niedziela, 29 listopada 2015

Rozmowa z Tabasamu i jego blizna cz.2

Zobaczyła... Swojego męża trzymającego ich córkę za szyję! Jakby zacisnął zębu mógł by ją zabić! Mpenzi co chwila popiskiwała ze strachu. Moyo była przerażona tym widokiem. Mbaya uśmiechnął się szyderczo i połorzył na ziemi małą Mpenzi. Kiedy ta chciała uciec on złapał ją jego potężną i wielką łapą za jej malutki ogonek.

- Nie zostawisz mnie! Bo jeżeli to zrobisz ona umże!- wrzasnął Mbaya.
- Masz dać jej, mi i Tabasamu spokuj! Rozumiesz?- rozkazała lwica.
- Zgoda. Ale zamin to zrobię...

Nie dokończył ponieważ złapał córkę i biegł w stronę dżungli. Moyo była bardzo szybka. Mbaya nie za bardzo. Lwica postanowiła zabrać syna do Rafiki'ego. Zrobiła tak. Powiedziała krótko rzeby go opatrzył. Ten się zgodził. Lwica dalej biegła za mężem. Nigdy nie biegła tak szybko. W dżungli lew się zatrzymał i napił się wody. Oczywiście wcześniej położył córkę na ziemi i przytrzymał łapą jej ogonek. Kiedy się napoił spowrotem złpapał córkę i dalej biegł. Moyo biegła cały czas za nim. Lew zatrzymał się w Śnieżnej Krainie. Lwica weszła do jednej z jaskiń. Akurat jej mąż wszedł do jaskini na przeciwko. Położył przestraszoną lwiczkę na ziemi. Jej matka po wyjściu ze swojej kryjówki włożyła lekko łapę do owej jaskini. Od razu ją wyjęła. W środku było tak zimno że łapę lwicy w sekundę lekko osłonił szron. Spojrzała ukratkiem do środka i nie widziała swojedo męża ani córki w ich barwach. Dwa lwy były całe białe! Lew powoli wyszedł. Matka Mpenzi spojrzała na niego. Ojciec Tabasamu na szczęście nie zauważył jej. Kiedy stwórcy blizny Tabasamu nie było już widać jego żona wparowała ile sił w łapach w kierunku córki. Kiedy była przy niej zasłoniła jej pysk łapą żeby ta nic nie mówiła. Ku jej ździwieniu Moyo też była już biała! Żona Mbaya'ego złpapała kochaną córkę za kark i biegła w stronę domu. Kiedy dobiegła na Lwią Ziemię był już dzień. Matka lwiczki była bardzo spragniona więc zawędrowała nad wodopój. Wiedziała przecież że jej syn jak i córka są w dobrych rękach. Moyo położyła lwiczkę na ziemi. Podczas picia zauważyła że nie ma już białego futra. Kiedy skończyła pić zdała sobie sprawę że jej córka nie odzywa się, nie rusza i jest jeszcze cała w białyn szronie! Złpała ją za kark i po biegła w stronę starego baobabu szamana. Jak tam wparowała miała zamiar wypłakać wszystkie smutki i wykrzyczeć mu wszystko co się stało. Powstrzymała się ponieważ zobaczyła Tabasamu śpiącego. Pawian siedział obok niego i opatrzał mu ranę na oku. Lwica podeszło powoli i szepnęła do pawiana przez zęby:

- Rafiki. Wszystko z nim okej?
- Tak. Rana powinna się zagoić w dniu kiedy stanie się dorosły. Niech na nią uważa
- Dobrze. Przypilnuje go. Ale posłuchaj mnie. Mbaya zabrał Mpenzi na Śnieżną Krainę. Tam zostawił ją w jaskini w której było tak zimno że kolor futra zmieniał się na biały!
- Pozwól że ci przerwę. Kolor futra się nie zmienia. Osadził się na nim szron. Kontynuuj.
- No dobrze. Szron. Więc. Złapałam ją i przybiegłam na Lwią Ziemię. Poszłam nad wodopój i napiłam się zdałam sobie sprawę że ona się nie odzywa i nie rusza. Na dodatek jest dalej w szronie. Ze mnie już zszedł.
- Pokaż mi ją.

Powiedział szamam i obejrzał dokładnie lwiczkę. Oznajmił że to nie groźne. Zemdlała. Kiedy pawian smarował Mpenzi sokiem z owocu ona się obudziła. Tabasamu tak samo. Córka Moyo była już zdrowa. Moyo jednak nadal była zmartwiona. Rafiki zapytał się lwicy co się dzieje. Matka Tabasamu odpowiedziała że Mbaya będzie ich pewnie nawiedzał. Pawian poradził jej żeby zamieszkała na Lwiej Skalę.

- Wiesz Rafiki?- spytała lwica.
- Słucham.
- Na Lwiej Skale... No... Rozumiesz... Mój ojciec kiedyś... Ten teges... Jakby to powiedzieć... Mieszkał na Lwiej Ziemi... On został wygnany ponieważ zaatakował byłą królową Kiarę. Ja nie dawno spytałam się króla Audi'ego czy mogę dołończyć do stada. On powiedział że nie mogę ale na  obrzeżach tej ziemi mogę zamieszkać. Nie wiem czy się zgodzi...
- Król Audi i królowa Uru są bardzo mili i wyrozumiali. Na pewno przyjmą cię do swego stada.
- Serio?
- Oj tak kochana.
- Dzieciom wszystko dobrze?
- Tak. Możesz je zabrać do domu.
- Dziękuję Ci! Wyleczyłeś moje dzieci!
- Ależ Moyo! Nie ma za co!

Lwica podziękowała jeszcze raz pawianowi i złapała w pysk dwa swoje lwiątka. Szła dumnie i powoli z głową zadartą do góry niczym królowa. Lwiątka co jakiś czas śmiały się z tego. Ich zdaniem wyglądało to śmiesznie. Po wędrówce z baobabu szamana na Lwią Skałę Moyo weszła wolnym i niepewnie  na piękną, wielką i majestatyczną Lwią Skałę. Po ciężkiej jej zdaniem wspinaczce z jaskini wybiegł brązowy lew. To był król Audi we własnej osobie!

- Czego tu szukasz Moyo!?- spytał lew.
- Królu ja chciałabym żebyś przyjął mnie do swego stada.
- Odbiło ci!?- rozwścieczył się po czym mówił dalej- Twój ojciec kiedyś prawie zabił moją matkę!
- On postąpił bardzo źle. Wiem. Ja chcę dla bezbieczeństwa.

Lew po wysłuchaniu opowieści Moyo zgodził się ją przyjąć do stada. Na czas prubny ale przyjął. Lwica zadomowiła się tam tak jak jej dzieci. Audi zgodził się przyjąć lwicę do stada. Lecz nikt nie wiedział że w okolicy czai się ktoś kto chce to wszystko im zepsuć.

