wtorek, 6 października 2015

Stary przyjaciel nowym wrogiem


Wybaczcie, że nie pisałam, ale miałam dużo lekcji i nauki i nie miałam czasu napisać nic a nic. Dzisiaj za to postaram się napisać dużo.







- Audi, z tobą byłem najbardziej związany.
- Wiem dziadku.
- A więc teraz ja...Ja... Muszę... Muszę... Odejść.- powiedział z wyrzutem dziadek przyszłego króla.
- Co?!
- Wybacz. Niestety teraz odchodzę. Powiedz stadu, że musiałem...
- Czemu?
- Każde zwierzę, kiedy czuje, że niedługo nadejdzie jego koniec odchodzi od stada. Myślisz, że jak powstało Cmentarzysko słoni?
- Nie wiem.
- Właśnie. Niestety muszę.
- Żegnaj dziadku. Gdzie właściwie odchodzisz?
- Do dżungli. Tam jest jedzenie, woda i takie tam.
- Dobra. Dżungla. Na pewno będę cie odwiedzał.
- Dziękuje. Wnuku.


Simba długo biegł i biegł, aż nagle dobiegł na skraj Lwiej Ziemi. Niestety zapomniał którędy szło się do dżungli. Stał właśnie między Lwią a Złą Ziemią. Nie wiedział którędy biegnąć. Martwił się, że się zgubi, a przecież obiecał swojemu wnukowi, że tam będzie. Wiatr zaczął mocniej wiać. Dawny król wiedział co to oznacza. Uśmiechnął się i spojrzał w niebo. Jego ojciec już tam był.


- Simba. Synu. Czemu odchodzisz od stada?
- Czuję, że niedługo przyjdzie mój kres. Naprawdę nie chcę ranić reszty stada.
- A wiesz co oni teraz przeżywają?
- Nie.
- Smutek. Wielki smutek,


- Naprawdę?
- Tak. Synu. Ale w dżungli czeka na ciebie miła niespodzianka. Biegnij i dowiedz się jaka.
- Dobrze.

Simba nagle poczuł, że wie gdzie ma biegnąć. Biegł tak kilka dni z krótkimi przerwami na jedzenie, picie i wypoczynek. Czuł, że tam gdzie biegnie czeka ktoś na niego. Ktoś za kim tęskni. Biegł aż w końcu dobiegł. W krzakach coś warczało na Simbę. Dawny król odwzajemnił się takim samym zachowaniem. Wyskoczył z poważną miną stary i trochę siwy lew. Długo na siebie warczeli i nagle Simba skoczył na nieznanego lwa. Spojrzał mu w oczy, zdziwił się i zszedł z lwa.

- Pret?- spytał dawny król.
- Simba? To ty?
- Pret. To na serio ty?!
- Tak Simba. Ja. Gdzie byłeś? A Timon i Pumba?
- Na Lwiej Skale. Już dawno tam wróciłem i zostałem królem.
- Mój przyjaciel król.
- Haha. Tak. Pamiętasz dawne czasy?
- Niby nie! Pamiętasz nasze walki?
- Pewnie! A chcesz powalczyć?
- Chcesz ze mną walczyć? Gratuluje odwagi, współczuje przegranej.

Lwy walczyły tak dłuższy czas.




A w tym czasie sielanki u Simby na Lwiej Skale...



- Ale co ci dokładnie powiedział?
- Clow, mówiłem ci to już wiele razy.
- Wybacz bracie.
- Nie ma za co. Słyszałem że Lorna Cię szuka.
- To idę do niej.




- Kochanie! W końcu!
- Lorna. Witaj.
- Pomożesz mi?
- W czym?
- Zabić twojego brata aby zostać władcami tej ziemi.
- Przepraszam?
- Proszę! Pomóż mi. Będziesz doceniany. I ja też.
- Nie mogę!
- Możesz.
- Wygnanie!
- Co?
- Mam prawo cię wygnać. A więc. Wygnanie!
- Skarbie...
- Milcz! Odejdź i nigdy nie wracaj!
- Pożałujesz tego!
- Mylisz się.
- Nie! Ja nigdy się nie mylę!


Mówiąc to lwica biegła w kierunku Złej Ziemi. Tam pogodziła ze sobą dwa mieszkające tam stada i została królową. Minęło kilka dni, a Lorna knuła swe złe plany...



- Matko. Chcę poznać mojego ojca.
- Nie masz ojca! Przygarnęłam Cię!
- Serio?
- Tak!



- Ale... Matko...
- Wybacz mi... Synku...
- Jak mam naprawdę na imię?
- Diathesis.
- Ładnie.
- Racja. I wiedz, że to właśnie ty pomścisz mnie! Wygnaną! Jak nie chcianą i bez użyteczną lwicą!
- Mamo uspokój się. Proszę.
- Dla ciebie wszystko synu.

1 komentarz: