- To niesamowite. Kifalme powinna być liderem Lwiej Straży, a nie Ujasiri.- szeptały między sobą lwice, gdy tylko córka Sheili obok nich przechodziła, albowiem wcześniejszego dnia Lwia Straż walczyła z hienami, a to właśnie Kifalme dowodziła, kiedy królewski syn stał jak słup soli.
Siostra cioteczna Ujasiri'ego kroczyła dumnie, powoli i z gracją do Królewskiej Groty. Na jej środku i jedyny w niej leżał brat Akili. Książę pocił się, trzymał obydwiema przednimi łapami za łeb, patrzył z niedowieżaniem przed siebie i mamrotał coś pod nosem. Kiedy zobaczył kuzynkę obok niego wstał gwołtownie i zbliżył się do niej, aż ta musiała cofnąć się pół kroku, jednak nadal byli do siebie bardzo blisko pyskami.
- Kifalme! Ja przechodzę załamanie nerwowe!- krzyknął przerażony, na co lwica tylko odepchnęła go lekko od siebie.
- Niczego nie przechodzisz. Wyjdź na zewnątrz. Od wczorajszej walki nie wychodzisz z tej jaskini. Potrzebujesz świeżego powietrza. Chodź.- lwica złapała kuzyna za ogon i ciągnęła przez jaskinię.
Dopiero przy jej końcu nastolatek wstał i własnosilnie wyszedł z groty. Zchodził z Lwiej Skały udając dumnego. Kifalme, która przed wyjściem z jaskini przysiadła uśmiechnęła się lekko ze swojego osiągnięcia. Książę pokazał Kifalme gestem łapy, iż ma ona podążać za nim. Lwica zrobiła ździwioną minę i podbiegła do niego. Szli chwilę, aż do opustoszałej jaskini gdzie usiedli na wprost siebie. Ujasiri pokazał jej pomarańczowy flakonik. Ten sam, który Audi dostał wcześniejszego dnia od Uaminifu. Młody lew uśmiechnął się szeroko i rozglądał po tworzy lwicy próbując odszyfrować reakcję kuzynki z jej kamiennego pyska. Nie mogąc znieść frustrującej ciszy nastolatek odezwał się.
- Zabrałam to dzisiaj rano ojcu. Wczoraj dostał to od Uaminifu. Ciekawe co to? Nie?
- Nie. Dostał to od tego dziwaka, tak?- nastolatka zrobiła pytającą minę.
- No... tak.- lek uśmiechnął się niepewnie.
- Nie. Za żadne skarby nie sprawdzimy co to jest.- wskazała łapą na trzymaną przez Ujasiri'ego buteleczkę.
- Daj spokój! Co by na Twoim miejscu powiedziała ta Kifalme, którą znałem jako lwiątko, które miało rodziców?- lwicę na wspomnienie o rodzicach zakuło serce. Od śmierci matki i wygnania ojca minęło dużo czasu, ale ona nadal to bardzo przeżywała.
- Posłuchaj mnie teraz. Twój ojciec dostał to od tego dziwaka. Nie wiemy co to, a tym bardziej co się stanie, gdy któreś z nas to wypije, albo wyleje na ziemie.- Ujasiri przekręcił oczami, ale mimo spostrzeżeń kuzynki wylał kilka kropel tajemniczej mikstury na ziemię i uchylił się nad jej kawałkiem wpatrując się w nią.
Lwica poszła w jego ślady. Wpatrywali się kilka minut w kawałek ziemi. Bez sensu. Żadna małpa nie wyskoczyła z pod ziemi i nie zatańczyła makareny, tak jak spodziewała się lwica, za to w jaskini rozprzestrzenił się cudowny zapach, przypominający woń soku pomarańczowego. Kifalme usiadła wyprostowana rozkoszując się pięknym zapachem. Ujasiri za to położył się na grzbiecie i zamknął oczy. Gdy zawiał wieczorny wiatr nastolatkowie rozbudzili się. Wstali gwałtownie i wybiegli z groty. Przy wodopoju zatrzymali się, ponieważ córka Risu musiała się napić. Lew wepchnął kuzynkę do wody i zaśmiał się. Lwica wybiegła z wody ociekając nią. Na początku chciała posiatkować brązowego, ale zrozumiała, że chce on tylko zrobić jej kawał. Kuzynka Akili śmiała się w niebogłosy i skoczyła na brata ciotecznego. Przygwoździła go solidnie do ziemi, aż ten nie mógł się ruszyć, ponieważ czuł piekący ból na klatce piersiowej. Kiedy ta zobaczyła, że lwa naprawdę to boli wypuściła go i odskoczyła przerażona. Nastolatek wstał i otrzepał się z kurzu. Zaśmiał się i przytulił ją dla uspokojenia. Ona odetchnęła z ulgą. Podreptali ramię w ramię na Lwią Skałę. Nastolatkowie weszli jeszcze roześmiani, ale to co zobaczyli, zaniepokoiło ich. Uru siedziała obok męża z oklapniętymi uszami oraz smutną miną. Wzrok wbiła w ziemię i co chwile spoglądała ukradkiem na nastolatków. Audi za to miał niezadowoloną minę. Nakazał synowi gestem łapy by szedł za nim. Ujasiri przełknął wielką gulę w gardle i przestraszony spojrzał na kuzynkę i matkę, która nie spojrzała nawet na syna, tylko zacisnęła oczy. Kifalme usiadła obok królowej. Książę wyszedł z jaskini i zszedł z Lwiej Skały. Król usiadł na zboczu polany. Spojrzał w gwiazdy. Ujasiri podbiegł do niego, oczywiście zachowując odpowiedni dystans. Usiadł wbijając jednocześnie wzrok w ziemię.
- Zawiodłem się na tobie.-odezwał się pierwszy syn Kovu.
- Wiem tato...- królewski syn spojrzał na króla szklanym wzrokiem.
- Wybrałem cię na przywódcę, a zamiast ciebie, dowodziła twoja kuzynka. Powinienem być dumny z ciebie, a jestem z Kifalme.
- Przepraszam tato... Ja naprawdę...- Ujasiri'emu kapało z policzków kilka kropel łez- Się bałem!- wybuchł nieświadomie- Naprawdę! Ja nie chciałem! Strach mnie sparaliżował!
***
- Ciociu? Czemu jesteś smutna?-pytała natarczywo Kifalme.
- Audi powiedział, że...- lwica zacisnęła oczy i wargi- Da mu nauczkę, ponieważ podczas waszej walki zrobił z siebie pośmiewisko.
- Naprawdę?- nastolatka nie wierzyła własnym uszom.
- Yhm.-lwica przytaknęła.- Biegnę do nich. Muszę. Jako matka.- lwica najszybciej jak tylko potrafiła wybiegła na czubek Lwiej Skały.
Rozglądała się nerwowo za mężem i synem. Obok wodopoju zobaczyła Audi'ego warczącego i przygotowanego do skoku. Jej syn za to stał przed nim i drgał.
- Synku...-szepnęła najciszej jak tylko potrafiła, napięła wszystkie mięśnie i biegła w kierunku polany.
Biegła w stronę wodopoju najszybciej jak tylko potrafiła. Małe kropelki potu spływały jej po ciele. Kiedy dotarła do swojego celu skoczyła pomiędzy lwy. Oby dwa zrobiły ździwioną i zdezorientowaną minę. Uru zawarczała na męża groźnie.
- Zostaw go!- rozkazała władczo.
- Uru! Skarbie witaj.-lew uśmiechnął się obnażając przy tym wszystkie zęby-Dołączysz do nas?- zapytał.
- Słucham?-lwica zakłopotała się.
- Bawimy się w zapasy. Coś... Dziwnego?-lew zakłopotał się.
- Nie! Skąd. Przepraszam, że wam przerywam,ale... Musimy już wracać. Całe stado już śpi, a para królewska i jej syn to co?
- Racja mamo. Choć tato. Wracamy.-nastolatek w podskokach wrócił na Lwią Skałę.
- Uru? Powiedz mi... Co się stało? Wbiegłaś między mnie i Ujasiri'ego jakbyśmy mieli walczyć na śmierć i życie.
- Nieprawda.- królowa zaśmiała się teatralnie.
***
Nasptępnego, pięknego i słonecznego ranka prawie całe stado spało jak kamienie. Tylko Kifalme wyszła ze swojej jaskini i rozciągnęła się. Przymknęła trochę oczy, ponieważ słońce raziło ją w oczy. Weszła do Królewskiej Groty uwarzając na każdą królewską osobowość. Podeszła na palcach do Ujasiri'ego i szturchnęła go lekko. Książę mlasnął kilka razy i nieprzytomnie spojrzał na kuzynkę.
- Co? Ah. Hej. Co się do mnie sprowadza?- spytał nieprzytomnie królewski syn.
- Słuchaj... Pamiętasz wczoraj? W tamtej jaskini... Może coś się tam stało?
- Masz... Rację.- syn Uru oprzytomniał dopiero co.
Rozciągnął się i ziewnął. Wyszli z jaskini. Pobiegli do wodopoju. Napili się trochę, a potem lwica zaproponowała, że coś upoluje. Lew przytaknął energicznie. Na samą myśl o jedzeniu ciekła mu ślinka. Po jakimś czasie brązowa wróciła z gazelą w pysku. Nastolatkowie zjedli śniadanie ze smakiem i skierowali się w stronę jaskini. Zamiast wspaniałego zapachu po jaskini rozprzestrzeniało się jasno-pomarańczowe światło. Kuzynostwo podeszło do źródła blasku. Jego źródłem był dość wysoki kwiat. Jego płatki były w kształcie odwróconych do góry nogami serc. Miał niewiele liści w kształcie trójkątów, łodyga była dość gruba, ponieważ miała kilka innych cieńszych łodyg poprzywiązanych na około jej. Lwy wpatrywały się w kwiat kilka godzin. Spojrzeli na siebie porozumiewawczo i wybiegli pędem z jaskini w stronę baobabu Uaminifu. Gdy dotarli pod drzewo i wspieli się na nie nawowyłali gorączkowo szamana. Głowa małpy wyjrzała zza grubej gałęzi i uśmiechnęła się szeroko.
- Witam was! Co was do mnie sprowadza?- małpa wyszła całościowo zza gałęzi i objęła nastolatków po czym złapał swój kij i oparł się o niego.
- Zabrałem wczoraj tacie ten flakonik, który mu dałeś. Wylałem kilka kropel na ziemię, a dziś... Był tam taki wspaniały kwiat...-nastolatek rozmarzył się.
- Kwiat Pustyni.
- Co?-zapytali jednocześnie.
- Kwiat Pustyni to wspaniały lek. Potrafi zabliźnić najcięższe rany. Jednak trzeba to podawać w małych dawkach. Trzeba tylko go podać dwie godziny po zranieniu. Inaczej Kwiat Pustyni nie uratuje chorego lwa.-wyjaśnił pawian.
- Wow.-lwica była zdumiona.
- Racja.- nastolatek przytaknął.
A szkoda, że żadna małpa nie odtańczyła makareny, to mogłoby być... ciekawe :D. Dobrze, że Audi nie bł bardzo zły na syna, przecież ten dopiero uczy się, jak być liderem. Ten Kwiat Pystyni przypomina mi trochę kwiatka z bloga Kohu, czytałaś? Tak czy siak z tymi szamanami nigdy nic nie wiadomo...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Zgadzam się trochę też przypomina mi kwiat z bloga Kohu:),ale notka fajna:*
Usuń