sobota, 4 marca 2017

52# Binti i Huzuni

Po kilu dniach Kama wrócił na Lwią Skałę. Akili i Predator zabrali go na spotkanie z Bangs i Kipofu, którzy bardzo polubili lwiątko.
***
Był środek nocy, a Lief, Metgesel i Kifalme nie spali. Siedzieli nad wodopojem i nie odzywali się do siebie. Brązowa powiedziała im, że ma zamiar szukać ojca. Lief chciał jej zabronić, ale Met powiedziała, że nie ma on prawa tego zrobić. Kuzynka następcy tronu była dorosła i mogła robić co chciała. Lecz żeby para nie została z tyłu z szokującymi wieściami lwica powiedziała, że jest w ciąży. Kifalme to wstrząsnęło. Jej przybrani rodzice nigdy nie chcieli mieć dzieci. Tylko kremowa od czasu do czasu coś wspomniała. Brązowa była wściekła, ale wiedziała, że to ich uszczęśliwi. Wszyscy byli zagłębieni we własnych myślach. Lief westchnął i zaczął:
- Zgadzam się. Kifalme, możesz odejść-lwice spojrzały na niego zdziwione.
- Nie zgadzam się!-warknęła Metgesel.
- Przecież sama powiedziałaś, że ty się zgadzasz,
- Powiedziałam, że nie możesz jej tego zabronić, a nie, że jej na to pozwalam! Kifalme-zwróciła się do przybranej córki.- Jak tylko będę musiała to zatrzymam Cię tu siłą!
- No to ja zabiję wasze dzieci!- lwica zerwała się na równe łapy- Nie możecie mi zabronić!
- Nigdzie się nie wybierasz! Nie chcę! Nie po to Cię przygarniałam jak Twój ojciec stał się mordercą Twojej matki, żebyś go teraz szukała!!!
- To ucieknę!
Kifalme pobiegła na Lwią Skałę, a kiedy już nie było jej widać Metgesel jęknęła przeciągle i złapała się za brzuch. Brązowa wbiegła do jaskini i szturchała Tabasamu. Chciała mu się wyżalić. Od pewnego czasu w lwie widziała wsparcie co ją bardzo dziwiło. Zawsze ją wspierał, ale od nie dawna jeszcze bardziej. Zdenerwowana, że przyjaciel dalej się nie budzi opadła na ziemię obok niego i krzyknęła od razu łapiąc się za pysk. Złapała Tabasamu za ucho zębami i pociągnęła. Lew syknął z bólu. Z ucha zaczęły spływać mu kropelki krwi znikające w grzywie. Spojrzał z wyrzutem na lwicę i złapał się za ucho. Na łapie miał krew, a jego przyjaciółka tylko wskazała łapą na zewnątrz. Przewrócił oczami i wyszedł za nią.  Usiedli z tyłu Lwiej Skały. Kifalme po policzku popłynęły łzy i w tym momencie brat Mpenzi zrozumiał powagę sytuacji. Położył jej łapę na ramieniu.
- Co się dzieje?-zapytał czule.
- Metgesel i Lief nie pozwalają mi odejść. To znaczy... Lief pozwala. Metgesel nie... Do tego powiedzieli, że niedługo będą mieć lwiątka. Traktują mnie jak swoją córkę, a ja ich jak moich rodziców. Te dzieci mogą wszystko zepsuć. Będzie ich trójka... lwiczka i dwa lewki. Zobaczą jak to fajnie mieć własne lwiątka i mnie odrzucą...
- Oni tacy nie są. Nie zostawili by Cię, a Metgesel nie chce Cię puścić bo jesteś dla niej córką. Jej jedynym dzieckiem.
- Niedługo czwartym...
- Powiedziałaś, że to fajnie mieć lwiątka. A ty chciałabyś? No wiesz... dzieci?
- Chciałbym! Jasne, że tak!
- A nie chcesz, żeby oni je mieli.
- Mają mnie...-mruknęła rozeźlona.
- Ale chcą małe. A nie dorosłą córkę. Zawsze będziesz ich. No nie ich, ale to oni Cię wychowali. Ach i jeszcze jedno...- lew wciągnął i wypuścił powietrze, a gdy przemówił głos mu drżał. - Chciałbym Cię zapytać czy chciałabyś zostać moją partnerką?- Kifalme spojrzała na niego osłupiała.
- Tak!- krzyknęła uradowana i lew przytulił ją.

- Metgesel rodzi!-krzyknął Lief, który właśnie podbiegł do zakochanych. Był spanikowany.
- Co?- mruknęła lwica.
Pobiegła za żółtym ile sił w łapach. Biegli w stronę baobabu, gdzie musieli poczekać. Czarno grzywy położył się i schował głowę miedzy łapami. Kifalme usiadła i rozmyślała czemu jej przybrany ojciec jest zaniepokojony. Z baobabu doszedł ich jęk, a zaraz potem krzyk. Po kilku godzinach, kiedy już świtało Uaminifu trochę zasmucony wezwał ich do środka. Lief przełknął gulę, która powstała mu w gardle i wskoczył na baobab, a zaraz po nim Kifalme. Po środku podłoża leżała Metgesel trochę uśmiechnięta, ale na policzkach miała ślady łez. W łapach trzymała szarą kulkę z niebieskimi oczkami, a obok niej leżała jasno kremowa.
- Weź w łapy naszego syna- powiedziała, a lew wykonał polecenie chociaż lwiątko spojrzało na niego przerażone.
- Jakie słodkie- mruknęła Kifalme.- A gdzie to trzecie?
- Nie żyje- powiedziała bezbarwnym głosem Metgesel.
- Jak...? To Twoja wina!-krzyknął do swojej przybranej córki.
- Nie-powiedziała stanowczo świeżo upieczona matka.- Uaminifu powiedział, że to nie wina tej złości i strachu. Jak tylko się urodził dostał napadu duszności i nie zdążył go uratować... nie myślmy o tym. Jak je nazwiemy?
- Może na pamiątkę tego smutnego wydarzenia i śmierci-wtrąciła kuzynka księcia- lewka nazwiecie Huzuni?
- Świetny pomysł- powiedziała Metgesel.- A może lwiczkę... Binti?
- Tak. To piękne imię. Violet i Daraja będą miały towarzyszy do zabawy. Jakie mamy piękne dzieci!- powiedział uradowany Lief- Ale to trzecie dziecko... jak wyglądał?
- Był taki sam jak Binti. No może ciemniejszy.
- I tak wiem, że śmierć mojego syna jest Twoją winą-warknął do Kifalme.
- Dość!- krzyknęła Metgesel- Huzuni i Binti się teraz liczą, a nie tamto lwiątko. Uaminifu zabrał go i położył w tamtym wąwozie, w którym zginął mój przybrany pradziadek Mufasa. Położył go na trawie, która na nim wyrosła. Trzeba mu nadać imię. Nie żyje, ale powinien się jakoś nazywać. Ty Lief wymyśl imię. Ja wymyśliłam Binti, Kifalme Huzuni, a ty?
- Nyasi. A teraz odpocznij kochana. Miałaś ciężką noc.
- Ale dopiero ranek!
- Trudno. Choć Kifalme. Dajmy odpocząć mamie.
Kifalme i Lief zeskoczyli z baobabu. Żółty pobiegł na Lwią Skałę, a brązowa na granicę ze Złą Ziemią. Wiedziała, że Akili i Predator akurat rozmawiają z Bangs i Kipofu. Lwica myślała o słowach przybranej matki. ,, Huzuni i Binti się teraz liczą''. Co to mogło znaczyć? Czyżby nie interesowała już przybranych rodziców? Partnerka Tabasamu była przewrażliwiona, ponieważ nie chciała znowu stracić rodziców. Chciała jak najszybciej szukać ojca, ale to mogło wiązać się z długim opuszczeniem Lwiej Ziemi. Lief i Metgesel mogliby o niej zapomnieć. Gdy lwica doszła w wyznaczone miejsce zobaczyła czwórkę przyjaciół kłócących się. Predator i Akili wypędzali Złoziemców z Lwiej Ziemi. Ci z wysuniętymi pazurami warczeli groźnie na białych. Kipofu nic nie widząc zamachnął się by uderzyć Predatora, ale trafił w pysk Akili jeszcze bardziej narażając się na złość białego. Ten zaryczał i ugryzł go w łapę. Bangs rzuciła się na nastolatka. Przygniotła go do ziemi i wyszczerzyła kły. Predator odepchnął nastolatkę tylnymi łapami, a gdy ta wstała zaczęli krążyć naokoło siebie. Księżniczka chciała wrzucić nic nie spodziewającego się Kipofu do rzeki pełnej krokodyli. Widząc to Kifalme musiała zareagować. Co prawda ślepy jest Złoziemcem, ale lwica bardzo lubiła żółtego. Wskoczyła na pole walki i zaryczała najgłośniej jak potrafiła. Cztery pary oczu powędrowały w jej stronę. Akili odskoczyła od ślepego, a Predator położył łapę, którą wcześniej podniósł by uderzyć nastolatkę. Bangs chciała skoczyć na brązową, ale biały przygniótł jej ogon łapą i warknął cicho, prawie niedosłyszalnie. Kipofu czując, że jest bezpieczny chciał rzucić się na księżniczkę Lwiej Ziemi. W Kifalme zawrzało. Zdenerwowana do granic uderzyła w bok nastolatka, a ten upadł brzuchem na ostry kamień. Nabił się na niego delikatnie. Wszyscy osłupieli. Po skale spływała krew, ale w niewielkich ilościach. Pierwsza ocknęła się Bangs i podbiegła do przyjaciela. Szturchnęła go łapą, a ten syknął. W oczach lwicy pojawiły się łzy. Kochała lwa, a teraz nie wiadome było czy przeżyje. Kifalme zrzuciła ślepego z kamienia i zarzuciła go sobie na grzbiet. Pobiegła do baobabu Uaminifu. Chciała wskoczyć na drzewo, ale bała się, że nastolatek spadnie z jej grzbietu. Dlatego złapała go lekko zębami za łapę, a dopiero potem wspięła się na pień. Krzyknęła imię szamana i niechcący obudziła Metgesel tak jak jej dzieci. Binti i Huzuni zaczęli płakać, a jej przybrana matka spojrzała na nią z wyrzutem. Powtórzyła krzyk, a dopiero po kilku minutach nadszedł Uaminifu. Kifalme wyjaśniła pawianowi co się stało, a ten bez zbędnych pytań wziął się do roboty. Zmartwienie lwicy szybko zmieniło się w złość na Akili i Predatora. Warknęła cicho i zeskoczyła z drzewa, pod którym czekali już biali.
- Co się tam stało?!- zapytała rozeźlona.
- Nic- warknęła nastolatka.
- Właśnie, że coś się stało! Naprawdę martwię się. Byliście przyjaciółmi, a teraz? To nie wyglądało jak mała kłótnia. A ty Akili- lwica zwróciła się do księżniczki.- Nie spodziewałam się tego po Tobie. Jak mogłaś chcieć zepchnąć Kipofu prosto w paszcze krokodyli? Atakować ślepego? Zawiodłam się na Tobie. Naprawdę. I Twój brat, jak i Twoi rodzice też będą zawiedzeni jak się dowiedzą. A poza tym. Chciałabym z Tobą porozmawiać. Na osobności. A ty Predator idź i powiedz Bangs o tym, że z Kipofu raczej w porządku.
Lew odbiegł, a Akili spuściła wzrok. Sama zrozumiała, że źle zrobiła. Zaczęła się martwić o przyjaciela. Kifalme spojrzała w niebo. Podziwiała chmury.
- Zmieniłaś się- powiedziała dalej nie patrząc na księżniczkę.- Od niedawna jesteś inna. Co Ci się stało?
- Nic. Sama nie wiem... zazdrość? Teraz żałuję, że oddałam tron Ujasiri'emu. A może to nie to? Nie mam pojęcia.
- Czemu żałujesz?- lwica spojrzała prosto w błękitne oczy kuzynki- Mogłaś mieć kawałek Lwiej Ziemi, a oddałaś ją całą bratu. Z własnej woli. I jeszcze jedna sprawa. O co się kłóciliście?
- Chcą sobie pójść. Opuścić Złą Ziemię. I nas.
