sobota, 28 listopada 2015

Rozmowa z Tabasamu i jego blizna



Tabasamu, Mpenzi, Ujasiri i Kifalme bardzo się polubili. Nawet młody książę przekonał się do lwiątka. Nikt jednak nie wiedział gdzie mieszkają, kim są ich rodzice i co najważniejsze na Lwiej Ziemi, skąd pochodzą Tabasamu i Mpenzi. Ujasiri'ego to wcale nie obchodziło. Jego zdaniem ważny jest charakter, a nie skąd ktoś pochodzi. Rafiki się z tym w zupełności zgadzał, ale wiedział, że król będzie chciał nawiązywać do starych praw. Każdy bardzo prosił Kifalme, żeby z Tabasamu na ten temat pogadała, ponieważ ona była z nim najbliżej. Lwiczka się nie zgadzała ale po długich namowach uległa. Powiedziała, że z nim porozmawia ale nie wie kiedy. Książę postanowił porozmawiać na ten sam temat z Mpenzi. Powiedział o tym rodzicom, którzy się na to nie zgodzili. Uważali, że to będzie trochę podejrzane. Przecież dwa lwiątka z Lwiej Ziemi wypytują o prywatne sprawy innych. Ujasiri powiedział, że w pewnym sensie mają rację lecz w sercu uważał, że będzie lepiej kiedy on też się trochę popyta przyjaciółkę. Nikt nie wiedział o jego zamiarach.

                                                                             *

Był słoneczny poranek. Ujasiri obudził śpiącą Kifalme i oznajmił, że wszyscy śpią więc mogą iść się bawić. Książę chciał iść nad wodopój lecz lwiczka uznała,  że to zły pomysł. Książę zgodził się i wymyślili, że pobawią się w berka. Tylko kto będzie ganiał?  Myślały ciągle lwiątka.  Myślałyby tak spory kawał czasu kiedy niespodziewanie Kifalme klepnęła łapką księcia po ramieniu i biegła w stronę czubka Skały. Biegła z zamkniętymi oczami i śmiała się. Wpadła w kałużę po deszczu i ślizgała się. Nie mogła przestać. Poczuła brak gruntu pod łapami i ledwo co złapała kurczowo pazurkami Skały. Ujasiri szedł powoli. Chciał pomóc kuzynce ale nie chciał też, żeby on tak samo był w nie bezpieczeństwie. Powolutku podszedł do Kifalme i już wyciągał łapę by jej pomóc, ale błagalne okrzyki pomocy obudziły króla, który wyszedł szybko z jaskini. Zauważył własnego syna, który stał nad błagającą o pomoc kuzynką. Oburzył się, ponieważ wyglądało to trochę jakby książę chciał ją zrzucić z czubka Lwiej Skały. Podbiegł ile sił w łapach i złapał syna za kark. Odłożył go szybko na bok i złapał lwiczkę również za kark.

- Kifalme, idź do jaskini i powiedz Twojej mamie i Uru, że ja z moim synem poszliśmy porozmawiać. Chcę mu dać... nauczkę - rozkazał z zawodem w głosie król.
- Dobrze wujku...- Kifalme odpowiedziała z wyraźnym smutkiem w głosie.
- Synu, za mną.

Król z księciem poszli nad wodopój. Król złapał syna za kark i położył na kamieniu przed sobą. Lwiątko siedziało grzecznie i patrzyło się wyraźnie na swojego smutnego ojca. Król przerwał ciszę i donośnym głosem powiedział:

- Co chciałeś jej zrobić?
- Ja? Ależ nic!
- Na pewno? To czemu stałeś nad nią, a ona ostatkami sił trzymała się pazurkami o Skałę i krzyczała błagając o pomoc?
- Bo... chlip... Jak wszyscy spali... chlip... To my wyszliśmy... chlip... Z jaskini i... chlip... Bawiliśmy się w berka... chlip... Ona mnie klepnęła łapką, a ja... chlip... Nie wiedziałem co robić i stałem w miejscu... chlip... Ona biegła w stronę czubka... chlip... Poślizgnęła się o kałużę... chlip... Nie mogła się zatrzymać... chlip... Spadała... chlip... Złapała się pazurkami i krzyczała o pomoc... chlip... Ja powoli szedłem w jej stronę... chlip... Kiedy już wyciągałem... chlip łapę w jej stronę by... chlip jej pomóc... chlip... Ty się zjawiłeś... chlip... Resztę znasz... chlip...- płakał Ujasiri
- Dobrze, już nie płacz! Wybacz, że tak cię osądzałem...

Na króla wpadła Mpenzi i targała go za grzywę. W końcu zeszła i powiedziała, że idzie w umówione miejsce, żeby porozmawiać z Tabasamu. Król się ucieszył i zaczął z nią rozmawiać jak powinna zacząć rozmowę. Kifalme słuchała uważnie. Książę obraził się i poszedł z powrotem na Lwią Skałę. Kiedy Audi zauważył brak syna poszedł go szukać. Lwiczka uwolniona od wiecznych rad poszła na polankę. Tam była umówiona z Tabasamu ale go nie było. Siedziała tam długo. Gdy nastąpił zmrok postanowiła wrócić. Szła w stronę domu z opuszczonym łbem i smutną miną. Usłyszała szelest w trawie i spojrzała się tam. Nie zdążyła mrugnąć, a stało przed nią lwiątko, na które tak długo czekała.

- Cześć!- przywitał się Tabasamu.
- Hejka! Posłuchaj... Bo ja... Chciałam z Tobą poważnie porozmawiać...
- O czym?
- Na początek chciałam się zapytać jak się nazywają Twoi rodzice i skąd pochodzą?
- Mama ma na imię Moyo. To znaczy serce. Imię pasuje, ponieważ ma wielkie serce! Pochodzi z Rajskiej Ziemi. Tata ma na imię Mbaya. Oznacza zły. Też pasuje... Pochodzi z Zakazanej Ziemi. Kim są Twoi rodzice?
- Mama ma na imię Sheila. To nic nie znaczy. Tata to Risu. Też nic nie znaczy. Tata jest z Lwiej Ziemi. Tak samo jak moja mama. Moja mama to córka byłej królowej Kiary i byłego króla Kovu. Gdzie mieszkasz?
- Na obrzeżach Lwiej Ziemi w małej jaskini.
- Fajnie masz! Czasem chciałabym mieszkać w małej jaskini... Ja mieszkam w królewskiej. No bo jestem członkiem rodziny królewskiej.

W stronę lwiątek szedł dorosły lew. Kifalme schowała się za kolegą, a on stał przed nią dumnie z wypiętą piersią.




- Tabasamu idziemy!- odezwał się lew.
- Gdzie tato?- spytał trochę przestraszony.
- To twój ojciec?!- oburzyła się Kifalme.
- A co ci do tego?!- nakrzyczał na lwiczkę lew.
- Nie ciebie się pytam! Tabasamu, powiedz coś!
- Tabasamu idziemy! Masz się z nią przestać przyjaźnić słyszysz?!- nakazał Mbaya, bo tak właśnie się lew nazywał.
- Ale tato!- powiedział lewek.
- Nie pyskuj smarkaczu!- wrzasnął.

Lwiątko uderzył mocno pazurami w oko. Kifalme była przerażona tą sceną i pobiegła na obrzeża Lwiej Ziemi. Tabasamu mówił jej, że mieszka na obrzeżach, więc lwiczka chciała znaleźć jaskinię i powiadomić o wszystkim matkę pobitego lwiątka. W tym czasie Tabasamu odsunął się od ojca i płakał. Mbaya zaczął się z niego śmiać i mówił do niego ,, Beksa!'' i inne obraźliwe rzeczy.




Kiedy Kifalme wpadła do najbliższej jaskini na obrzeżach Lwiej Ziemi ujrzała lwice i Mpenzi w jej łapach. Kifalme padła zdyszana na podłożę. Lwica kazała wyjść z jaskini córce i podeszła do małej i nieprzytomnej. Mpenzi wyszła posłusznie. Moyo nie wiedziała co to za lwiczka. Mimo to szturchała ją lekko nosem. Kifalme obudziła się i zapytała czy to ta lwica co ją obudziła ma na imię Moyo. Lwica potrząsnęła twierdząco głową.

- Na szczęście!- uradowała się kuzynka przyszłego króla.
- Czemu niby?- zdziwiła się Moyo.
- Ja jestem przyjaciółką Tabasamu. Mam na imię Kifalme. Przybiegłam tu, ponieważ chciałam pani zgłosić, że on potrzebuje pomocy!
- Jak to? Jego ojciec jest z nim. Nic mu na pewno nie grozi.
- Grozi! Ze strony jego ojca.
- Co?! Co się stało? Gdzie są? Co mu zrobił?!
- Są na polance. On uderzył go łapą w pysk... Przybiegłam powiedzieć pani bo chcę żeby pani mu pomogła! Chlip!- szlochała.

Moyo nie zdążyła nic powiedzieć. Złapała w pysk Kifalme i wybiegła na zewnątrz. Powiedział córce, że idzie na spacer i za chwilę wróci. Mpenzi miała pójść do jaskini i jak zobaczy ojca to uciekać. Mała przytaknęła i weszła do jaskini. Moyo biegła we wskazane przez Kifalme miejsce. Kiedy dobiegła stanęła przed synem i warczała na męża, lwiczkę odłożyła obok Tabasamu. Kifalme jednak nie chciał się wtrącać w rodzinne sprawy przyjaciela, poszła wolnym krokiem do domu. W tym czasie Moyo nadal broniła syna.






- Czemu go uderzyłeś?!- rozzłościła się Moyo.
- Zasłużył!- odpowiedział Mbaya.
- Wiele osób zasługuje na wiele rzeczy! Ale nasz syn nie na bicie! Widzisz co mu zrobiłeś w oko!?
- Widzę i co!? Też mi coś! Miałem takich więcej niż zjadłaś w życiu zebr!
- Nie widzę ani jednej!
- Zagoiły się!
- Jego się nie zagoją!
- Ma tylko jedną!
- Dwie!
- Tak? Niby jakie!
- Na oku! Ale jeszcze na duszy! Wiesz co on musi przeżywać?!
- I co mi z tego!
- Jesteś jego ojcem! Ty powinieneś go bronić! Ale o co?! Ty go ranisz!
- I dobrze! On nie zasługuje na tą bliznę! Co dopiero na moją miłość! On ma skazę w sercu!
- Nie mów tak!
- Bo co mi niby masz zamiar zrobić?!
- Grrrrr... Powiem tyle! Jesteś okropnym ojcem, mężem i na pewno synem!
- Przegięłaś!
- Ja? Ja biję Twoją kochaną Mpenzi?!
- Nie! Bo ty! Jesteś matką! Ja ojcem! Muszę wprowadzić dyscyplinę!
- Koniec!
- Czego?
- Nas! Już po nas! Tabasamu nie jest Twoim synem! Mpenzi nie jest córką! Wynoś się stąd!
- W życiu, ani mi się śni!
- To masz problem!

Krzyknęła i złapała syna za kark. Mbaya szedł w stronę jaskini w której jest jej córka. Biegła ile sił w łapach w stronę jaskini. Zauważył to jej mąż i też biegł. Do jaskini wparowała Moyo. Zauważyła brak córki. Rozglądała się. Poczuła, że ktoś stoi a nią. Odwróciła się i zobaczyła...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz