i rozglądali się. Gdy obok żony Diathesis'a przebiegła przerażona Mpenzi matka Kamy chciała zapytać o co chodzi, ale zanim wypowiedziała jedno słowo jej już nie było. Pobiegła do Ujasiri'ego, który wypatrywał czegoś.
- O co chodzi?- zapytała.
- Mpenzi zasnęła podczas pilnowania Daraji i Violet i Violet zniknęła.
- Ojej...
Lwica położyła ciało matki w jaskini i szukała małej lwiczki. Szukali jej do późnego wieczora, aż Kifalme razem z Violet w pysku weszła na Lwią Skałę. Mpenzi wzięła córkę od przyjaciółki i serdecznie jej podziękowała tak jak Ujasiri. Stado się rozeszło z wyjątkiem Audi'ego, Uru i Kifalme, która poprosiła ich na chwilę rozmowy. Usiedli obok siebie i młoda dorosła zaczęła:
- To sprawa, z którą raczej powinnam pójść do Metgesel i Lief'a, ale oni są moimi przybranymi rodzicami, a wy wujostwem. Więc. Dużo ostatnio myślałam o mojej matce i ojcu. Pomyślałam, że może... wyruszę na poszukiwanie ojca.
- Czemu?-zapytał zdziwiony król- Przebaczyłaś mu zamordowanie Twojej matki?
- Nie to, że wybaczyłam... to znaczy... chyba tak. To jednak mój tata. Co o tym myślicie?
- Z tym pytaniem idź do Metgesel i Lief'a, ale rozumiem Cię. Tęsknisz za ojcem. Moim zdaniem to dobry pomysł, ale nie życzę go sobie na Lwiej Ziemi.
- Tak wujku.
Lwica położyła się spać. Śniło jej się, że jest lwiątkiem i bawi się goniąc motylka, a obok niej leżą jej rodzice. Uśmiechnięci i przytuleni do siebie. Nie zauważyła, że biegnie na głaz i uderzyła w niego z hukiem. Upadła, a kiedy otworzyła oczy chowała się za kamieniem, a w jaskini kłócili się jej rodzice, a raczej Risu wrzeszczał na Sheilę, która kuliła się pod jego łapami. Nikt nie wiedział o tym, że lwiczka widziała całe zajście i bardzo długo miała traumę. Czarno grzywy lew uderzył w kark czerwoną lwicę, a ta upadła na ziemię i z pyska wylała jej się krew. Potem patrzyła na wygnanie ojca i nie wiedziała czy płakać czy śmiać się. W końcu postanowiła płakać. Po chwili nie widziała nic. Ciemność, w której pojawiło się światło. Kifalme podeszła do niego niepewnie i chciała dotknąć łapą, ale przeleciał w inne miejsce gdzie rozjaśniało jeszcze mocniej oślepiając na chwilę lwicę. Miała mroczki przed oczami, ale zauważyła czerwoną lwicę uśmiechającej się do niej promiennie. To nie był sen, ani jakaś tam lwica. Kuzynka następcy trony naprawdę widziała swoją matkę. Podeszła do niej i łzy poleciały jej po policzkach. Tak dawno nie widziała swojej mamy! Ta położyła jej łapę na ramieniu i zaczęła mówić tym samym matczynym, przepełnionym bezgranicznym ciepłem głosem, który tak dobrze pamiętała:
- Jesteś pewna, że chcesz spotkać ojca?- tym pytaniem zdziwiła brązową lwicę.
- Tak mamo. Czy on żyje?
- Tak, żyje.
- Czemu odeszłaś mamo? Czemu on Cię zabił? Dlaczego go w tedy zdradziłaś?
- Kochanie-duch także zaczął płakać.- To była chwila głupoty, tuż po Twoim urodzeniu. Strasznie tego żałuję.
- To on powinien żałować- westchnęła przybrana córka Lief'a.
- I żałuje skarbie.
- Czy ułożył sobie życie z inną lwicą?
- Nie.
- A czy tęskni za mną? Za Tobą?
- Tęskni kochanie, ale nie za mną. Za tobą. I na Ciebie czeka. Czeka na chociażby znak, że mu przebaczyłaś, że o nim pamiętasz. Czy na pewno pamiętasz o swoim ojcu?
- Tak. Oczywiście.
- A mi się wydaje, że jednak nie. Co zrobiłaś by mu to przekazać? Zupełnie nic. Wiem, że byłaś lwiątkiem, a później nastolatką, ale dla chcącego nic trudnego. Nie mówię Ci teraz, że zrobiłaś źle odwracając się o niego na pewien czas i cieszę się, że teraz postanowiłaś go poszukać.
- Przebaczyłaś mu? Temu, który cię zabił?
- Tak moja gwiazdko z nieba. Wybaczyłam mu jego winy. Nie zapomniałam o tym, że ja tak samo zawiniłam. Obaj jesteśmy winowajcami córeczko.
- Gdzie mieszka? Czy moja wędrówka będzie długa? Czy będzie niebezpieczna?
- Nie mogę Ci odpowiedzieć na te pytania, ale zawsze będę z tobą. Byłam, jestem i będę, aż po kres Twoich dni.
Z tymi słowami Sheila zaczęła się rozmazywać, aż całkowicie zniknęła. Kifalme otworzyła szeroko oczy zalana potem. Zaczęła rozmyślać nad słowami matki. Zeszła z Lwiej Skały nad wodopój nieświadoma, że jest obserwowana. Usiadła i napiła się wody. Wiedziała, że poszukiwanie ojca może być niebezpieczne. Usłyszała szelest i odwróciła się głowę gwałtownie, aż rozbolał ją kark. Zobaczyła uśmiechniętego Tabasamu. Podszedł do niej i usiadł przy niej.
- Co ty tu robisz tak późno?-zapytał lew.
- Rozmyślam- mruknęła.
- A o czym? Jeśli coś Cię trapi powiedz mi to. Chciałbym Ci pomóc.
- Chcę poszukać mojego ojca. Przebaczyłam mu. Zobaczyłam moją mamę w śnie i powiedziała, że o nim zapomniałam.
- A zapomniałaś?
- Raczej nie. Tak mi się wydaje, ale czy to prawda...? Tego nie wiem.
- Więc mówisz, że chcesz go odnaleźć. A czy chcesz z nim zostać? Czy tu wrócisz?
- Sama nie wiem. Chyba go odnajdę, spędzę z nim kilka dni i wrócę. Ale będę go odwiedzać. Gdziekolwiek by nie był.
- Mógłbym pójść z Tobą? Samotna podróż nie jest przyjemna. A z towarzyszem może być ciekawiej.
- Jasne, ale czy jesteś pewien? Nie znajdziemy go szybko. Nie mam bladego pojęcia gdzie może być. A jak już go odnajdę nie życzę sobie pośpieszania. To może zająć kilka tygodni.
- Jestem całkowicie pewien. Ktoś musi Cię bronić. To może być niebezpieczne.
- Może i tak... Słyszałeś o Kamie? Super, że żyje. Ale Vitani...
- To Krąg Życia. Kama przeżył, ale Vitani zmarła. No cóż. Porozmawiał bym tu jeszcze z Tobą, ale jest strasznie zimno. Chodź do jaskini.
- No dobrze. Nie mam nic innego do roboty- mruknęła i uśmiechnęła się blado do przyjaciela.
Przyjaciele wrócili na Lwią Skałę. Położyli się obok siebie i zasnęli.
***
Następnego ranka Uru podeszła do Asali i usiadła przy niej. Stado właśnie leniuchowała nad wodopojem. Siostry obserwowały Daraję i Violet, które były pod opieką białej królowej. Obie nie wiedziały co powiedzieć. Żona Audi'ego planowała przeprosić miodową lwicę za swoje niedopuszczalne zachowanie, ale nie wiedziała jak zacząć. Zaczęła rozmyślać co zauważyła Asali i nie chcąc jej przerywać bawiła się z przyszłymi księżniczkami. W końcu ciszę przerwała właśnie Daraja piszcząc głośno co wyrwało Uru z rozmyślań podeszła do lwiczki i polizała ją.
- Asali- zaczęła królowa.- Bardzo Cię przepraszam za moje zachowanie. Nie powinnam ani Cię zostawiać na tamtej koszmarnej ziemi, ani być dla Ciebie tak nie miła. Przykro mi. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Och siostro... jasne, że Ci wybaczam. jednak naprawdę zostawienie mnie tam nie było miłe. Nawet się nie pożegnałaś. Są takie słodziutkie!- zachwyciła się miodowa, kiedy młodsza z sióstr złapała ją za nos.
- Tak słodkie. Wiesz może kiedy Kama będzie mógł wrócić?
- Motti mówiła, że za tydzień. Może go odwiedzimy? W końcu to część stada. Nie znam go za dobrze, ale cóż.
- Dobrze, ale musimy wziąć małe- powiedziała królowa biorąc Violet w pysk.
- Nie ma problemu- odpowiedziała i złapała Daraję.
Siostry poszły na baobab Uaminifu. Rozmawiały i śmiały się opowiadając sobie różne momenty z dzieciństwa. Wskoczyły na drzewo zwinnie i po kilku minutach były już ukryte w gęstych liściach. Chciały wyjść, ale usłyszały głosy. Skryły się jeszcze głębiej i nasłuchiwały. Przez jakiś czas słychać było tylko urywki rozmowy, aż w końcu całe zdania. Najpierw usłyszały głos szaman:
- Wszystko jest w porządku. Lwiątka są zdrowe. Urodzą się za kilka dni.
- Czy to samiec? A może samiczka?- doszedł ich głos Metgesel. Obie siostry wstrzymały powietrze.
- To będzie chłopiec.
- Ale powiedziałaś ''lwiątka''- mruknął Lief znudzonym tonem.
- Będzie dwóch samców i samiczka. Gratuluję Wam. To nie byle sprawa.
- Tak, ale co pomyśli Kifalme?- zmartwiła się Metgesel- Jak dowie się, że będzie miała rodzeństwo?
- Przygarnęliście ją i wiem, że jest Wam wdzięczna i chce waszego dobra. Ucieszy się. Na pewno.
Lief i Metgesel wstali i poszli w stronę Uru i Asali. Biała i miodowa przerażone zeskoczyły z drzewa i ukryły się za jego grubym pniem. Jak odeszli z powrotem wskoczyły na baobab i podeszły do małpy. Przywitały się i zapytały gdzie mogą spotkać Kamę. Szaman wskazał na jeden w rozgałęzień i lwice tam poszły. Na środku leżało małe lwiątko. Otworzyło oczy i przeraziło się na widok lwic. Mały schował się za posłanie z liści. Uru podeszła do lwiątka i powiedziała:
- Nie bój się. To ja, Uru. A to- biała wskazała na siostrę- jest moja siostra Asali. Dołączyła do stada, kiedy Ciebie już nie było.
- Gdzie mama?- zapytał rozdygotanym głosem.
- Na Lwiej Skale. Pójść po nią?- lwiątko pokiwało głową na co miodowa lwica oddała białej Daraję i odeszła.- To są dzieci Mpenzi i Ujasiri'ego.
- To oni mają dzieci?
- Hah. Tak mają. Chyba już dwa dni. To - królowa wskazała na ciemną lwiczkę- jest Daraja. To ona będzie królową, a to- tym razem wskazała na jaśniejszą- jest Violet. Nie mów im tego jak zaczną rozumieć, ale to Violet jest ulubienicą wszystkich.
- Synku obudziłeś się!- krzyknęła Motti, która akurat weszła na baobab.
- Tak mamo. Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą też syneczku.
Uru i Asali zeszły z baobabu by zostawić matkę z synem sam na sam. W końcu tak długo się nie widzieli! Położyły małe lwiczki na ziemi by zobaczyć jak radzą sobie z czołganiem. Były bardzo zdziwione i spojrzały na lwice popiskując. Kiedy te nie reagowały kocięta zrozumiały, że nie mają na co liczyć i zaczęły niezgrabnie przewijać łapkami. Najdalej, bo na metr przeczołgała się Daraja za to Violet pół metra. Starsza lwiczka pisnęła wyniośle na babcię oczekując podniesienia. Biała złapała brązową za kark, a jej siostra zrobiła to samo z jasną. Powędrowały na Lwią Skałę. Gdy dotarły oddały Mpenzi jej dzieci i oddaliły się. Narzeczona Ujasiri'ego leżała przed jaskinią razem ze swoją koleżanką Najuą, która od kilku dni miała lwiątko. Śmiały się i rozmawiały, a przyszłe księżniczki poczołgały się do pomarańczowej kulki obok łap Najuy. Daraja zatrzymała się i niepewnie przyglądała lwiątku. Za to Violet czym prędzej się do niego podczołgała i szturchnęła łapką. Kiedy pomarańczowy się obudził zobaczyły, że ma ciemno fioletowy nos, pomarańczowe oczy i malutką brązową grzywkę.
Starsza siostra widząc pokojowe podejście nowo poznanego przybliżyła się i obwąchała go. Ta lwiczka zawsze była ostrożna. W przeciwieństwie do siostry.
- Och! Moje córki chyba polubiły Twojego Fimbo- powiedziała uradowana Mpenzi.
- Tak masz rację.
- No cóż muszę już iść. Obiecałam Ujasiri'emu, że będę na polanie z dziećmi. Na razie!- krzyknęła i zabrała dzieci.
- Pa!-odkrzyknęła Najua.
- Co jest mamo?- mruknęła zaspana
- Myślałam o Kamie i Siri- zaczęła, ale przerwał jej przeciągły jęk córki, która do tej pory nie mogła pogodzić się ze stratą dzieci.- Znaleziono ciało Siri, ale Kamy nie. Myślisz, że...
- Obudź się mamo. To życie, a nie rzadka ckliwa bajeczka. Oni nie wrócą. Nie powrócą ze świata zmarłych. Nie tak jak Simba...
- Jego ciała także nie znaleziono, a szukano bardzo długo. I jak był dorosły wrócił i zabił mego ojca. A co jeśli Kama żyje? A jak było z Twoim ojcem? Mheetu też był podobno zamordowany przez Skazę, a powrócił.
- Myślisz, że to możliwe?
- Wydaje mi się, że tak. Co jeśli Złoziemki go porwały? Zamordowały Kiarę, Nalę i Siri. Co jeśli mój wnuk żyje?
- No dobrze. Jak stado się obudzi poprosimy Audi'ego o pomoc. Chociaż nie jestem pewna mamo. Szukałam go z Diathesis'em na wszystkich ziemiach z wyjątkiem Złej.
Vitani odwróciła się od córki, ale nie miała zamiaru czekać. Podeszła do króla i szturchnęła go. Nie chciał się obudzić więc uderzyła go łapą w brzuch. Otworzył szeroko oczy i spojrzał gniewnie na lwicę. Ta tylko uśmiechnęła się chytrze i poprosiła go na zewnątrz. Lew niechętnie wstał i poszedł za ciotką. Przed wyjściem z jaskini usiadł i spojrzał na nią wyczekująco. Stara lwica odetchnęła i zaczęła mówić:
- Myślałam o Kamie.
- O co chodzi? Ciociu on nie wróci.
- Mylisz się. Czuję, że on żyje. Jego ciała nie znaleziono, a Motti i Diathesis szukali go po całej Afryce. Z wyjątkiem Złej Ziemi. Uważam, że mogą go tam więzić.
- A ja nie. To niebezpieczne. Nie przeżyłby tam tak długo.
- Dawali by mu jeść i pić. Jak było z Akili?
- Zgoda. Obudzę stado i możemy iść.
- Dziekuję!- krzyknęła Vitani i przytuliła się do króla.
Lew zaryczał. Całe stado otworzyło oczy i wstało. Audi wyjaśnił o co chodzi i kazał Mpenzi zostać i pilnować Daraji i Violet. Motti spojrzała z uśmiechem na matkę. Lwioziemcy gotowi wyruszyli na poszukiwanie lwiątka. Nikt się nie odzywał i rozmyślał jak mogłoby się potoczyć to spotkanie ze Złoziemcami. Kama był bardzo lubianym lwiakiem więc nikt się nie sprzeciwiał chociaż Heshim nie za bardzo wiedział co o tym myśleć. Nie lubił wchodzić na Złą Ziemię, ale niestety król mu kazał. Stado weszło pewnym krokiem na ziemię wroga i chcąc by nikt nie zwrócił na nich uwagi rozdzielili się po parę lwów. Audi poszedł z Vitani i Motti. Przeglądali wszystkie termitiery, a gdy została im ostatnia i największa przełknęli ślinę. Musiała być domem Lorny i musiało tam być całe stado. Król kazał lwicom schować się w malutkiej grocie i czekać na niego. Audi poszedł po Ujasiri'ego, Heshim'a, Diathesis'a i Lief'a. Szukał ich bardzo długo. Matka martwej Siri postanowiła rozejrzeć się za nim i mimo protestów starej lwicy wybiegła. Przeszukała połowę Złej Ziemi, aż zobaczyła dużo ciernistych drzew. Chciała jej ominąć, ale coś kazało jej tam zajrzeć. Podeszła tam powoli i położyła łapy na gałęziach. Syknęła, ponieważ ciernie wbiły jej się w łapy. Zajrzała między gałęzie i to co tam zobaczyła wstrząsnęło nią. Leżało tak lwiątko prawie nastoletnie. Lewek był żółty i miał brązową grzywkę powoli wchodzącą mu na grzbiet i szyję. Oczy miał zamknięte. Był wychudzony i zalany szkarłatną krwią. To był Kama. Jej syn.
Łzy poleciały jej po policzkach. Jęknęła i dotknęła syna. Był ciepły, ale nie obudził się. Musiał zemdleć, ponieważ oddychał. Lwica rozgarnęła drzewa. Jak dostała się do lewka polizała go. Dalej się nie budził. Wzięła go na grzbiet i wymknęła się ze Złej Ziemi. Pobiegła na baobab Uaminifu. Przypomniało je się, że szaman miał dużo roboty przy rodzących lwicach, ale jej to nie obchodziło.
- Uaminifu!- nikogo nie było na baobabie, aż nagle z liści zeskoczyła małpa.
- Kto to?- zapytał wskazując na Kamę.- Czy to Twój syn?
- Tak- lwica dała szamanowi syna i opadła na podłogę szlochając.- Czy przeżyje?
- Powinien. Jest wychudzony, ale nie tak bardzo by zmarł. Rany są świeże więc raczej je zatamuje. Długo nie pił. Przez to zemdlał. Ja dam sobie radę. Ty biegnij do stada zanim dojdzie do katastrofy.
Motti zeskoczyła z baobabu i czym prędzej pobiegła na Złą Ziemię. Najpierw chciała zawiadomić matkę o odnalezieniu lwiątka. Uśmiechnęła się. Jej syn żył. Krzyknęła uradowana, ale na granicy zobaczyła stado i martwą lwicę. Zatrzymała się, a mina jej zrzedła. Podeszła do Lwioziemców i spojrzała na ciało. To była Vitani. Motti zaczęła płakać, a reszta stada jej zawtórowała. Vitani była najstarszą z lwic ze stada, najmądrzejszą i prawie tak ważną jak król i królowa. Jej zdanie było decydujące jeżeli nie wtrącili się władcy. Lwica płakała ze szczęścia i smutku zarazem. Padła na ziemię przy matce i przytuliła się do niej.
- Motti...-Audi położył łapę na grzbiecie kuzynki- Ja... Tak bardzo mi przykro...
- Kama żyje- powiedziała do wszystkich zebranych. To trochę rozchmurzyło stado.- Ale co się stało mamie?
- Wyszła by cię szukać- tłumaczyła Uru.- Niestety kiedy wyszła stado Złej Ziemi skończyło spotkanie. Zobaczyli ją i zabili. Nie tylko dla tego, że jest Lwioziemką, ale zdradziła dawno temu Złą Ziemię. Wiesz, że oni są pamiętliwi.
- Przecież Zira nie żyje, a...
- Nie wszyscy przeszli na naszą stronę, kiedy mój dziadek im pozwolił- wtrącił Audi.
Lwy odeszły od rozpaczającej. Wiedzieli, że chce zostać sama. Gdy nikogo nie było widać Motti spojrzała na matkę i uśmiechnęła się przez łzy.
- Kama żyje mamo. Odnalazłam go. Tego właśnie chciałaś.
Zaczęło padać, a woda zmyła plamy szkarłatnej krwi z ciała starej lwicy. Miała głębokie rany. Lwica z grzywką wzięła ją na grzbiet i poszła na Lwią Skałę, na której wszyscy biegali w kółko i rozglądali się. Gdy obok żony Diathesis'a przebiegła przerażona Mpenzi matka Kamy chciała zapytać o co chodzi, ale zanim wypowiedziała jedno słowo jej już nie było. Pobiegła do Ujasiri'ego, który wypatrywał czegoś.
- O co chodzi?- zapytała.
- Mpenzi zasnęła podczas pilnowania Daraji i Violet i Violet zniknęła.
- Ojej...
Lwica położyła ciało matki w jaskini i szukała małej lwiczki. Szukali jej do późnego wieczora, aż Kifalme razem z Violet w pysku weszła na Lwią Skałę. Mpenzi wzięła córkę od przyjaciółki i serdecznie jej podziękowała tak jak Ujasiri. Stado się rozeszło z wyjątkiem Audi'ego, Uru i Kifalme, która poprosiła ich na chwilę rozmowy. Usiedli obok siebie i młoda dorosła zaczęła:
- To sprawa, z którą raczej powinnam pójść do Metgesel i Lief'a, ale oni są moimi przybranymi rodzicami, a wy wujostwem. Więc. Dużo ostatnio myślałam o mojej matce i ojcu. Pomyślałam, że może... wyruszę na poszukiwanie ojca.
- Czemu?-zapytał zdziwiony król- Przebaczyłaś mu zamordowanie Twojej matki?
- Nie to, że wybaczyłam... to znaczy... chyba tak. To jednak mój tata. Co o tym myślicie?
- Z tym pytaniem idź do Metgesel i Lief'a, ale rozumiem Cię. Tęsknisz za ojcem. Moim zdaniem to dobry pomysł, ale nie życzę go sobie na Lwiej Ziemi.
- Tak wujku.
Lwica położyła się spać. Śniło jej się, że jest lwiątkiem i bawi się goniąc motylka, a obok niej leżą jej rodzice. Uśmiechnięci i przytuleni do siebie. Nie zauważyła, że biegnie na głaz i uderzyła w niego z hukiem. Upadła, a kiedy otworzyła oczy chowała się za kamieniem, a w jaskini kłócili się jej rodzice, a raczej Risu wrzeszczał na Sheilę, która kuliła się pod jego łapami. Nikt nie wiedział o tym, że lwiczka widziała całe zajście i bardzo długo miała traumę. Czarno grzywy lew uderzył w kark czerwoną lwicę, a ta upadła na ziemię i z pyska wylała jej się krew. Potem patrzyła na wygnanie ojca i nie wiedziała czy płakać czy śmiać się. W końcu postanowiła płakać. Po chwili nie widziała nic. Ciemność, w której pojawiło się światło. Kifalme podeszła do niego niepewnie i chciała dotknąć łapą, ale przeleciał w inne miejsce gdzie rozjaśniało jeszcze mocniej oślepiając na chwilę lwicę. Miała mroczki przed oczami, ale zauważyła czerwoną lwicę uśmiechającej się do niej promiennie. To nie był sen, ani jakaś tam lwica. Kuzynka następcy trony naprawdę widziała swoją matkę. Podeszła do niej i łzy poleciały jej po policzkach. Tak dawno nie widziała swojej mamy! Ta położyła jej łapę na ramieniu i zaczęła mówić tym samym matczynym, przepełnionym bezgranicznym ciepłem głosem, który tak dobrze pamiętała:
- Jesteś pewna, że chcesz spotkać ojca?- tym pytaniem zdziwiła brązową lwicę.
- Tak mamo. Czy on żyje?
- Tak, żyje.
- Czemu odeszłaś mamo? Czemu on Cię zabił? Dlaczego go w tedy zdradziłaś?
- Kochanie-duch także zaczął płakać.- To była chwila głupoty, tuż po Twoim urodzeniu. Strasznie tego żałuję.
- To on powinien żałować- westchnęła przybrana córka Lief'a.
- I żałuje skarbie.
- Czy ułożył sobie życie z inną lwicą?
- Nie.
- A czy tęskni za mną? Za Tobą?
- Tęskni kochanie, ale nie za mną. Za tobą. I na Ciebie czeka. Czeka na chociażby znak, że mu przebaczyłaś, że o nim pamiętasz. Czy na pewno pamiętasz o swoim ojcu?
- Tak. Oczywiście.
- A mi się wydaje, że jednak nie. Co zrobiłaś by mu to przekazać? Zupełnie nic. Wiem, że byłaś lwiątkiem, a później nastolatką, ale dla chcącego nic trudnego. Nie mówię Ci teraz, że zrobiłaś źle odwracając się o niego na pewien czas i cieszę się, że teraz postanowiłaś go poszukać.
- Przebaczyłaś mu? Temu, który cię zabił?
- Tak moja gwiazdko z nieba. Wybaczyłam mu jego winy. Nie zapomniałam o tym, że ja tak samo zawiniłam. Obaj jesteśmy winowajcami córeczko.
- Gdzie mieszka? Czy moja wędrówka będzie długa? Czy będzie niebezpieczna?
- Nie mogę Ci odpowiedzieć na te pytania, ale zawsze będę z tobą. Byłam, jestem i będę, aż po kres Twoich dni.
Z tymi słowami Sheila zaczęła się rozmazywać, aż całkowicie zniknęła. Kifalme otworzyła szeroko oczy zalana potem. Zaczęła rozmyślać nad słowami matki. Zeszła z Lwiej Skały nad wodopój nieświadoma, że jest obserwowana. Usiadła i napiła się wody. Wiedziała, że poszukiwanie ojca może być niebezpieczne. Usłyszała szelest i odwróciła się głowę gwałtownie, aż rozbolał ją kark. Zobaczyła uśmiechniętego Tabasamu. Podszedł do niej i usiadł przy niej.
- Co ty tu robisz tak późno?-zapytał lew.
- Rozmyślam- mruknęła.
- A o czym? Jeśli coś Cię trapi powiedz mi to. Chciałbym Ci pomóc.
- Chcę poszukać mojego ojca. Przebaczyłam mu. Zobaczyłam moją mamę w śnie i powiedziała, że o nim zapomniałam.
- A zapomniałaś?
- Raczej nie. Tak mi się wydaje, ale czy to prawda...? Tego nie wiem.
- Więc mówisz, że chcesz go odnaleźć. A czy chcesz z nim zostać? Czy tu wrócisz?
- Sama nie wiem. Chyba go odnajdę, spędzę z nim kilka dni i wrócę. Ale będę go odwiedzać. Gdziekolwiek by nie był.
- Mógłbym pójść z Tobą? Samotna podróż nie jest przyjemna. A z towarzyszem może być ciekawiej.
- Jasne, ale czy jesteś pewien? Nie znajdziemy go szybko. Nie mam bladego pojęcia gdzie może być. A jak już go odnajdę nie życzę sobie pośpieszania. To może zająć kilka tygodni.
- Jestem całkowicie pewien. Ktoś musi Cię bronić. To może być niebezpieczne.
- Może i tak... Słyszałeś o Kamie? Super, że żyje. Ale Vitani...
- To Krąg Życia. Kama przeżył, ale Vitani zmarła. No cóż. Porozmawiał bym tu jeszcze z Tobą, ale jest strasznie zimno. Chodź do jaskini.
- No dobrze. Nie mam nic innego do roboty- mruknęła i uśmiechnęła się blado do przyjaciela.
Przyjaciele wrócili na Lwią Skałę. Położyli się obok siebie i zasnęli.
***
Następnego ranka Uru podeszła do Asali i usiadła przy niej. Stado właśnie leniuchowała nad wodopojem. Siostry obserwowały Daraję i Violet, które były pod opieką białej królowej. Obie nie wiedziały co powiedzieć. Żona Audi'ego planowała przeprosić miodową lwicę za swoje niedopuszczalne zachowanie, ale nie wiedziała jak zacząć. Zaczęła rozmyślać co zauważyła Asali i nie chcąc jej przerywać bawiła się z przyszłymi księżniczkami. W końcu ciszę przerwała właśnie Daraja piszcząc głośno co wyrwało Uru z rozmyślań podeszła do lwiczki i polizała ją.
- Asali- zaczęła królowa.- Bardzo Cię przepraszam za moje zachowanie. Nie powinnam ani Cię zostawiać na tamtej koszmarnej ziemi, ani być dla Ciebie tak nie miła. Przykro mi. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
- Och siostro... jasne, że Ci wybaczam. jednak naprawdę zostawienie mnie tam nie było miłe. Nawet się nie pożegnałaś. Są takie słodziutkie!- zachwyciła się miodowa, kiedy młodsza z sióstr złapała ją za nos.
- Tak słodkie. Wiesz może kiedy Kama będzie mógł wrócić?
- Motti mówiła, że za tydzień. Może go odwiedzimy? W końcu to część stada. Nie znam go za dobrze, ale cóż.
- Dobrze, ale musimy wziąć małe- powiedziała królowa biorąc Violet w pysk.
- Nie ma problemu- odpowiedziała i złapała Daraję.
Siostry poszły na baobab Uaminifu. Rozmawiały i śmiały się opowiadając sobie różne momenty z dzieciństwa. Wskoczyły na drzewo zwinnie i po kilku minutach były już ukryte w gęstych liściach. Chciały wyjść, ale usłyszały głosy. Skryły się jeszcze głębiej i nasłuchiwały. Przez jakiś czas słychać było tylko urywki rozmowy, aż w końcu całe zdania. Najpierw usłyszały głos szaman:
- Wszystko jest w porządku. Lwiątka są zdrowe. Urodzą się za kilka dni.
- Czy to samiec? A może samiczka?- doszedł ich głos Metgesel. Obie siostry wstrzymały powietrze.
- To będzie chłopiec.
- Ale powiedziałaś ''lwiątka''- mruknął Lief znudzonym tonem.
- Będzie dwóch samców i samiczka. Gratuluję Wam. To nie byle sprawa.
- Tak, ale co pomyśli Kifalme?- zmartwiła się Metgesel- Jak dowie się, że będzie miała rodzeństwo?
- Przygarnęliście ją i wiem, że jest Wam wdzięczna i chce waszego dobra. Ucieszy się. Na pewno.
Lief i Metgesel wstali i poszli w stronę Uru i Asali. Biała i miodowa przerażone zeskoczyły z drzewa i ukryły się za jego grubym pniem. Jak odeszli z powrotem wskoczyły na baobab i podeszły do małpy. Przywitały się i zapytały gdzie mogą spotkać Kamę. Szaman wskazał na jeden w rozgałęzień i lwice tam poszły. Na środku leżało małe lwiątko. Otworzyło oczy i przeraziło się na widok lwic. Mały schował się za posłanie z liści. Uru podeszła do lwiątka i powiedziała:
- Nie bój się. To ja, Uru. A to- biała wskazała na siostrę- jest moja siostra Asali. Dołączyła do stada, kiedy Ciebie już nie było.
- Gdzie mama?- zapytał rozdygotanym głosem.
- Na Lwiej Skale. Pójść po nią?- lwiątko pokiwało głową na co miodowa lwica oddała białej Daraję i odeszła.- To są dzieci Mpenzi i Ujasiri'ego.
- To oni mają dzieci?
- Hah. Tak mają. Chyba już dwa dni. To - królowa wskazała na ciemną lwiczkę- jest Daraja. To ona będzie królową, a to- tym razem wskazała na jaśniejszą- jest Violet. Nie mów im tego jak zaczną rozumieć, ale to Violet jest ulubienicą wszystkich.
- Synku obudziłeś się!- krzyknęła Motti, która akurat weszła na baobab.
- Tak mamo. Tęskniłem za Tobą.
- Ja za Tobą też syneczku.
Uru i Asali zeszły z baobabu by zostawić matkę z synem sam na sam. W końcu tak długo się nie widzieli! Położyły małe lwiczki na ziemi by zobaczyć jak radzą sobie z czołganiem. Były bardzo zdziwione i spojrzały na lwice popiskując. Kiedy te nie reagowały kocięta zrozumiały, że nie mają na co liczyć i zaczęły niezgrabnie przewijać łapkami. Najdalej, bo na metr przeczołgała się Daraja za to Violet pół metra. Starsza lwiczka pisnęła wyniośle na babcię oczekując podniesienia. Biała złapała brązową za kark, a jej siostra zrobiła to samo z jasną. Powędrowały na Lwią Skałę. Gdy dotarły oddały Mpenzi jej dzieci i oddaliły się. Narzeczona Ujasiri'ego leżała przed jaskinią razem ze swoją koleżanką Najuą, która od kilku dni miała lwiątko. Śmiały się i rozmawiały, a przyszłe księżniczki poczołgały się do pomarańczowej kulki obok łap Najuy. Daraja zatrzymała się i niepewnie przyglądała lwiątku. Za to Violet czym prędzej się do niego podczołgała i szturchnęła łapką. Kiedy pomarańczowy się obudził zobaczyły, że ma ciemno fioletowy nos, pomarańczowe oczy i malutką brązową grzywkę.
Starsza siostra widząc pokojowe podejście nowo poznanego przybliżyła się i obwąchała go. Ta lwiczka zawsze była ostrożna. W przeciwieństwie do siostry.
- Och! Moje córki chyba polubiły Twojego Fimbo- powiedziała uradowana Mpenzi.
- Tak masz rację.
- No cóż muszę już iść. Obiecałam Ujasiri'emu, że będę na polanie z dziećmi. Na razie!- krzyknęła i zabrała dzieci.
- Pa!-odkrzyknęła Najua.
Subskrybuj:
Posty (Atom)