Jestem dumna z tej notki. Dałam w nią tyle serca! Daj komcia jak chcesz :)



sobota, 28 listopada 2015

Rozmowa z Tabasamu i jego blizna



Tabasamu, Mpenzi, Ujasiri i Kifalme bardzo się polubili. Nawet młody książę przekonał się do lwiątka. Nikt jednak nie wiedział gdzie mieszkają, kim są ich rodzice i co najważniejsze na Lwiej Ziemi, skąd pochodzą Tabasamu i Mpenzi. Ujasiri'ego to wcale nie obchodziło. Jego zdaniem ważny jest charakter, a nie skąd ktoś pochodzi. Rafiki się z tym w zupełności zgadzał, ale wiedział, że król będzie chciał nawiązywać do starych praw. Każdy bardzo prosił Kifalme, żeby z Tabasamu na ten temat pogadała, ponieważ ona była z nim najbliżej. Lwiczka się nie zgadzała ale po długich namowach uległa. Powiedziała, że z nim porozmawia ale nie wie kiedy. Książę postanowił porozmawiać na ten sam temat z Mpenzi. Powiedział o tym rodzicom, którzy się na to nie zgodzili. Uważali, że to będzie trochę podejrzane. Przecież dwa lwiątka z Lwiej Ziemi wypytują o prywatne sprawy innych. Ujasiri powiedział, że w pewnym sensie mają rację lecz w sercu uważał, że będzie lepiej kiedy on też się trochę popyta przyjaciółkę. Nikt nie wiedział o jego zamiarach.

                                                                             *

Był słoneczny poranek. Ujasiri obudził śpiącą Kifalme i oznajmił, że wszyscy śpią więc mogą iść się bawić. Książę chciał iść nad wodopój lecz lwiczka uznała,  że to zły pomysł. Książę zgodził się i wymyślili, że pobawią się w berka. Tylko kto będzie ganiał?  Myślały ciągle lwiątka.  Myślałyby tak spory kawał czasu kiedy niespodziewanie Kifalme klepnęła łapką księcia po ramieniu i biegła w stronę czubka Skały. Biegła z zamkniętymi oczami i śmiała się. Wpadła w kałużę po deszczu i ślizgała się. Nie mogła przestać. Poczuła brak gruntu pod łapami i ledwo co złapała kurczowo pazurkami Skały. Ujasiri szedł powoli. Chciał pomóc kuzynce ale nie chciał też, żeby on tak samo był w nie bezpieczeństwie. Powolutku podszedł do Kifalme i już wyciągał łapę by jej pomóc, ale błagalne okrzyki pomocy obudziły króla, który wyszedł szybko z jaskini. Zauważył własnego syna, który stał nad błagającą o pomoc kuzynką. Oburzył się, ponieważ wyglądało to trochę jakby książę chciał ją zrzucić z czubka Lwiej Skały. Podbiegł ile sił w łapach i złapał syna za kark. Odłożył go szybko na bok i złapał lwiczkę również za kark.

- Kifalme, idź do jaskini i powiedz Twojej mamie i Uru, że ja z moim synem poszliśmy porozmawiać. Chcę mu dać... nauczkę - rozkazał z zawodem w głosie król.
- Dobrze wujku...- Kifalme odpowiedziała z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Synu, za mną.

Król z księciem poszli nad wodopój. Król złapał syna za kark i położył na kamieniu przed sobą. Lwiątko siedziało grzecznie i patrzyło się wyraźnie na swojego smutnego ojca. Król przerwał ciszę i donośnym głosem powiedział:

- Co chciałeś jej zrobić?
- Ja? Ależ nic!
- Na pewno? To czemu stałeś nad nią, a ona ostatkami sił trzymała się pazurkami o Skałę i krzyczała błagając o pomoc?
- Bo... chlip... Jak wszyscy spali... chlip... To my wyszliśmy... chlip... Z jaskini i... chlip... Bawiliśmy się w berka... chlip... Ona mnie klepnęła łapką, a ja... chlip... Nie wiedziałem co robić i stałem w miejscu... chlip... Ona biegła w stronę czubka... chlip... Poślizgnęła się o kałużę... chlip... Nie mogła się zatrzymać... chlip... Spadała... chlip... Złapała się pazurkami i krzyczała o pomoc... chlip... Ja powoli szedłem w jej stronę... chlip... Kiedy już wyciągałem... chlip łapę w jej stronę by... chlip jej pomóc... chlip... Ty się zjawiłeś... chlip... Resztę znasz... chlip...- płakał Ujasiri
- Dobrze, już nie płacz! Wybacz, że tak cię osądzałem...

Na króla wpadła Mpenzi i targała go za grzywę. W końcu zeszła i powiedziała, że idzie w umówione miejsce, żeby porozmawiać z Tabasamu. Król się ucieszył i zaczął z nią rozmawiać jak powinna zacząć rozmowę. Kifalme słuchała uważnie. Książę obraził się i poszedł z powrotem na Lwią Skałę. Kiedy Audi zauważył brak syna poszedł go szukać. Lwiczka uwolniona od wiecznych rad poszła na polankę. Tam była umówiona z Tabasamu ale go nie było. Siedziała tam długo. Gdy nastąpił zmrok postanowiła wrócić. Szła w stronę domu z opuszczonym łbem i smutną miną. Usłyszała szelest w trawie i spojrzała się tam. Nie zdążyła mrugnąć, a stało przed nią lwiątko, na które tak długo czekała.

- Cześć!- przywitał się Tabasamu.
- Hejka! Posłuchaj... Bo ja... Chciałam z Tobą poważnie porozmawiać...
- O czym?
- Na początek chciałam się zapytać jak się nazywają Twoi rodzice i skąd pochodzą?
- Mama ma na imię Moyo. To znaczy serce. Imię pasuje, ponieważ ma wielkie serce! Pochodzi z Rajskiej Ziemi. Tata ma na imię Mbaya. Oznacza zły. Też pasuje... Pochodzi z Zakazanej Ziemi. Kim są Twoi rodzice?
- Mama ma na imię Sheila. To nic nie znaczy. Tata to Risu. Też nic nie znaczy. Tata jest z Lwiej Ziemi. Tak samo jak moja mama. Moja mama to córka byłej królowej Kiary i byłego króla Kovu. Gdzie mieszkasz?
- Na obrzeżach Lwiej Ziemi w małej jaskini.
- Fajnie masz! Czasem chciałabym mieszkać w małej jaskini... Ja mieszkam w królewskiej. No bo jestem członkiem rodziny królewskiej.

W stronę lwiątek szedł dorosły lew. Kifalme schowała się za kolegą, a on stał przed nią dumnie z wypiętą piersią.




- Tabasamu idziemy!- odezwał się lew.
- Gdzie tato?- spytał trochę przestraszony.
- To twój ojciec?!- oburzyła się Kifalme.
- A co ci do tego?!- nakrzyczał na lwiczkę lew.
- Nie ciebie się pytam! Tabasamu, powiedz coś!
- Tabasamu idziemy! Masz się z nią przestać przyjaźnić słyszysz?!- nakazał Mbaya, bo tak właśnie się lew nazywał.
- Ale tato!- powiedział lewek.
- Nie pyskuj smarkaczu!- wrzasnął.

Lwiątko uderzył mocno pazurami w oko. Kifalme była przerażona tą sceną i pobiegła na obrzeża Lwiej Ziemi. Tabasamu mówił jej, że mieszka na obrzeżach, więc lwiczka chciała znaleźć jaskinię i powiadomić o wszystkim matkę pobitego lwiątka. W tym czasie Tabasamu odsunął się od ojca i płakał. Mbaya zaczął się z niego śmiać i mówił do niego ,, Beksa!'' i inne obraźliwe rzeczy.




Kiedy Kifalme wpadła do najbliższej jaskini na obrzeżach Lwiej Ziemi ujrzała lwice i Mpenzi w jej łapach. Kifalme padła zdyszana na podłożę. Lwica kazała wyjść z jaskini córce i podeszła do małej i nieprzytomnej. Mpenzi wyszła posłusznie. Moyo nie wiedziała co to za lwiczka. Mimo to szturchała ją lekko nosem. Kifalme obudziła się i zapytała czy to ta lwica co ją obudziła ma na imię Moyo. Lwica potrząsnęła twierdząco głową.

- Na szczęście!- uradowała się kuzynka przyszłego króla.
- Czemu niby?- zdziwiła się Moyo.
- Ja jestem przyjaciółką Tabasamu. Mam na imię Kifalme. Przybiegłam tu, ponieważ chciałam pani zgłosić, że on potrzebuje pomocy!
- Jak to? Jego ojciec jest z nim. Nic mu na pewno nie grozi.
- Grozi! Ze strony jego ojca.
- Co?! Co się stało? Gdzie są? Co mu zrobił?!
- Są na polance. On uderzył go łapą w pysk... Przybiegłam powiedzieć pani bo chcę żeby pani mu pomogła! Chlip!- szlochała.

Moyo nie zdążyła nic powiedzieć. Złapała w pysk Kifalme i wybiegła na zewnątrz. Powiedział córce, że idzie na spacer i za chwilę wróci. Mpenzi miała pójść do jaskini i jak zobaczy ojca to uciekać. Mała przytaknęła i weszła do jaskini. Moyo biegła we wskazane przez Kifalme miejsce. Kiedy dobiegła stanęła przed synem i warczała na męża, lwiczkę odłożyła obok Tabasamu. Kifalme jednak nie chciał się wtrącać w rodzinne sprawy przyjaciela, poszła wolnym krokiem do domu. W tym czasie Moyo nadal broniła syna.






- Czemu go uderzyłeś?!- rozzłościła się Moyo.
- Zasłużył!- odpowiedział Mbaya.
- Wiele osób zasługuje na wiele rzeczy! Ale nasz syn nie na bicie! Widzisz co mu zrobiłeś w oko!?
- Widzę i co!? Też mi coś! Miałem takich więcej niż zjadłaś w życiu zebr!
- Nie widzę ani jednej!
- Zagoiły się!
- Jego się nie zagoją!
- Ma tylko jedną!
- Dwie!
- Tak? Niby jakie!
- Na oku! Ale jeszcze na duszy! Wiesz co on musi przeżywać?!
- I co mi z tego!
- Jesteś jego ojcem! Ty powinieneś go bronić! Ale o co?! Ty go ranisz!
- I dobrze! On nie zasługuje na tą bliznę! Co dopiero na moją miłość! On ma skazę w sercu!
- Nie mów tak!
- Bo co mi niby masz zamiar zrobić?!
- Grrrrr... Powiem tyle! Jesteś okropnym ojcem, mężem i na pewno synem!
- Przegięłaś!
- Ja? Ja biję Twoją kochaną Mpenzi?!
- Nie! Bo ty! Jesteś matką! Ja ojcem! Muszę wprowadzić dyscyplinę!
- Koniec!
- Czego?
- Nas! Już po nas! Tabasamu nie jest Twoim synem! Mpenzi nie jest córką! Wynoś się stąd!
- W życiu, ani mi się śni!
- To masz problem!

Krzyknęła i złapała syna za kark. Mbaya szedł w stronę jaskini w której jest jej córka. Biegła ile sił w łapach w stronę jaskini. Zauważył to jej mąż i też biegł. Do jaskini wparowała Moyo. Zauważyła brak córki. Rozglądała się. Poczuła, że ktoś stoi a nią. Odwróciła się i zobaczyła...
 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Pierwsza zabawa poza Lwią Skałą i nowi przyjaciele



Minął pełny miesiąc. Lwiątka umiały już mówić,chodzić i biegać. Kuzyni bardzo lubili się ze sobą bawić jednak pod kontrolą rodziców. Kifalme miała tego po dziurki w nosie. Nienawidziła kiedy ktoś ciągle na nią patrzył a co najgorsze nie mogła zaczynać ulubionej zabawy bo od razu ktoś nią gardził. Jej ulubioną zabawą były zapasy jednak księcia nie. Lwiczka musiała zawsze dokuczać kuzynowi,żeby się z nią w to pobawił. Najczęściej zaczynała gryźć go w ucho, a on zawsze zaczynał bić się z Kifalme. Ujasiri wyrósł na lwiątko bardzo podobne budową ciała do swojego pradziadka.

***
Dopiero się rozjaśniało, a młody książę wybiegł na czubek Lwiej Skały. Wciągnął mocno powietrze i wbiegł do jaskini. Biegał po śpiących lwicach, aż dobiegł do ojca i matki. Budził ojca wszystkimi sposobami. Ciągnął za ucho, za grzywę, aż zdecydował. Poszedł na koniec jaskini i z rozbiegu uderzył łbem w łeb ojca. Lew spojrzał ukradkiem na syna i zauważył wkurzoną minę księcia wpatrzoną w niego.

- Co się stało synku?- spytał zaspany lew.
- Nie pamiętasz? Wczoraj obiecałeś, że pokażesz mi Lwią Ziemię.- odpowiedział wkurzony i trochę podekstytowany książę.
- No jasne... Aaaaaahhhhhh!- ziewnął potężnie król.

Audi i Ujasiri wyszli na sam czubek Lwiej Skały. Ujasiri był bardzo szczęśliwy i zdziwiony rozmiarem królestwa.

- Spójrz. To wszystko opromienione słońcem to nasze królestwo. Musisz nauczyć się dobrze nią zajmować bo to właśnie ty zostaniesz królem po mnie.
- Myślałem, że nigdy nie przestaniesz być królem...
- Hah! Ujasiri. Powiem ci coś bardzo ważnego. Czas panowania każdego króla jest jak słońce. Wschodzi i zachodzi. Kiedyś synu czas mojego panowania zajdzie, a wzejdzie dla ciebie.
- I to wszystko będzie moje?
- Wszystko. Co do jednego źdźbła trawy.
- Wow!
- Racja synu. Ale jest jedna ważna rzecz. Musisz nauczyć się...
- Tam jest takie czarne miejsce? To jest nasze?
- Ty mnie słuchasz?
- Tak ale nie mogłem się powstrzymać i zapytałem.
- To nie należy już do nas i masz srogi zakaz tam chodzić.
- Czemu? Co to za miejsce?
- To Cmentarz Słoni. Za nim jest Zła Ziemia i tam też nie możesz chodzić. Zbyt cię kocham by ci pozwolić nawet ze mną. Na Cmentarzu mieszkają hieny, a na Złej Ziemi lwice, którym nie wolno ufać. W ogóle nikomu nie można.
- Serio?
- Tak. Więc ja dokończę. Musisz nauczyć się szanować każde zwierzę. Od mrówki po antylopy.
- Tato... Antylopy się zjada... Nie wiesz?
- Wiem. Ale kiedyś po śmierci wyrośnie na nas trawa, którą jedzą antylopy. Wszyscy jesteśmy złączeni w wielkim Kręgu Życia.
- Tak fajnie. To lekcja jutro wieczorem na polanie. Spoko. Mogę pobawić się z Kifalme?
- Tak. Mam niespodziankę.
- Jaką?
- Razem z mamą i ciocią uzgodniliśmy, że od dziś po lekcji możecie chodzić sami nad wodopój.
- Juhu! Idę po nią i nad wodopój!
- Biegnij!

Ujasiri pobiegł do mamy, cioci i Kifalme. Prosił ją by z nim poszła ale ona się nie zgadzała bo brała kąpiel. Księcia bardzo zdziwiło, że lwice tak bardzo lubią się myć. Nadal nalegał, a kuzynka się nie zgadzała. W końcu powiedział o tym, że mogą chodzić nad wodopój, a lwiczka szybko się zgodziła. Pobiegli nad wodopój i napili się wody. Ujasiri się nudził a Kifalme myślała jak by go sprowokować aby pobawił się z nią w zapasy. Doszła do wniosku, że na gryzienie ucha nic już nie działa. Więc gdy lewek biegł w stronę drzewa lwiczka złapała go za ogon z uśmiechem.


- Co robisz?!- nakrzyczał lewek na lwiczkę.
- Bawię się.
- W co?
- Zapasy! Wwwwrrrr.- zaryczała brązowa.
- Zgoda! Wwwwrrrrr.

Lwiątka rzuciły się na siebie wzajemnie ze śmiechem. Bawiły się i turlali. Książę wpadł do wody. Kifalme nie wiedziała co robić. Biegła po pomoc na Lwią Skałę kiedy nagle coś na nią wskoczyło. Spojrzała w górę i zauważyła Ujasiriego. Gdy została uwolniona wskoczyła na kuzyna i turlali się dopóki nie wpadli na przystojnego lewka. Otrzepał się i usiadł. Spojrzał się  uśmiechem na lwiątka.


- Cześć! Mam na imię Tabasamu co znaczy uśmiech. Jak wy macie na imię?
- Hej. Mam na imię Kifalme. Moje imię znaczy królewska. To jest mój kuzyn. Ma na imię Ujasiri. To znaczy odwaga.- mówiąc to także się uśmiechnęła i wskazała łapą na kuzyna.
- Siema.- powiedział książę.
- Może się w coś pobawimy?- zapytał karmelowe lwiątko.- Jaki ja głupi! Wybaczcie nie przedstawiłem wam mojej siostry. Ma na imię Mpenzi. Znaczy przyjaciółka. Mpenzi! Choć na chwilę!
- Idę!- odpowiedział mu miły głos.

Bardzo szybko przybiegła lwiczka kolorystycznie identyczna do Tabasamu. Spojrzała na nich i uśmiechnęła się szerzej niż jej brat.







- Hej! Tabasamu! Długo ich znasz?
- Nie. Dziś ich poznałem. Więc. Mpenzi to jest Kifalme i Ujasiri. Kifalme, Ujasiri to jest Mpenzi. Mam! Pobawmy się w berka!
- Okej!- wykrzyknęły zgodnie wszystkie lwiątka na raz.

Biegali po całej Afryce i śmiali się. Jednak szybko im się to znudziło i zaczęli bawić się w zapasy. Tabasamu walczył z Kifalme. W bitwie wygrała  Kifalme. Zmęczyli się i położyli spać. Ujasiri i Tabasamu nie mieli z tym problemu jednak lwiczki ciągle się cicho bawiły. Kiedy lwiątka się obudziły było późno i lwiątka z Lwiej Skały wróciły tam, a bliźniacy zostali na łące. Po drodze do domu Ujasiri powiedział, że Taba ( skrót od Tabasamu) jest głupi i kuzynostwo pokłóciło się o to.



- Ja uważam, że jest głupi!- krzyknął lewek.
- Twój problem jak nigdy nie będziesz mieć przyjaciół!
- Spoko!

Lwiątka obraziły się na siebie i poszły swoją drogą. Ujasiri i Kifalme spotkali się dopiero przed wejściem do jaskini. Książe poszedł w objęcia mamy. Tak postąpiła też jego kuzynka. Lewek zaczął opowiadać mamie o nowo poznanych przyjaciołach.

- Podsumowując to są bliźnięta. Mpenzi jest piękna i rozbrykana. Najmądrzejsza to ona nie jest ale i tak ją bardzo lubię. Tabasamu jest mądry. Przystojny też... Ale moim zdaniem ja jestem przystojniejszy. Dla Kifalme on jest fajny, lecz ja go nie lubię. Nie mówię mu tego, ponieważ jest chyba ode mnie silniejszy i mógłby ze mną walczyć...

W tej chwili Kifalme opowiadała swoim rodzicom o nowych przyjaciołach.

- Mamo! On jest taki przystojny...- zachwycała się lwiczka.
- Na pewno kochanie.- wtrącił się Risu.- Mówiłaś coś jeszcze o jakiejś Mpenzi. Ona jest fajna?
- No... To są bliźniacy. Jednak charakter mają jak ogień i woda... Mpenzi jest naprawdę piękna... Piękniejsza ode mnie na pewno...
- Nigdy w to nie uwierzę!- oburzyła się Sheila.
- Jest też bardzo rozbrykana. Ale rozumem to ona nie grzeszy! Tabasamu jest mądry, przystojny... Długo  wymieniać zalety! Dla mnie najważniejsze, że znalazłam przyjaciół!
- Tak. Na pewno!- krzyknął Risu.




P.S- Nikt nie komentuje! Dla kogo ja to piszę? Jeżeli nie będzie minimum 5 komentarzy to nie będzie kolejnej notki!






środa, 11 listopada 2015

Prezentacja księcia i jego pierwszy spacer



Minęło kilka dni. Kifalne i Ujasiri szybko rośli. Mimo przepowiedni Rafikiego książę nie miał chorej łapy. Uru zapytała się o to szamana i przy okazji o nadmiar lwiątek. Małpa powiedział, że jest już stary i nie dowiedział się o drugim lwiątku, a chorą łapę miała księżniczka.

***

Był słoneczny poranek. Wszyscy już wstali z wyjątkiem Uru i Ujasiri'ego. Królową obudził cichy płacz. Spojrzała na małą jasno-brązową kuleczkę w  jej łapach. Szybko uspokoiła księcia i położyła go obok brzucha tak aby mógł pić mleko. Lwiątko najadło się już i przyczołgało się z powrotem do miłych objęć mamy. Ujasiri zasypiał słodko, a do jaskini wpadł Audi. Powiedział żonie, że za chwilę prezentacja księcia, ponieważ szaman nie ma czasu w inne dni. Uru zrobiła zdziwioną minę i obudziła lwiątko myciem. Brązowy próbował uciec z kąpieli jednak nie udało się i był czysty jak łza. Zizi ( nowa mojorduska) wleciała do jaskini i ukłoniła się przed księciem. Po Zizi wszedł Rafiki. Otworzył pomarańczowy owoc i sokiem z niego zrobił kreskę na czole lwiątka. Z ziemi złapał piach i posypał czoło księcia. Szaman zaczął powolutku wychodzić z jaskini. Uru złapała Ujasiri'ego w pysk i wyszła u boku męża. Oddała księcia Rafikiemu i spojrzała na nie. Tak samo uczynił Audi.


Szaman spojrzał na króla i podniósł lwiątko do góry by cała Afryka mogła zobaczyć ich księcia i przyszłego władcę.


Antylopy,zebry itp zaczęły tupać. Słonie trąbiły, małpy skakały. Trudno opisać co się tam działo. Każde zwierzę cieszyło się z księcia.Małpa w końcu oddała lwiątko rodzicom i zeszła z Lwiej Skały. Zwierzęta się rozeszły, a Uru weszła do jaskini. Audi poszedł na patrol królestwa z resztą lwic (które nie miały lwiątek) poszło na polowanie. Do jaskini, w której leżała Uru weszła Sheila z Kifalme. Uru zmyła z lwiątka sok. Lwice mówiły o swoich dzieciach. Obydwa lwiątka były myte. Gdy były czyste lwice położyły dwa słodkie lwiątka obok siebie. Po chwili lwice wróciły z polowania, a Audi z patrolu. Nastała noc.Następnego ranka Uru obudziła się wraz z młodym księciem. Rozejrzała się po jaskini i zauważyła, że nikogo nie ma,prócz Sheili i Kifalme czołgającą się po jaskini. Sheila spała więc Uru położyła się obok siostry swojego męża i złapała jej córkę. Objęła obydwa lwiątka i poczuła się jakby jej córka nigdy nie zginęła.




Jednak obudziła się Sheila i zabrała swoje dziecko.

- Oddawaj!- krzyknęła siostra króla.
- Naturalnie! Wybacz mi...
- Spokojnie. Powiedz. Od narodzin dzieci jesteś jakaś... No... Trochę... Inna niż zwykle. I jeszcze Audi mówił mi, że mały ma mieć chorą łapę, a nie ma. Powiesz?
- No dobrze... Kiedy jeszcze rodziłaś ja urodziłam dwa lwiątka. Dziewczynkę i chłopca. Ale dziewczynka urodziła się martwa...- opowiedziała królowa.
- Tak mi przykro... Ale jeszcze ta łapa.
- Rafiki przepowiedział dziewczynkę, a nie jego. To ona miała chorą łapkę.
- Uru. Zapraszam Cię na mój i Risu ślub.
- Co?!- ucieszyła się królowa.
- Będzie ślub. Jeszcze nie wiem kiedy... Ale wiemy, że będzie. Wyobraź sobie, które to już pokolenie? Naszych dzieci?
- Pomyślmy: był Mohatu i Zauditu, Ahadi i Uru, Mufasa i Sarabi, Simba i Nala, Kovu i Kiara, a teraz Ja i Audi. I oni. No to to jest siódme pokolenie.
- Tak. Najwyraźniej.

Do jaskini wszedł Audi i zaproponował żonie i siostrze spacer nad wodopój z lwiątkami. Lwice się zgodziły ale najpierw biała i pomarańczowa umyły lwiątka. Sheila zapytała się rodziny czy Risu też może iść. Brązowy i biała zgodzili się. Para czekała przed Lwią Skałą niedługo.Po jakimś czasie wróciła Sheila, Risu i Kifalme. Lwy zawędrowały na wodopój. Uru i Audi położyli księcia na trawie i podziwiali go. Sheila położyła Kifalme obok księcia i zaczęła go podziwiać razem z Risu.





( Przepraszam za nieprawidłowe kolory z ostatniego zdjęcia po prostu program w którym przerabiam zdjęcia robił takie kolory)

wtorek, 10 listopada 2015

Dziedzic tronu i jego kuzynka


Noc była dla wszystkich nieprzyjemna. Wszyscy mieli koszmary albo nie mogli zasnąć. W nocy pewna lwica wyszła na dwór i zobaczyła martwe lwice... I Timona i Pumbę. Od razu powiadomiono o wszystkim króla. Odprawiono pogrzeb guźca i surykatki. Oraz 3 lwic. Wszyscy w końcu zasnęli tylko Uru i Audi nie mogli. Królowa szybko się poddała i wyszła na sam czubek Lwiej Skały. Król próbował spać ale się nie udało i wyszedł do ukochanej. Niebo było bardziej gwieździste niż zwykle. Patrzyli się w górę bez słowa. Nastała głucha cisza, którą przerwała królowa.

- Chodźmy na spacer.-zaproponowała Uru.
- Zgoda.- odpowiedział król.

Para królewska chodziła w kółko po Lwiej Ziemi. Było im miło, ąż nagle usłyszeli szelest w krzakach. Audi nastawił uszu i zaczął się po cichutku skradać. Uru szła powoli do tyłu. Audi miał właśnie skoczyć ale przeciwnik był szybszy. Król poczuł przyciągnięcie do ziemi. Władca spojrzał na twarz przeciwnika i ujrzał swojego uśmiechniętego brata. Clow zszedł z brata, a Uru wróciła do rodzeństwa. Wszyscy się śmiali, a najbardziej złoty lew. W końcu jego brat uwierzył w złe zamiary własnego brata. Jednak zbyt się nie zdziwił, ponieważ każdy zna historię Skazy i Mufasy.

- Bracie. Jak tam w podróży?- zapytał Audi.
- Wale nie jestem w podróży. Znalazłem z Lojem,Morem,Didu i Lilą  ziemię niczyją. Nikogo tam nie było więc zamieszkaliśmy tam. Ja jestem królem Niebiańskiej Ziemi bo tak ją właśnie nazwałem. Lila to moja narzeczona i najlepsze, że jest w ciąży! Mamy mojordusa, którym jest jeden z synów Zazu ma na imię Zeze. Mamy też szamana, to nie jest nikt znajomy na Lwiej Ziemi,ma na imię Terro.
- Gratuluję dziecka i narzeczonej.- powiedziała Uru.- Teraz chodźmy już na Lwią Skałę.
- Zgoda. Jestem taki zmęczony...- oznajmił król.
- Ja też.- zgodził się z bratem Clow.

Dwa lwy i lwica wstali i zawędrowali na Lwią Skałę. Teraz szybko zasnęli. Nie mieli koszmarów z wyjątkiem Audiego, któremu śniło się, że jest tak samo jak z Mufasą i Skazą. Czyli Clow chciał zrzucić swojego brata  do pędzących gnu. Jednak szybko to nie trwało bo obudził się i zasnął znowu. Tym razem śniło mu się, że bawi się z synem. Tak bardzo chciał mieć syna! Jednak nie wiedział czy będzie mieć syna czy córkę.

********************

Minął pełny miesiąc. Clow odszedł na Niebiańską Ziemię. Uru miała częste skurcze jednak nie rodziła. Audi zawsze biegał po Rafikiego. Jednak pewnego razu w nocy królowa miała tak mocny skurcz, że nie wytrzymała i zaczęła krzyczeć na całą Lwią Skałę. Szaman jednak nie mógł przyjść bo jedna lwica już rodziła. Tą lwicą była Sheila. Wiec król wziął żonę na grzbiet i biegł. Dwie lwice rodziły, a Audi czekał przed baobabem. Stało się. Królowa urodziła dwójkę lwiątek. Dziewczynkę i chłopca. Ale niestety... Księżniczka była martwa! Małpa wziął księżniczkę i za prośbą królowej wyszedł tylnym wyjściem i zaniósł ją do wąwozu. Położył lwiątko obok Mufasy. Nikt nigdy nie dowiedział się o księżniczce. Został tylko książę. Sheila też już urodziła dziewczynkę. Uru zbierało się na płacz, ponieważ także zawsze chciała mieć córkę. Ale z syna była równie szczęśliwa.




- To chłopiec?- spytał uśmiechnięty król.
- Tak. Więc ma na imię Ujasiri.
- Najwyraźniej. Jak się cieszę! Mój synek!- skakał na około żony Audi. Podszedł do siostry i spojrzał na kuzynkę Ujasiriego.



- Piękna! Jak ma na imię?- zaciekawił się wuj dziecka.
- Kifalme.
- Kto jest jej ojcem?
- Risu. Proszę, biegnij po niego!
- Zakochana para Sheila i Risu!- podśpiewywał król.
- Przestań!
- Skoro chcesz. Idę po niego.

Audi jeszcze raz spojrzał na siostrzenicę i syna. Wyszedł. Po chwili wrócił z Risu. Risu podszedł po dziewczyny i córki. Audi za to do syna i żony. Rozmawiali tak jakiś czas ale zrobili się senni i zawędrowali do domu. Podziękowali szamanowi za troskę o lwice i poszli.

poniedziałek, 9 listopada 2015

Wielka wojna


Minął może miesiąc, a na granicach Lwiej Ziemi znajdowano martwe ciała lwic. Przy każdej były wyryte pazurem wyrazy. Jedna martwa lwica wstrząsnęła wszystkimi. Była to Sarabi. Przy niej było napisane:
,, Wasza krew będzie rozlana po całej Lwiej Ziemi.''
To było okropne. Audi zaczął szykować wszystkie lwice do wojny. Tylko Uru leżała w jaskini. Bo przecież była w ciąży.

                                                                 *


Był piękny słoneczny dzień. Audi skończył właśnie trenować lwice na wojnę. Uru jak zwykle leżała w jaskini. Tylko tego jednego popołudnia królowa była zmartwiona. Czemu wielce dziwił się król?Zawsze biała leżała w jaskini z uśmiechem na twarzy myśląc jak będzie wyglądał książę lub księżniczka. Audi powoli i po cichutku wszedł do jaskini i położył się obok leżącej na boku żony.

- Znaleziono Sarafinę.- powiadomił królową król.
- Serio?
- Tak. Przy niej było napisane: ,, Wojna już nie długo''...- oznajmił zmartwiony król.- Czym się tak martwisz?
- Naszym dzieckiem.
- Co?!- spytał król i odruchowo wstał.
- No wiesz... Jestem w średnio zaawansowanej ciąży. Dziecko powinno już kopać, a ja nic nie czuję. A jeszcze ta wojna... Tylko się nie potrzebnie stresuję. Dziecko może na tym ucierpieć.
- Może pójdę po Rafikiego. Co ty na to? Dla dobra dziecka.
- Zgoda.

Audi jak najszybciej pobiegł do Rafikiego. Wszystko mu opowiedział. Szaman zmartwił się i zabrał swoje mieszanki ziołowe. Król z pawianem na grzbiecie pobiegł ile sił w łapach do jaskini, w której znajdowała się królowa. Szaman wypytał o wszystko władczynię, która powiedziała mu to samo co mężowi. Rafiki więc wysmarował brzuch królowej mieszankami ziołowymi i zaczął wypowiadać dziwne zaklęcia. Nagle odezwał się.

- Dziecko nie będzie do końca sprawne.
- Słucham?!- powiedział król, a Uru zrobiła tylko zmartwioną minę
- Niestety dziecko nie będzie miało sprawnej lewej tylnej łapy. Będzie przez nią kuleć i lwiątko nie będzie zbyt szybkie.- oznajmił pawian.
- Dziękujemy Rafiki.-odezwała się królowa.

Rafiki wyszedł z jaskini, a król znowu położył się u boku ukochanej. Przez chwilę byli naprawdę szczęśliwi, bez żadnych zmartwień, czyli chwilowe hakuna matata. Do jaskini nagle jakby znikąd wparowała Kiara. Na jej twarzy wyraźnie widać było lęk i zmartwienie.

- Audi! To już...- odezwała się matka króla.
- Jak to?- spytał Audi.
- Wojna! Uru, zostań tu, a ja zwołam lwice. Jest serio dużo złoziemców. Wiec Lief, Metgesel. Motti i Dithesis też muszą walczyć. Tylko Uru jest w ciąży?
- Tak mamo... Mamo, idź po lwice i Lief'a i Dithesis'a! Uru nie wychodź stąd. Lief i Dithesis przypilnują tej jaskini.

Kiara wybiegła zawiadomić wszystkich. Czarne chmury zaszły nad  Lwią Ziemią. Audi był przygotowany. Lorna szła powoli ze stadem. Stało się. Był początek wojny. Król i królowa Złej Ziemi patrzyli sobie w oczy.

- Audi. Masz ostatnią chwilę zastanowienia. Albo oddasz mi mojego syna albo będę o niego walczyć.-ostrzegła Lorna.
- Rozmawiaj o tym z Turą i Meselem.- powiedział król Lwiej Ziemi.
- Kim?- Zdziwiła się Lorna.
- Z nami. Jesteśmy jego przybranymi rodzicami i go nie oddamy.- oznajmił stanowczo Mesel.
- No... Właśnie...- zgodziła się z mężem przerażona lwica.
- Zgoda. Atak!- wykrzyczała Lorna.

Wszyscy wpadli w szał walki. Audi jako król zaczął walczyć z czarną lwicą. Carla wiedziała o ciąży królowej Lwiej Ziemi i zaczęła jej szukać. Weszła na Lwią Skałę. Ujrzała złotego lwa o czarnej grzywce, podobnego bardzo do niego dorosłego lwa i złotego lwa o brązowej grzywce. Wróciły jej wspomnienia. To był Diathesis! Dziedzic tronu Złej Ziemi! Trzy lwy stały przed jaskinią. Siostra Ziry podbiegła do Diathesis'a i próbowała przejść do ciężarnej królowej. Długo to nie trwało, ponieważ brązowy król Lwiej Ziemi zauważył zamieszanie przed jaskinią i podbiegł do Carli. Skoczył na nią od tyłu i zabił. Złote lwy nie zdążyły nic powiedzieć, a brązowy odbiegł ratować matkę zaatakowaną przez brązową lwicę.



- Rrrrrroooooooaaaaaarrrrrrr!- zaryczała z bólu była królowa Lwiej Ziemi.
- Gdzie twój synek Audi?- spytała Złoziemka.
- Grrrrrr.- warczała Kiara.

Brązowa lwica z powrotem rzuciła się na Kiarę. Lecz zanim dotknęła ją jednym pazurem Audi wskoczył na nią i zaczął drapać i gryźć w szale. Brązowa nie wytrzymała z bólu i umarła. Kiara podziękowała synowi i odbiegła walczyć z kimś innym. Na króla Lwiej Ziemi rzuciła się była dziewczyna Clow'a. Audi jednak okazał się silniejszy i był na górze. Lorna krzyknęła ,, Hiena!'' i pojawiło się kilka hien, które zaczęły atakować pierwszą lepszą osobę. Tą osobą była Sheila. Brązowy nie zauważył ataku na siostrę i dalej walczył z czarną lwicą. Jednak na pomoc Sheili pojawił się Clow. Walczył z hienami dużo czasu, ponieważ Sheila nie mogła mu pomóc z powodu wielu ran. Gdy zabił hieny ryknął donośnie i Lorna kazała zawrócić. Wszystkie złe lwy wykonały polecenie. Księżyc zawisł na niebie i wszystkie lwy i lwice poszli spać.





niedziela, 8 listopada 2015

Nowy król i odejście Clowa




Dziś jest wielki dzień dla całej Lwiej Ziemi. Nie dość, że są osiemnaste urodziny wszystkich lwiątek to jeszcze jest koronacja Audiego i Uru i ich ślub! Lecz niestety, Clow w ten wyjątkowy dzień odchodzi z domu.

                                                                              *


Zazu zwołał już wszystkie zwierzęta z Lwiej Ziemi. Kiara zaryczała na znak, że oddaje tron. Po niej zaryczeli Audi i Uru. Po tym wiatr zawiał i grzywa króla zaczęła falować, a królowa patrzyła na ukochanego. Ta chwila mogłąby trwać wiecznie lecz wszystkie zwierzęta się rozeszły. Audi poszedł z bratem nad wodopój.


- Kiedy masz zamiar odejść?- zapytał król.
- Nie wiem.Myślałem, żeby iść teraz ale nie mogłem przecież opuścić twojej koronacji i ślubu.
- Masz...- brązowy nie zdążył powiedzieć, ponieważ pojawiła się jego żona.
- Audi! Będziemy mieć dziecko! Clow! Zostaniesz wujkiem!- krzyczała na cały głos królowa.
- Słucham?!- powiedział król.
- To... Ja was tu zostawię. - powiedział Clow i odszedł z Zazu na ramieniu.



- Dobrze.- powiedział zdziwiony król.- Jak to? Skąd wiesz?
- No... Rafiki mi powiedział. Będzie jedno lwiątko.
- A jaka płeć wiesz?
- Nie... Ale mam imię dla dziewczynki.
- Jakie?
- Mindy. Dla chłopca nie.
- A ja tak.
- Jakie?
- Nie powiem.
- Proszę!
- No dobrze. Imię brzmi Ujasiri.
- Pięknie! Mamy imiona.
- Tak...
- Co jest? Nie cieszysz się?
- Cieszę ale chyba nie jestem gotów. Wracam Na Lwią Skałę.
- Idę z tobą.
- Zgoda.

Na Lwiej Skale trwały poszukiwania. Jedynie Kiara siedziała samotnie na czubku skały. Król podszedł do matki i usiadł obok. Zauważył, że Kiara płacze. Zaciekawił się dlaczego jednak nie wiedział jak zapytać. Aż nagle zagadał.

- Mamo co się stało?
- Jest okropnie. Nie dość, że twój ojciec zmarł to jeszcze... Oj... Lorna wypowiedziała wojnę o Diathesisa. Nie wiadomo co się stało se Skazą i Mordu bo przecież ich ostatnio nie widać... A jeszcze Lila,Lojo,Didu,,Moro i co najgorsze Clow!
- Co?! Jeszcze przed chwilą z nim rozmawiałem nad wodopojem... Ale mam dobrą wiadomość.
- Jaką?
- Będziesz babcią, ja tatą,Uru mamą,Sheila ciocią, a Clow wujkiem!
- To świetnie! Jaka płeć? Ile będzie dzieci?
- Jedno, a płeć nieznana.
- No dobrze ale jakie imiona?
- Dla dziewczynki Mindy a dla chłopca Ujasiri co znaczy odwaga.
- A Mindy?
- Nic.To zwyczajne imię.
- Aha. Co zrobisz z wojną?
- Jaką wojną?
- No tą co zapowiedziała Lorna.
- Aaa... Nie wiem. Chyba muszę ją poprowadzić...
- Ha ha ha!
- No co?
- To pewne. Ale nie ma czasu na żarty.
- Wiem.  No... Nie mam pojęcia...
- Posłuchaj, to serio bardzo ważne.
- Cześć Diathesis, cześć Motti. Gdzie Met?
- W jaskini.
- O co się kłócicie?- zapytała była królowa.
- Nieważne... To co idziesz?
- Jasne...- odpowiedziała Mot.

Mot i Diath poszli na spacer i zatrzymali się przy wodopoju. Diathesis zrobił poważną minę.

- Motti. Ja... Chciałem ci powiedzieć że... Kocham cię i chcę żebyś została moją partnerką.
- Słucham? Ja... Tak szybko?
- Jesteśmy nastolatkami i... Pomyślałem, że może byś chciała nią zostać...
- Serio?!
- Co?
- Dałeś się nabrać!
- Co?!
- Pewnie! Zostanę twoją partnerką!
- To świetnie! Juhu!





wtorek, 3 listopada 2015

Nowa gwiazda








- Usaliti!- nawoływał kremową lwicę król.- Usaliti!
- Kovu! To ty?- odpowiedziała lwica.- Gdzie jesteś!?
- Nad wodopojem!
- Jasne! Biegnę!

Usaliti przybiegła do swojego ukochanego z uśmiechem jednak Kovu nie był wcale szczęśliwy.

- Kovu? Co się stało?
- Ahhh...- sapał król Lwiej Ziemi.- Nieważne.
- Spoko. Choć za mną. Znalazłam super miejsce. Szybko!

Brązowy nie zdążył odpowiedzieć, a lwica zniknęła z jego pola widzenia. Słychać było jedynie ciche śmiechy kremowej. Kovu też się zaśmiał i zaczął biec w stronę odgłosów. Wreszcie zobaczył ukochaną tulącą się do innego lwa. Kovu był zły. Lwica i lew śmiali się złowieszczo i szli w stronę króla.

- No Kovu. Ha ha ha ha ha!- naśmiewała się Usaliti
- Usaliti. O co ci chodzi?
- Cicho bądź panie! Ha ha ha ha!- rozkazał lew
- Kim jesteś?! Usaliti, zaufałem Ci!
- Twój błąd!- krzyknęła Usaliti.

Usaliti z nieznajomym rzucili się na brązowego Lwioziemca. Kiara akurat szukała męża po dżungli i słyszała jego krzyki. Królowa szybko pobiegła za krzykami i ujrzała lwa i lwicę stojących nad królem. Para szybko uciekła od królowej. Kiara podbiegła do martwego męża i zaczęła szlochać.


- Kovu? Obudź się! Proszę! Błagam! Co to były za lwy? Proszę wstań! W domu wszystko mi powiesz!- krzyczała błagalnie w smutku krztusząc się własnymi łzami królowa Lwiej Ziemi.

*********

Nastała noc. Kiara ciągle była przy ukochanym. Przez oczy przebiegły jej najpiękniejsze chwile z ich życia.




I wiele wiele innych...


******
Królowa zasnęła, a jak się obudziła było już rano. Jej martwy mąż ciągle leżał przy niej. Jego oczy... Martwe... Królowa nie mogła patrzeć na ukochanego i ze łzami w oczach odbiegła od ciała do baobabu Rafikiego. Wdrapała się i opowiedziała o wszystkim szamanowi.

- Oh Kiaro... Tak mi przykro...
- Ja w to nie wierzę!- wrzasnęła królowa i popchnęła otwarty już owoc Rafikiego po czym została duża pomarańczowa plama.
- Dziękuję! Wiesz ile zajmie mi posprzątanie tego chlewu?!
- Rafiki!- krzyczała królowa próbując przekrzyczeć oskarżenia szamana. - To nie czas! Mój mąż umarł i trzeba go pochować! Tej nocy chcę zauważyć jego własną gwiazdę.
- Masz rację, idź po stado i z nimi przyjdź pod baobab.- mówił małpa patrząc się ciągle na pomarańczową plamę na podłożu.
- Nie idziesz ze mną?
- Nie. Ja tu umyję podłogę i schodzę pod baobab.
- Okej.

Kiara pobiegła na Lwią Skałę i powiedziała stadu o śmierci króla i o tajemniczych lwach. Najsmutniejsi byli Audi, Sheila i Clow, który bez pożegnania z ojcem ani rusz z domu.

******

Nastała noc, a całe stado w smutku i żałobie czekało pod baobabem na Rafikiego. Mało było lwic i lwów którzy nie siedzieliby z opuszczonymi łbami. Gdy Rafiki zszedł z drzewa, królowa zaprowadziła stado w miejsce śmierci ukochanego. Rafiki podszedł do lwa i zrobił mu sokiem z owocu koło na czole, które oznaczało krąg życia.

- Audi i Clow. Podejdzcie do mnie.- rozkazała królowa.
- Tak?
- Pomóżcie mi go zanieść na Lwią Ziemię.
- Jasne.

Lwy wzięły martwego ojca na grzbiet i nieśli go do samej granicy Lwiej Ziemi. Rafiki rozpalił ognisko i wrzucił lwa w czerwone płomienie. Po jakimś czasie na niebie pojawiła się nowa gwiazda. Lśniła bardzo mocno.

- Mamo?
- Tak Audi...
- I co teraz będzie?
- Jak to?
- Audi i Kiara. Pójdziecie ze mną na baobab?- zapytał szaman.
- Tak.- odpowiedział małpie Audi.

Kiedy weszli na baobab Kiara patrzyła ciągle na namalowanego Kovu.

- Przysięgam. Ten kto to zrobił nie pożyje długo.- powiedziała stanowczo królowa.
- Przyprowadziłem was tu ponieważ trzeba ustalić coś bardzo ważnego. A mianowicie czy Kiara będzie rządzić Lwią Ziemią.
- Nie. Bez Kovu nigdy nie będę rządziła.
- Mamo. Ja nie mogę jeszcze władać. Jestem za młody.
- Kiaro. Tu się zgadzam z Audim.
- Zgoda... Audi, w twoje urodziny odbędzie się koronacja i ślub z Uru.
- Mamo! To moje urodziny! Nie. Po nich.
- Audi musisz być odpowiedzialny. Co zrobisz? Kiara nie będzie rządziła od dnia twoich urodzin. Zgoda?
- Dobrze zgoda...- odpowiedział trochę zrezygnowany Audi.