- Odejść? Ale... tak mi przykro. To o to ta kłótnia. Ale aż tak poważna? No cóż. O tej zazdrości porozmawiał z ojcem zanim przerodzi się w nienawiść. A jak kogoś kochasz pozwól mu odejść. Kochasz ich jak przyjaciół. W końcu znacie się od dzieciństwa.
- Nie chcę rozmawiać o tym z ojcem. Klamka zapadła. Straciłam swoją szansę. Mówi się trudno- biała uśmiechnęła sięsmutno.
- Jak uważasz- mruknęła Kifalme niepewnie przyglądając się Akili.
We dwie poszły na Lwią Skałę. U jej podnóża nastolatka poprosiła brązową by nie mówiła nic o kłótni między ją, a jej przyjaciółmi. Ta zgodziła się.  Szybko podbiegła do Ujasiri'ego, który stał na czubku Lwiej Skały. Nie zamierzała zdradzać jej i Akili tajemnicy. Przywitali się po czym książę dalej obserwował Lwią Ziemię. Kifalme usiadła i patrzyła na to, na co akurat przyszły król. W pewnym miejscu jego wzrok zatrzymał się. Przybrana córka Lief'a i Metgesel spojrzała w to samo miejsce. Stało tam kilka hien, mniej więcej osiem. Kuzyni zwołali Lwią Straż. Brązowa wskoczyła przed syna Uru, a obok niej stanęli Akili, Heshim, Tabasamu i Mpenzi. Następca tronu wyjaśnił co się dzieje, a cała Straż pobiegła w wyznaczone miejsce. Akili jako przywódczyni kazała ukryć się pozostałym i chwilę obserwowali psy. Było tam czterech samców i cztery samice. Dwie z nich trzymały po jednej małej hience w pyskach. Samce byli poturbowani przez co ledwo chodzili. Wszystkie osiem hien położyło się, a księżniczka dała sygnał pozostałym by wyszli z ukrycia. Stanęli w rzędzie przed przerażonymi psami. Heshim warknął groźnie w ich stronę, ale Mpenzi szybko go uciszyła.
- Witam...- zaczęła Akili, ale Heshim przerwał jej.
- Jakie witam!?-warknął- Wynocha z Lwiej Ziemi!
- Dość!- krzyknęła rozeźlona księżniczka- Co tu robicie?-zwróciła się do przybyszy.
- Zostaliśmy zaatakowani na Cmentarzysku Słoni- odezwał się największy samiec.- Tylko my przeżyliśmy i przyszliśmy tu. Przepraszamy za wtargnięcie, ale chwielibyśmy zapytać czy możemy zostać tu na jakiś czas?
- Jasne, że nie!-krzyknął Tabasamu.
- Stop!!! Ile razy mam powtarzać! Idziemy do mojego ojca. On zadecyduje.
Niezadowolona Lwia Straż powędrowała na Lwią Skałę. Za nimi szły przerażone hieny. Heshim co chwila oglądał się na psy. Był zirytowany ich obecnością na Lwiej Ziemi. Czuł, że coś knują, ale ilekroć się odezwał był uciszany przez liderkę. Kilkoma susami wskoczyli na lwi dom. Nie musieli szukać władców długo albowiem stali gotowi do biegu przy zejściu. Widząc dość nietypowych przybyszy warknęli i spojrzeli z wyrzutem na córkę.
- Co oni tu robią?- zapytał Audi.
- Zaatakowano ich stado na Cmentarzysku- zaczęła tłumaczyć biała- i chcieliby zostać tu na jakiś czas. Mogliby?
- No nie wiem córeczko- mruknęła Uru.- To są hieny. One nigdy nie mają dobrych zamiarów.
- Tak Uru to prawda- stwierdził król.- Ale Lwia Ziemia jest pokojowa. Jak się nazywacie?-zwrócił się do przestraszonych psów.
- Jestem Fisi- powiedziała ta jedna z samic trzymająca wcześniej młode.- To moje młode Yangu- wskazała na wcześniej trzymaną hienkę.- To mój partner Wewe- powtórzyła czynność i wskazywała tak na każdą hienę.- To moja siostra Dada, brat Kaka, córka Dady Doa, partner Dady Mvulana, partnerka Kaky Yeye, poddana Kisu i poddany Uma. To moglibyśmy zostać?
- Muszę porozmawiać  moją żoną. I synem. A tak w ogóle to kto was zaatakował?-zapytał król.
- To było stado lwów. Ich przywódczynią była czarna lwica. Krzyczała do jakiegoś lwa o kolorze toffi z czerwonymi oczami i brązową grzywą ''Zabij tą hienę Kifo! Bądź mordercą!''.
- To musiała być Lorna. No cóż idziemy po naszego syna.
Władcy oddalili się do Mpenzi i Ujasiri'ego bawiących się z Darają i Violet. Uru i Audi poprosili na chwilę brązowego na rozmowę. Gdy ten się zgodził poszli na czubek Lwiej Skały. Wyjaśnili następcy o co chodzi i poprosili o radę jako przyszłego króla. Książę długo zastanawiał się nad tą sprawą, aż zadecydował by nie pozwolić zostać hienom. Gdy król i królowa zapytali dlaczego ten powiedział, że osiem hien z dwiema młodymi to za dużo. Ci musieli się z tym zgodzić.  Kiedy wyjaśnili psom dlaczego nie mogą zostać te były zdruzgotane.
- Musicie się zgodzić! Jak nie to... to... zniszczymy Lwią Ziemię!- krzyknęła Fisi- Hieny znowu zostaną wrogami Lwiej Ziemi!
- Hieny zawsze były wrogami Lwiej Ziemi- warknął król.
Na te słowa psy odbiegły. Akili zrobiło się ich żal. Chciała im pomóc, ale nie mogła sprzeciwiać się rodzicom. Poszła nad wodopój gdzie zastało Kipofu pijącego wodę. Musiała go przeprosić, ale wstydziła się. Westchnęła i chciała zrobić ruch do kolegi gdy zawahała się. Cofnęła łapę i bezszelestnie pobiegła na baobab. Słyszała, że Metgesel urodziła więc chciała zobaczyć małe. Albo po prostu to sobie wmawiała.
***
W tym czasie na Złej Ziemi stara królowa odpoczywała i rozmyślała nad napadem ma hieny. Nie myślała, że to przesada gdyż miała w tym swój cel. Kilka miesięcy wcześniej przyszedł do jej królestwa nieznajomy nastolatek. W tym właśnie czasie potrzebowała swojego następcy.  Nienawidziła Lwioziemców z powodu wygnania. Po pewnym czasie chciała dać sobie spokój. Dzięki temu wygnaniu zyskała królestwo i tytuł królowej. Ale odebrali jej przybranego syna. W tedy znienawidziła te lwy na całego. Ten przybysz pomógł jej w realizowaniu swojego planu. Gdy powiedziała mu, że ma zabijać przestraszył się i chciał uciekać, ale Lorna nie pozwoliła na to. Kifo stał się jej następcą. Właśnie dlatego zaczęła lwa szkolić na maszynę do zabijania. W krótkim czasie prawie odniosła sukces. Stał się bezlitosny i okrutny. Swoją złość rozładowywał na członkach stada. Mimo to jak tylko usłyszał, że ma kogoś zabić cząstka dobra, która w nim została wyszła na zewnątrz, do tego czasu przygnieciona i zagłuszona przez jej nauki.  Szybko wybiła ją i zamieniła w samo zło. Większe niż wszystkie nauki. Niż całe stado Złoziemców razem wzięte. Ale trening czyni mistrza. Dlatego kazała mu wybić stado hien. Zrobił to bez wahania. Uratowało się tylko kilka psów, ale one same nie stanowią zagrożenia. Lwica zaśmiała się drwiąco. Nie mogła uwierzyć, że w kilka miesięcy zrobiła z dobrego lwa mordercę. Teraz był dorosły i silniejszy. A Lorna zadowolona.Układała się do popołudniowej drzemki kiedy właśnie Kifo przeszkodził jej.
- Matko- zaczął, a czarna spojrzała na niego wyczekująco.- Są wieści z Lwiej Ziemi. Przybrana siostra króla ma dwa lwiątka. A jego syn dwie córeczki.
- Wspaniale. Jestem z Ciebie dumna. Wiesz... właśnie o Tobie myślałam. Sądzę, że możemy zacząć planować zemstę.
- Ale zemstę za co? Ja nie jestem pewien...
- Dość! Pamiętasz co Ci mówiłam? Wahanie się prowadzi do niepewności, a niepewność prowadzi do śmierci.
- Tak. Masz rację. Możemy planować. Może zacznijmy jutro. Idę sprawdzić ile upolowały lwice.
- Wspaniale.
Gdy lew wyszedł z termitiery, która była ich domem Lorna położyła się na boku i poszła spać. Lecz przed snem musiała przyznać, że tym lwem łatwo manipulować. W tym czasie Kifo usiadł przed termitierą i z wyczekaniem zaczął rozglądać się dookoła siebie. Pięć lwic miało wrócić z polowania już kilka godzin wcześniej. Ich brak dziwił następce. Odkąd pojawił się w stadzie zawsze były punktualne. Zwłaszcza kiedy chodziły polować. Przyłapanie ich przez króla Lwiej Ziemi wydawało mu się absurdalne. Chodziły na Lwią Ziemię codziennie i nigdy to się jeszcze nie stało. Położył się i leniwie zaczął wymachiwać ogonem. Gdy doszły go przerażone szepty natychmiast podniósł głowę. Kiedy spojrzał na członków stada ci ucichli. Pewna szara lwica wyszła przed szereg i złożyła u łap lwa zwierzynę. Była to tłusta antylopa gnu. Inna tym razem miodowa położyła przy antylopie chudziutką zebrę. Patrzył wyczekująco na każdą z osobna. Jak żadna z poddanych nie przyszła do niego z ofiarą wściekł się. Warknął groźnie na co to te cofnęły się przerażone. Tylko ta miodowa lwica, która przyniosła mu zebrę stała w miejscu. Podniosła dumnie głowę i rzekła:
- Upolowałyśmy co mogłyśmy. Zwierzyna skarży się królowi więc musimy uważać.
- No tak. Ty wiesz doskonale co się dzieje na Lwiej Skale. Ale i tak poniesiesz karę. Głównie ty. Jako lwica, która przewodzi polowaniem powinnaś wiedzieć, że taka ilość pożywienia nie starczy stadu.
Miodowa miała coś powiedzieć, kiedy Kifo uderzył ją mocno w pysk. Na tyle mocno, że ów lwica wylądowała kilka metrów dalej. Jedna z lwic pobiegła by pomóc jej wstać. Lew prychnął. Podszedł do nich i jednym zamachnięciem łapy zagłuszył pomocniczkę. Przyjrzał się uważnie miodowej i stwierdził, że nie leci jej krew. Pochylił się nad nią i szepnął do ucha:
- Masz szczęście, że jesteś potrzebna mi i mojej matce. Gdyby tak nie było inaczej byśmy pogadali. A i jeszcze jedno. Masz przyjść do tej jaskini przed termitierą dzisiaj w nocy- lew zachichotał po czym dodał.- Muszę z Tobą poważnie porozmawiać. A teraz- dodał już głośniej- zejdź mi z oczu. A wy- zwrócił się do stada- bierzcie zebrę. Coś w końcu musicie zjeść.
Kifo złapał w pysk antylopę i zaniósł ją do Lorny. Nie był głodny, a wiedział, że jako księciu matka zostawi mu jedzenie. Przeszedł się do granicy. Napił się wody z rzeki i wszedł na kłodę. Lew cieszył się ogromnym respektem wśród lwic ze stada. Nieliczni samcy szanowali go, ale nie bali się co Kifo musiał zmienić. Z rozmyślań wyciągnął go cichy płacz. Rozejrzał się i stwierdził, że niedaleko od niego, już na Lwiej Ziemi leży Bangs. Lew lubił nastolatkę. W bardzo śmieszny sposób bała się go. Traktowała jak władcę całego świata choć czasem pokazywała pazurki.Podszedł do lwicy na co ta wytarła policzki. Kifo zachichotał po czym położył się obok żółtej.
- Zdajesz sobie sprawę, że płacz jest oznaką słabości?- zapytał wyniośle.
- Tak panie.
- Dlaczego płaczesz?
- A dlaczego... - nastolatka chciała powiedzieć coś obraźliwego, ale w porę ugryzła się w język- Mój przyjaciel jest nieprzytomny.
- Och. Niech zgadnę... chodzi o Kipofu. Prawda?
- Tak panie. Zaatakowała go Lwioziemka wasza wysokość.
- Mogłem się domyślić. Poza tym dowiedziałem się, że ty i on przyjaźnicie się z księżniczką Lwioziemców i jej przyszłym partnerem.
- Partnerem?
- To ty nie wiesz? Oni są zaręczeni. Chociaż oni sami tego nie wiedzą. No i jeszcze jedno. Tylko usłyszę, że znowu się z nimi spotkałaś, a pożałujesz. Nie chcesz chyba dowiedzieć się co potrafię zrobić zdrajcy.
- Nie chcę panie.
- Słusznie. Idź do swojej matki dziecko.
- Jestem w Twoim wieku!
- Czyżby? Wiesz chciałbym przypomnieć, że ja jestem dorosły, a ty jesteś nastolatką. I jeszcze raz na mnie krzykniesz a pożałujesz.
Kifo podrapał Bangs po grzbiecie na co ta syknęła z bólu. Lorna nauczyła lwa, że brutalność jest kluczem do sukcesu, a póki co tym sukcesem ma być bezgraniczny szacunek i lęk wśród poddanych.
***
Na Lwiej Ziemi Metgesel przyszła ze swoimi dziećmi na Lwią Skałę. Wszyscy zachwycali się lwiątkami, a Mpenzi przyniosła do nich Violet i Daraję oraz Fimbo, którym miała się chwilowo opiekować. Piątka lwiątek świetnie się razem bawiła. Z tej radości wykluczona była tylko Kifalme. Chciała jak najszybciej odnaleźć ojca, a co się z tym wiązało musiała jak najszybciej opuścić Lwią Ziemię. Tylko na początek musiała powiadomić stado o swoich planach. Tabasamu usiadł obok niej i we dwójkę przyglądali się Daraji, która gryzła w ucho Huzuni'ego.
- Kiedy masz zamiar im powiedzieć?- zapytał lew.
- W tej chwili- odpowiedziała i ryknęła by zwrócić na siebie uwagę. Gdy wszyscy spojrzeli na nią zaczęła mówić- Od niedawna myślałam nad odnalezieniem swojego ojca i mam zamiar to zrobić- wśród stada przeszedł szept.- Wyruszam dzisiaj. Razem z Tabasamu.
Każdy członek stada zareagował inaczej. Niektórzy ucieszyli się i życzyli parze powodzenia inni przechodzili obok nich obojętnie. Tabasamu odszedł żegnać się z Mpenzi i Moyo, a do Kifalme podeszli Metgesel i Lief z Binti i Huzuni'm w pyskach.
- Będziemy tęsknić- zaczęła Metgesel.
- Bardzo- dodał Lief.- Uważaj na siebie. Proszę.
- Będę. Moja matka nade mną czuwa.
- Czuwa nad Tobą Twój Duch Opiekuńczy.
- Ale to ona jest moim Duchem Opiekuńczym. Dopóki żyła nie miałam go. To ona była mi przeznaczona.
- No cóż. Żegnaj. Tabasamu będzie Cię bronił- pożegnała się przybrana córka Kiary.
- Proszę Kifalme chodźmy już. Zanim moja matka nas zabije- mruknął lew, który nagle pojawił się obok lwicy.
Ostatni raz pożegnali się ze wszystkimi członkami stada i odeszli. Przeszli przez wodopój, przez polankę, przez granicę aż doszli do Imperium Światłości. To brązowa wybrała akurat tą trasę. Coś ją tam pchnęło. Jakiś głos wewnątrz jej mówił, że tamtędy ma iść. Obaj bali się. Risu mógł być wszędzie. To jak szukanie igły w stogu siana. Ale czy ktoś powiedział, że to niemożliwe?
***
No część! Namęczyłam się nad tym rozdziałem. Bardzo. Pisałam go kilka dni. Co myślicie o Binti i Huzuni'm? Według mnie są fajni. A i jeszcze jedno. Każdego kto przeczyta ten post prosiłabym z całego serca o pozostawienie komentarza. Chcę wiedzieć czy ktoś to czyta. Pozdrawiam.

2 komentarze: